Wrzuć 2 złote, pij mleko od krów bonifratrów
Zanim bonifratrzy przybyli do Zebrzydowic, istniał tu już w dworze obronnym przytułek. Fundował go Mikołaj Zebrzydowski, który w 1610 roku postanowił przekazać go Braciom Miłosierdzia.
- Objęli oni tutejszy szpital rok później, 24 marca i założyli konwent po wezwaniem św. Floriana - mówi przeor Damian Wasylewicz. - Pierwszym przeorem był Melchior Bonawentura, który sprowadził tu braci z Krakowa i uruchomił aptekę.
Fundacja zebrzydowicka obejmowała folwark i grunty oraz dochód z dóbr Brody i Pacanów. Bracia swą służbę pełnili tu przez dwa stulecia, aż do rozbiorów Polski, kiedy to klasztorowi groziła kasata. Ostatecznie do likwidacji nie doszło, a 1 lipca 1798 roku stał się datą ponownej organizacji konwentu.
Rozkwit klasztoru nastąpił po okresie wojen napoleońskich. W 1828 roku wybudowano browar i gorzelnię. Potem budowano domy, spichlerz, postawiono kaplicę i urządzono szpital dla kobiet. Warto też wspomnieć, że bonifratrzy jako pierwsi wprowadzili w szpitalach rejestry chorych, a jednym z najwybitniejszych lekarzy był zakonnik Ludwik Perzyna, autor popularnych poradników medycznych.
Lata zaborów nie były łatwe dla klasztoru. Wtedy zdarzyło się kilka pożarów i powodzie, a tego czego nie strawił żywioł, zniszczyła rabacja galicyjska. Trzeba było znowu odbudowywać.
- Dużym wsparciem były pieniądze otrzymane od rządu jako odszkodowanie za grunty oddane pod budowę kolei cesarza Ferdynanda - tłumaczy przeor.
W 1904 roku otwarto w Kalwarii nową aptekę a pięć lat później w konwencie rozbłysło światło elektryczne.
Jak odnotowali kronikarze, od 1804 roku do wybuchu I wojny światowej bonifratrzy udzieli pomocy medycznej około 40 tysiącom pacjentów.
Po odzyskaniu przez kraj niepodległości dla ludności uruchomiono bezpłatną przychodnię, udzielano pomocy żywnościowej, przekazano też grunty na budowę szkoły w Zebrzydowicach. Powstała tu filia szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie.
Wybuch drugiej wojny to kolejne tragedie i ogołocenie klasztoru z dobytku. Z kolei niepodległość to upaństwowienie w 1950 r. gospodarstwa i apteki. Zakonowi pozostawiono budynek klasztoru, trochę ziemi i część zabudowań.
- Dopiero zmiany polityczne po 1989 roku pozwoliły braciom odzyskać swą własność - mówi przeor.
A jest ona niemała. Bracia mają las, łąki i pola. W sumie ponad 100 hektarów. Prowadzą też hodowlę 90 sztuk bydła.
- Krowy te chowają się bez chemii. Dożywają więc 15 lat - mówi Maria Mrion - specjalista od produkcji roślinnej i zwierzęcej - dodaje, że dziennie dają 1020 litrów mleka, które sprzedawane jest do mleczarni w Wadowicach. Poza tym w Kalwarii przy aptece bracia ustawili automat do sprzedaży mleka - mlekomat. Jak zdradzają, stawiają na ekologię w połączeniu z nowoczesnością. Nie wahają się też sięgać po dotacje unijne.
Wspomniana apteka to także powód do dumy. Prócz leków gotowych pacjenci mogą się w niej zaopatrzyć w leki robione na recepty oraz bonifraterskie preparaty ziołowe.
Kolejną dziedziną ich działalności jest Dom Pomocy Społecznej. Tu całodobową opieką objętych jest 69 mężczyzn. Ponadto przy DPS-ie działa Warsztat Terapii Zajęciowej dla 30 osób z terenu powiatu wadowickiego.
- Celem działania jest rozwój umiejętności zawodowych, poprawa kondycji, terapia i przygotowanie do życia w środowisku - mówi Renata Mikołajek, dyrektor DPS.
Konwent działa dziś jak wielka korporacja. W celu usprawnienia zarządzania i aby podołać zmianom założono spółkę. To pozwoliło uzyskać dopłaty unijne do klasztornego gospodarstwa na modernizację. Dziś jak mówią z dumą zakonnicy park maszynowy odnowiony jest już 90 procentach. Braciom marzy się nie tylko postawienie kolejnego mlekomatu w okolicy np. Wadowicach. Chcieliby też uruchomić na nowo browar.
- Mamy już nawet upatrzone miejsce. To stary spichlerz - zdradza plany brat Ryszard Hunek. - Według tradycyjnej receptury powstawałoby tutaj piwo bok i marcowe. Jedno jasne a drugie ciemne - mówi.
Inne zamierzenia braci dotyczą przebudowy apteki. Tak aby był tu punkt ziołolecznictwa oraz gabinety lekarskie.
Czy to jednak nie za dużo planów jak na pięciu braci łącznie z przeorem? Bo przecież prócz ojca Damiana i brata Ryszarda są w klasztorze jeszcze tylko bracia Ignacy Kowalczyk, Stanisław Młynarczyk i Pius Wójtowicz. Sami twierdzą, że nie. A jak tłumaczą cały sekret w tym, że rozsądnie korzystają ze zdobyczy techniki i pracy najemnej, np. w gospodarstwie na etatach zatrudnionych jest tylko pięciu pracowników fizycznych, a cała kadra zarządzająca to 1 i 1/4 etatu.
Warto też dodać, że bonifratrzy to zakon nieklerycki, składający się z braci, spośród których tylko nieliczni przyjmują święcenia kapłańskie. - My tu i telefony komórkowe mamy i telewizję, i internet - wyjaśnia przeor. - Ale z wszystkich tych dobrodziejstw korzystamy z umiarem - dodaje ze śmiechem i zaprasza na okolicznościową wystawę.