https://gazetakrakowska.pl
reklama
18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Złota piątka krakowskich aktorów

Łukasz Maciejewski
Marcin Kowalczyk
Marcin Kowalczyk fot. Archiwum Polskapresse
Dzieli ich prawie wszystko. Wiek, doświadczenie zawodowe, płeć. Łączy sukces oraz niekwestionowana p ozycja zawodowa. Osiągnęli ją dzięki talentowi, pracowitości i mądrym wyborom, nie obecnością w tabloidach. Oto złota piątka aktorów z Krakowa i Małopolski, o któ rych w minionym roku mówiło się najczęściej i pisało najlepiej. Sporządził ją specjalnie dla "Gazety Krakowskiej" znany krytyk teatralny i filmowy Łukasz Maciejewski.

Przykład na to, że nawet dzisiaj można budować karierę w zgodzie z sobą. Joanna Kulig, absolwentka krakowskiej PWST, dokonuje właściwych decyzji zawodowych, a pomimo rosnącej popularności nie pozwoliła zrobić z siebie tandetnej celebrytki. W wywiadach jest szczera i bezkompromisowa, ale opowiada głównie o rolach, nie o życiu prywatnym.

Jakiś czas temu zwierzała mi się: "Kiedy patrzę w niebo, uśmiecham się na widok gwiazd, ale czytając o "gwiazdach" w kolorówkach, czuję się głupio. Podoba mi się inne, mniej modne określenie: artysta. Chciałabym być artystką".

Rok 2012 był przełomem w jej karierze zawodowej. Z Krakowa, gdzie podziwialiśmy ją od dobrych kilku lat (kreacje w teatrze STU, Starym Teatrze, znakomite recitale) wyfrunęła nie tylko do Europy, ale nawet dalej, do Hollywood.

W "Sponsoringu" Małgorzaty Szumowskiej nie dała się zdominować Juliette Binoche, we francusko-polskiej "Kobiecie z piątej dzielnicy" Pawła Pawlikowskiego zagrała z Ethanem Hawke jak równy z równym, a do tego pięknie zaśpiewała "Tomaszów" z repertuaru Ewy Demarczyk.

Prywatnie skromna i bezpośrednia, na ekranie emanuje tajemnicą. Jest sexy. Nic dziwnego, że Amerykanie uznali Joannę za jedną z najbardziej zmysłowych aktorek na świecie.

W tym roku zobaczymy ją m.in. w hollywoodzkiej superprodukcji "Hansel i Gretel. Łowcy czarownic", a także u boku Agaty Kuleszy w filmie Pawła Pawlikowskiego oraz w debiutanckiej fabule Macieja Bochniaka, prywatnie męża aktorki, opowiadającej o fenomenie disco-polo. Wszystko wskazuje na to, że sezon na Joasię dopiero się zaczyna.

Gdyby ktoś zapytał mnie o najwybitniejszego polskiego aktora, wskazałbym na Jana Frycza. Jest nie tylko aktorską wizytówką Krakowa i częścią legendy Starego Teatru (chociaż od kilku lat pracuje w Warszawie, w Teatrze Narodowym), ale także artystą o nieograniczonych wręcz możliwościach.

Nigdy nie nadużywał popularności, nie mizdrzył się, nie kokietował. Z widzami rozmawia rolami, nie zwierzeniami w prasie kolorowej. Potrafi zagrać absolutnie wszystko, każdy typ roli, od slapsticowej komedii po duszny dramat psychologiczny. W przeciwieństwie do wielu rówieśników, Frycza nie zadowala bezpieczeństwo sprawdzonych patentów, stać go na eksperyment, brawurę. Ciekawy artystycznie sezon zamknęła mistrzowska kreacja Stomila w "Tangu" Mrożka, w reż. Jerzego Jarockiego w Teatrze Telewizji. Ostatnia praca legendarnego mistrza teatru sąsiadowała z rolami zagranymi przez aktora w filmach młodych lub debiutujących filmowców: "Bejbi blues" Katarzyny Rosłaniec i "Ixjanie" braci Skolimowskich.

W "Sanctuary", fabularnym debiucie irlandzkiej reżyserki, Norah McGettigan, Frycz z wyczuciem zagrał mężczyznę w smudze cienia, cierpiącego po utracie bliskiej osoby. Aktor wspominał: "Młodzi twórcy potrafią wspaniale marzyć. Ich spojrzenia odkładają się w pamięci. Uśmiecham się na wspomnienie niesamowitego błysku w oczach Magdy Piekorz, Mariusza Trelińskiego czy młodego szwedzkiego reżysera, Emila Graffmana. Norah McGettigan również pięknie błyszczała, miała entuzjazm". "Zazdrościmy Polsce tak wspaniałego aktora" - pisał irlandzki krytyk. Miał rację. Frycz to światowa klasa.

W Krakowie cenimy ją przede wszystkim za znakomite kreacje w Starym Teatrze, ale największą popularność przyniosły jej niedawne role w popularnych serialach - Katarzyna w "Julce" i Anna w "Majce".

Ewa Kaim nawet w mocno sformatowanym telewizyjnym tasiemcu była wspaniała. Jak to się robi? Tajemnica talentu.
Jeszcze jako studentka PWST debiutowała w "Starym" w roli Strusiopawia w pięknym "Śnie nocy letniej" w reżyserii Rudolfa Zioły. Od tamtej pory zagrała wiele świetnych ról w przedstawieniach reżyserów o skrajnie różnych estetykach i wrażliwościach. Z jednej strony Grzegorzewski i Fiedor, z drugiej - Bradecki i Kutz, albo Miśkiewicz i Zadara.

Miała wszystkie atrybuty potrzebne do zrobienia tak zwanej kariery. Uroda, inteligencja, muzykalność i temperament: jednak droga filmowa Kaim, w przeciwieństwie do teatralnej, była dotychczas rozczarowująca. Wiele wskazuje na to, że ubiegły sezon będzie pod tym względem przełomem.

Poza "Julką", Ewa Kaim zagrała gościnnie w "Hotelu 52" oraz w "Chłopcach" - debiutanckim filmie Pawła Orwata, była jedną z muz Krzysztofa Globisza we "Wszystkich kobietach Mateusza" Artura "Barona" Więcka, oraz bohaterką "Zaćmienia" Pawła Maślony.
Ewa Kaim jest dzisiaj spokojna, zdystansowana, mówi: "W krakowskiej szkole opiekowali się nami Hussakowski, Trela, Olszewska i Grombka. Oprócz tego, że uczyli nas rzemiosła, ogromną wagę przykładali do pracy zespołowej - tępili zadęcie. To bliskie mi podejście. Może bezpośrednie profity są wtedy mniej spektakularne, ale mnie interesowały zawsze raczej długie dystanse".

O tym, że Marcin Kowalczyk jest pierwszorzędnym materiałem na pierwszoligowego aktora, mogłem się przekonać oglądając już jego spektakl dyplomowy - "Babel 2" w reżyserii Mai Kleczewskiej. W przedstawieniu według prozy Elfriede Jelinek, Kowalczyka rozsadzała energia, był zadziorny, ostry, brawurowy.

Potem wygrał casting na rolę Magika, lidera legendarnej "Paktofoniki" w "Jesteś Bogiem". Gigantyczny sukces filmu przeszedł oczekiwania, a kreacja Marcina spotkała się z niemal jednoznacznie pozytywnym przyjęciem. Zasłużenie - aktor doskonale poradził sobie z trudnym aktorskim zadaniem. Nadał własny charakter zmitologizowanemu idolowi, równolegle pamiętając, że film jest kreacją zespołową. Nie ma w nim miejsca na solówki, wszyscy grają do wspólnej bramki.

"Podziwiam Marcina, ma charakter rzadko spotykany u tak młodych aktorów" - podkreśla Leszek Dawid, reżyser filmu "Jesteś Bogiem". - "Nie interesuje go łatwa droga, z przekonaniem odrzuca role w komercyjnych projektach, dzięki którym szybko mógłby stać się idolem nastolatek. Myślałem że się ugnie, a powodzenie naszego filmu zmieni go jako człowieka. Bałem się o Marcina, na szczęście niepotrzebnie. Jest taki jak zawsze. Silny, mądry i bezkompromisowy"- dodaje Dawid.

