Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

4. liga. Niewielki wzrostem, ale za to o wielkim sercu do gry, czyli mów mi „Perry”

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Adrian Pietraszko nie boi się walki na boisku
Adrian Pietraszko nie boi się walki na boisku Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z ADRIANEM PIETRASZKO, 21-letnim zawodnikiem czwartoligowej Unii Oświęcim

- Zdobył Pan najważniejszą bramkę dla Unii w jej meczu na własnym boisku przeciwko Węgrzcom, które pokonaliście na własnym boisku 3:1.

- Skoro nie trafiam zbyt często, to jak już uda mi się zdobyć gola, to niechaj nie tylko kibice, ale i przeciwnicy zapamiętają mnie na dłużej. Fakt, mój gol dodał nam pewności, bo odzyskaliśmy prowadzenie. Wiadomo, że przeciwko niżej notowanemu rywalowi chce się jak najszybciej strzelić gole, ale pośpiech bywa złym doradcą. Potem wkradają się nerwy, ale wszystko dobrze się skończyło. Po moim golu pieczęć na wygranej postawił Bartek Ryszka.

- Uderzył Pan z boku pola karnego, a bramkarz był nieco zaskoczony, bo liczył raczej na dośrodkowanie. Czy ten strzał był mierzony, czy było w tej sytuacji trochę przypadku?
- W futbolu nie ma przypadku. Jeśli padł gol, to musiałem mierzyć. Trzeba czasem zrobić coś, czego przeciwnik się nie spodziewa.

- Był to Pana drugi gol w barwach Unii...
- Pierwszego zdobyłem wiosną, w meczu przeciwko Sosnowiance. Czekałem na niego blisko rok. Jednak ten był chyba ważniejszy.

- Rozpoczynał Pan przygodę w Unii w środku pomocy, ale wiosną trzeba było się przekwalifikować na bok obrony. Gdzie czuje się Pan lepiej?
- Ktoś kiedyś powiedział mi, że najważniejsze, aby moja pozycja była na boisku. Gdyby kazali mi stanąć w bramce, podjąłbym takie wyzwanie, choć może warunków fizycznych nie mam najlepszych. W żakach raz stanąłem między słupkami i jakoś sobie poradziłem. W Unii mamy jednak wybitnych fachowców od bronienia, więc rozważamy całą rzecz teoretycznie (śmiech).

- Płynnie przeszedł Pan z juniorskiego do seniorskiego futbolu, bo mówią o Panu „mały rycerz”, czyli może niewielki wzrostem, ale o wielkim sercu do walki...

- Charakteru nie można wytrenować. Trzeba go po prostu mieć. Nie dlatego, że pochodzę z piłkarskiej rodziny, bo tata też długo uganiał się za piłką. Mimo 21 lat, jestem z pokolenia, które cały wolny czas spędzało na podwórku i grało w piłkę na betonowym boisku, a do domu przychodziło się tylko przespać. Nie porównuję się z tatą, bo on strzelał bramki. Mnie przypada bardziej „czarna robota”. Ktoś musi ją jednak wykonywać. Czasem jednak los takim zawodnikom też wynagradza, co pokazał mecz z Węgrzcami.

- A może charakter ukształtował u Pana pobyt w szkółce piłkarskiej Gwarka Zabrze?
- Tam nie ma miejsca na naukę. Żeby się w niej odnaleźć, trzeba prezentować już pewne walory. Zdobyłem tam czwarte miejsce w Polsce w juniorach młodszych. To był fajny czas. W Unii mam już na koncie jeden awans, do czwartej ligi. Piłkarsko się rozwijam. Pracuję także z młodzieżą. Tak więc wszystko w moim życiu kręci się wokół piłki.

- Rozumiem, że najwierniejszym kibicem jest tata...
- Największym fanem jest moja lepsza połówka, Daiana, której chciałbym zadedykować bramkę z Węgrzcami. Choć piłka często mnie zabiera, to jest na każdym meczu. Tata bardziej jest partnerem, z którym mogę pogadać luźno o meczu.

- Skąd wzięła się ksywka „Perry”?
- A to jeszcze wymyślił w grupach młodzieżowych prowadzący mnie Henryk Snadny, którego gorąco pozdrawiam. Tak już zostało do dzisiaj i jest mi z tym dobrze.

href="https://www.facebook.com/SportWMalopolsce/">Sportowy24.pl w Małopolsce

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska