
Zabójstwo braci
Kto i dlaczego zabił braci bliźniaków w Marcinkowicach koło Miechowa? Tego do dzisiaj nie wiadomo. - To zabójstwo jest ciągle zagadką - mówi 65-letni Henryk Filus, jeden z blisko 300 mieszkańców niewielkiej, cichej wsi. Braci znał słabo, żyli po swojemu, trzymali się z dala od innych. Kontakt ze światem mieli tylko, gdy wystawiali bańki z mlekiem do mleczarni. Potem zamykali bramę, nie wpuszczali nikogo. Tylko miejscowi wiedzieli, że jest do ich posesji furtka od pól. O tym, że nie dają znaku życia policję poinformował anonimowy telefon, zaraz zjawili się dwaj funkcjonariusze z Charsznicy, weszli na posesję. Zauważyli zwłoki 66-letniego Stanisława Marca, leżał na podwórku, miał zmasakrowaną twarz. W sieni domu było ciało drugiego z braci, Zdzisława. Zabójca zadał mu szereg ciosów metalową rurką lub płaskownikiem. Ślady na rękach świadczyły o tym, że bracia próbowali się bronić. Na ich ubraniu znaleziono też krew i odcisk buta. Motyw zbrodni ? Być może rabunkowy.

Zabójstwo pracownika kantoru
Pracownik kantoru Paweł S. zginął 27 października 2014 r. wieczorem. Mężczyzna wracał do domu z 37-letnią pracownicą innego kantoru. Mieszkali na tym samym osiedlu, w sąsiednich blokach. Z centrum Bochni wyjechali czarnym land roverem. Gdy na ul. Legionów Polskich wysiedli z samochodu, do Pawła S. podbiegł mężczyzna z pistoletem. Żądał oddania pieniędzy, które bochnianin miał w zielonej torbie. Mimo że pieniądze otrzymał (ok. 24 tys. euro i 150 tys. zł), bandzior strzelił z bliska dwukrotnie. Trzecia kula drasnęła kobietę. Nieprzytomny 41-latek trafił do szpitala. Zmarł na bloku operacyjnym niespełna godzinę po napadzie. Dzięki zeznaniom towarzyszącej mu kobiety oraz innych świadków udało się sporządzić dokładny portret pamięciowy zabójcy. Nagrody wyznaczone za wskazanie sprawcy nie przyniosły efektu. Z powodu niewykrycia sprawcy Prokuratura Apelacyjna w Krakowie umorzyła śledztwo dotyczące zabójstwa pracownika kantoru w Bochni i próby zabójstwa kantorowca z Niepołomic.