Czytaj także: Chłopczyk wypił płyn do zmywarek w podkrakowskim żłobku. Wszczęto śledztwo
Chłopiec trafił do prywatnego żłobka pod koniec marca 2012 r. 20 kwietnia 2012 r. dzieci poszły rano na spacer. Po powrocie poszły się przebrać z przedszkolankami w szatni. Szatnia jest połączona z jadalnią drzwiami, tuż za którymi znajduje się pomieszczenie gospodarcze, też oddzielone drzwiami. Klamka w obu drzwiach jest wysoko - dwulatek nie może jej dosięgnąć.
Drzwi do obu pomieszczeń były jednak otwarte. Chłopczyk wszedł do pomieszczenia gospodarczego. - Tam stał płyn do zmywarek przelany do mniejszej butelki po płynie do zmywania naczyń . Dziecko chwyciło za butelkę i napiło się - relacjonuje rzecznik krakowskiej prokuratury Bogusława Marcinkowska. Chłopczyk zaczął krzyczeć. Do pomieszczenia gospodarczego przybiegła Justyna K., która opowiedziała o całym zdarzeniu właścicielkę żłobka, a ta zadzwoniła na pogotowie i do rodziców chłopca. Maluch trafił do szpitala.
Jak ustalili lekarze, płyn uszkodził maluchowi przełyk i żołądek - doszło tam do oparzenia chemicznego, wystąpiła też miejscowa martwica obejmującą błony śluzowe (bez uszkodzenia głębszych struktur ściany i tkanek). - Oskarżone winny sprawdzić, czy przebieralnia jest miejscem bezpiecznym. Nie zwracając uwagi na to, że drzwi do jadalni były otwarte, nie zapewniły właściwego nadzoru nad dziećmi - mówi rzecznik prokuratury.
Justyna K. mówiła w prokuraturze, że nie ponosi winy za całe zdarzenie, gdyż był to nieszczęśliwy wypadek. Jej koleżanka również twierdzi, że jest niewinna, odmówiła składania wyjaśnień.
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+