To było wydarzenie, które trwale zapisało się na kartach historii klubu, choć być może niektórzy o tym nie pamiętają, a młode pokolenie kibiców może poznawać tamte wydarzenia jedynie z przekazów starszych fanów.
Do Oświęcimia przyjechały litewska Energija Wilno i Sokół Kijów. Litwini do hokejowych potentatów nie należeli. Jednak kijowianie, przed zmianami na politycznej mapie Europy, występowali w lidze Związku Radzieckiego, zaliczanego do potentatów światowego hokeja. Po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości, jej hokej wciąż był znacznie wyżej notowany od polskiego.
W pierwszym meczu oświęcimskiego turnieju Unia rozbiła Energiję 16:1 (8:1, 3:0, 5:0), więc wiadomo było, że walka o jedno miejsce premiowane awansem do półfinału rozegra się przeciwko Sokołowi Kijów. Kijowianie rozbili Energiję 16:3. Niewielu dawało szansę na zwycięstwo oświęcimianom. Sami Ukraińcy byli przekonani, że łatwo im pójdzie z mistrzami Polski.

Kibice ponieśli zawodników swoim dopingiem
Dziś dla kibiców młodego pokolenia frekwencja na poziomie blisko czterech tysięcy kibiców w oświęcimskiej hali, wydaje się być niczym science fiction. Tymczasem tak właśnie było. Żywiołowy doping dodał wiary oświęcimskim hokeistom. Życiową partię rozegrał w bramce Gabriel Samolej. Rodowity nowotarżanin swoimi interwencjami natchnął kolegów do walki, a ci uwierzyli, że mogą dokonać czegoś, co dla wielu było wręcz niemożliwe. Wyrzucić z rozgrywek pucharowych zespół zza wschodniej granicy, preferujący rosyjską szkołę hokeja?!
Na początku dominowali Ukraińcy. Jednego gola sędziowie nie uznali, orzekając spalonego, ale potem trójkowa akcja na jednego obrońcę zakończyła się pełnym powodzeniem.
Oświęcimianie atakowali. Swoje okazje zmarnowali; Andrzej Kotoński, Michaił Szostak czy Piotr Sadłocha. Syn tego ostatniego, Kamil, występuje w obecnej kadrze oświęcimskiego zespołu. Dopiero Sławomir Wieloch wyrównał stan rywalizacji.
-Pamiętam jak dzisiaj, że trafiłem do siatki przy bliższym słupku, więc bramkarz rywali, Siergiej Wjuchin, reklamował u sędziów, że krążek wpadł do bramki przez dziurę w siatce. To tylko pokazuje, że Ukraińcy nie dopuszczali do siebie myśli, że możemy im wyrządzić jakąś krzywdę – wspominał popularny „Lulek”. - Wtedy nie było możliwości obejrzenia spornej sytuacji na zapisie filmowym, jak to jest obecnie. Sędziowie po dokładnym obejrzeniu siatki bramki dziury w niej nie znaleźli i gola uznali.

Tuż przed przerwą prowadzenie oświęcimianom dał Waldemar Klisiak. Bohaterowie tamtych dni podkreślają, że właśnie ten gol uskrzydlił zawodników. Przyznają, że mieli też szczęście, ale potrafili mu pomóc.
Na początku trzeciej tercji kolejnego gola dla oświęcimian zdobył Michaił Szostak i Ukraińcy zrozumieli, że muszą się wspiąć na wyżyny, by awansować do półfinału. Zdobyli kontaktowego gola, ale dopiero w 58 minucie. Ich trener wycofał bramkarza, by wprowadzeniem dodatkowego gracza szukać szansy na kolejne gole. Jednak oświęcimianie, grając pewnie w obronie, nie pozwolili sobie wydrzeć wygranej.
- Rewelacyjnie bronił Gabriel Samolej, a znający hokejowe realia wiedzą, ile zależy od bramkarza – przypominał Wieloch.
Pierwszy pucharowy sezon był dla oświęcimian bardzo udany. Dotarli w nim aż do finału, rozegranego w okresie świątecznym w Dusseldorfie. Oświęcimianie zostali ostatecznie sklasyfikowani na 5-6. miejscu w Europie. A piękna karta zaczęła się właśnie pisać od wygranej nad Sokołem Kijów.