Wkrótce zobaczymy Marcina Kowalczyka w roli "gniewnego" w "Dziewczynie z szafy", fabularnym debiucie w reżyserii Bodo Koxa, oraz w nowym spektaklu Mai Kleczewskiej.

Jestem pewien, że jeszcze nieraz o nim usłyszymy.

Ważny, jubileuszowy rok w karierze Mariana Dziędziela. Aktor udzielił wywiadu rzeki Dariuszowi Domańskiemu, a w Nowohuckim Centrum Kultury odbył się zorganizowany z pompą benefis artysty. Wszystkie oklaski dla Dziędziela są zasłużone. Jest aktorskim fenomenem. Trochę brakuje go ostatnio w teatrze, ale wszystko rekompensuje aktywność kinowa. Aktorska forma Mariana Dziędziela wydaje się wręcz olimpijska. Właściwie nie schodzi z ekranu.

Tylko w grudniu odbyły się premiery aż dwóch filmów z jego udziałem: "Piątej pory roku" Jerzego Domaradzkiego i "Supermarketu" Macieja Żaka.

Za rolę w pierwszym otrzymał nagrodę na prestiżowym festiwalu w Kairze, za kreację w drugim aktora uhonorowano w Turcji. W najbliższych miesiącach zobaczymy Dziędziela w kolejnych tytułach: "Drogówce" Wojciecha Smarzowskiego oraz w "Miłości" Sławomira Fabickiego, w międzyczasie skończył zdjęcia do kręconego w Krakowie "Anioła", kolejnego projektu Smarzowskiego, adaptacji powieści Jerzego Pilcha, a w planach ma dalszych kilka tytułów.

Tajemnica sukcesu aktora to idealne wyczucie filmowego medium. Dziędziel przypomina mi najlepszych gwiazdorów kina amerykańskiego. Jak Morgan Freeman czy Tommy Lee Jones, potrafi zagrać swojaka, który skrywa głęboko osobisty dramat, subtelnieje na ekranie. Kiedy niedawno zapytałem artystę, gdzie jest jego prawdziwe miejsce, odpowiedział: "Tutaj, teraz, wszędzie. Odnalazłem wewnętrzny spokój". I to się czuje.

Komentarze 3

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
marek popiela
Babcia klozetowa tez sie samopromowala mowiac "dobrze kible myje".
k
krytyk
Pisać dla takiej gazety to nic nadzwyczajnego, wiedząc jak tam jest. Autor artykułu ma swoje zdanie, ale po przeczytaniu jego najnowszej książki nie byłem usatysfakcjonowany. Spotkanie promocyjne w Krakowie też zero zachwytu. Zaproszona Anna zachowywała się niegrzecznie w stosunku do gości i pokazywała swoją pseudomądrość. Umieszczenie w piątce Kulig dziwi mnie, bo ta osoba ma więcej szczęścia, a jej role w produkcjach ze znanymi aktorami nie są rewelacyjne. Znam dziewczynę, która kończyła z nią krakowskie Pwst i jest o niebo lepsza (opinie kolegów z roku o niej: fenomen aktorski), ale dlatego, że nie mizdrzy się do kamery, nie jest angażowana. Kulig jedzie na jednej opinii, o! w jednym filmie zagrała, pokazała kawałek tyłka, to i sypią się propozycje następnych rólek o podobnym charakterze. No, ale to moje prywatne zdanie, żeby nie było. Może w przyszłości będzie inaczej.
a
aktor ostatnii z setki
Cytat:
" Sporządził ją specjalnie dla Gazety Krakowskiej znany krytyk teatralny i filmowy Łukasz Maciejewski."
Koniec cytatu.
Patrzę na autora artykułu....
i widzę nazwisko Łukasz Majewski
Zbieżność przypadkowa? czy to jest ta sama osoba?
Jeśli tak to gratuluję autopromocji
Hehehehe
i jeszcze mam zapłacić 10zł za taki "gupoty"
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska