W pamiętnym meczu z Wisłą (3:1) nie zagrał, ale był członkiem mistrzowskiej drużyny. Z „Pasami” sięgał potem po wicemistrzostwo Polski – w 1949 r. i brązowy medal mistrzostw kraju (1952 rok). W Cracovii spędził dziewięć sezonów w latach 1948 – 1956, z czego siedem w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Pamiętny mecz o mistrzostwo Polski
5 grudnia 1948 r. na boisku Garbarni „Pasy” pokonały „Białą Gwiazdę” 3:1 w meczu o mistrzostwo Polski.
- Mieliśmy dodatkowy mecz, bo skończyliśmy rozgrywki z tą samą liczbą punktów – wspomina dostojny jubilat. - Ja nie grałem w tym spotkaniu, oglądałem go z trybun. Było strasznie dużo ludzi, powyżej 20 tysięcy, wspinali się nawet na drzewa, płoty i oglądali to spotkanie. Była zima, ale nie było dużego mrozu. Dodam, że w owych czasach nie było możliwości zmian, można było wymienić tylko bramkarza, dlatego nie było rezerwowych.
Kolasie zatarły się już szczegóły wydarzeń sprzed 74 lat, ale pamięta o pamiątce z tego spotkania.
- Dostaliśmy za mistrzostwo złote pierścienie, ale teraz nie wiem, gdzie go mam – mówi z uśmiechem.
Czosnek, cebula i mód
Kolasa jest w fantastycznej formie psychicznej i fizycznej jak na stulatka. Jaka jest tajemnica sukcesu?
- Pomimo moich lat codziennie robię ćwiczenia fizyczne i dużo chodzę – mówi. - W dzień nigdy nie leżę, a jak się zmęczę, to usiądę, odpocznę, coś przeczytam. Ale podkreślam – dużo spaceruję, nie usiedzę w miejscu. Oczywiście, używam kul do chodzenia, bo mi to pomaga, ale mogę chodzić też bez nich. Poza tym ważne jest odpowiednie odżywianie. Trzeba o to dbać, unikam alkoholu, nie palę, jem czosnek, cebulę i miód.
Ostatnio można go było zobaczyć na Treningu Noworocznym Cracovii. Prezes Cracovii Janusz Filipiak mówił o nim: „Pan jest symbolem Cracovii!”.
Jest na bieżąco z meczami i wynikami „Pasów”.
- Abonament Canalu Plus jest oczywiście wykupiony – dodaje córka Barbara.
- Oglądam wszystkie mecze i innych sportów też nie zaniedbuję – mówi bohater tego tekstu.
Był na otwarciu nowego stadionu Cracovii w 2010 roku, a następnie na różnych meczach. Ma kartę VIP-a i gdy tylko przyjdzie mu ochota, jest mile widziany w loży.
W wyprawach na mecze towarzyszył mu Adam Czapla z Rady Seniorów. W tym sezonie stadionu jeszcze nie odwiedził.
- Ja też byłam z tatą nieraz na meczu – dodaje córka Barbara. - Mój mąż także towarzyszył tacie.
Kolasa wspomina swoją bytność w Cracovii z rozrzewnieniem. To były zupełnie inne czasy niż teraz. Grano na zasadach amatorskich.

Treningi trzy razy w tygodniu
Kolasa pracował w zakładach „Zieleniewskiego” potem przemianowanych na „Szadkowskiego” i jakoś starał się godzić pracę z treningami.
- Trenowaliśmy trzy razy w tygodniu – opowiada Kolasa. - Dostawaliśmy 500 zł. na miesiąc na dożywianie. I to było wszystko. Miałem duże problemy ze zwolnieniami na treningi ponieważ miałem wysokie stanowisko w pracy – byłem mistrzem oddziału narzędziowego i nie chciano mnie zwalniać. Nieraz musiałem brać urlop bezpłatny, by pojechać na zgrupowanie. Klub rekompensował mi utratę zarobków. Na mecze jeździliśmy przeważnie koleją. Przeważnie w dniu meczu, ale jeśli była to np. Warszawa lub gdzieś dalej, to jechaliśmy w sobotę, a mecze były w niedzielę. Musieliśmy więc nocować w hotelu.
Jego kuzyn Stanisław Flanek grał w Wiśle Kraków.
- Na boisku nie było przebacz, o mało co mi nie urwał nogi – opowiada. - Ale poza nim mieliśmy dobry kontakt, trudno było nie utrzymywać kontaktu z kuzynem. W zespole najlepiej mi się współpracowało z Tadeuszem Glimasem, on grał na lewej obronie, a ja lewej pomocy. Poza boiskiem wszyscy się spotykaliśmy, ale najwięcej z Janem Hymczakiem, naszym bramkarzem. On też, tak ja ja, mieszkał w Podgórzu i razem chodziliśmy na treningi. Wracaliśmy też razem.
Kolasa był lewonożny. W Cracovii strzelił trzy bramki w 86 meczach w ekstraklasie.
- Najtrudniej się nam grało z Wisłą – wspomina po latach. - Ale ten najważniejszy mecz wygraliśmy. W tych spotkaniach zawsze chodziło o prestiż.
Tekst o Mieczysławie Kolasie z 2015 roku:
Marzenia o mistrzostwie
Kolasa z uwagą śledzi poczynania swoich następców, ale trudno mu się z nimi utożsamiać.
- Bardzo żałuję, że gra tak mało Polaków, o wychowankach nie mówiąc – ubolewa Kolasa. - Poza tym teraz jest wiele zmian. Gdy ja grałem, to można było w ciemno obstawiać, kto wyjdzie na boisko na mecz. A teraz przychodzą zawodnicy z wielu zakątków świata. Szybko odchodzą. Nie mam o tym dobrego zdania.
Kolasa odszedł z Cracovii do Wieliczanki, gdzie w latach 1958 – 60 był grającym trenerem.
- Sam zrezygnowałem z Cracovii gdyż praca już mi nie pozwalała na uczestniczenie w treningach – mówi Kolasa. - Nie chciano mnie zwalniać.
Potem był jeszcze przez chwilę trenerem Cracovii, w 1978 roku.
Marzenia pana Mieczysława? Oczywiście te związane z Cracovią.
- Doczekałem zdobycia Pucharu Polski w 2020 roku – mówi. - Teraz chciałbym doczekać kolejnego mistrzostwa Polski.
Park Gier KS Cracovia. Zobaczcie, jak wyglądał stadion "Pasó...
