Nasz redakcyjny kolega, Lech Klimek mówi, że dla wiadomości, którą otrzymał w minioną środę, dzisiaj poddałby się badaniom, kłuciu i pełnej narkozie jeszcze raz. I nieważne już, że długo wstawał z redakcyjnego fotela, jak co najmniej kobieta po bliźniaczym porodzie naturalnym, a siniaki schodziły mu z pośladków jeszcze przez kolejne dwa tygodnie od pobrania szpiku.
Biorca żyje i ma się całkiem dobrze
Gdy w lutym tego roku po pobraniu szpiku Leszek dowiedział się, że być może uratuje życie 49-letniej kobiecie mieszkającej w Niemczech, przez głowę przelatywał mu tabun myśli: Kim jest? Jak wygląda? Czy ma męża, dzieci.
Teraz zna odpowiedź na najważniejsze: Czy żyje?
„Pacjent czuje się bardzo dobrze. Biorca na nowo wrócił do swojego życia prywatnego i samodzielnie stawia czoła różnym wyzwaniom dnia codziennego. Oczywiście pacjent w ramach opieki poszpitalnej w dalszym ciągu musi pokazywać się na wizytach kontrolnych w swojej klinice” - to pierwsza informacja, którą od DKMS-u Bazy Dawców Komórek Macierzystych w Polsce otrzymał od czasu pobrania szpiku.
- Dawno nie dostałem tak dobrej wiadomości - mówi z drżeniem w głosie Lech.
Trudno się dziwić, że ogromnej radości towarzyszy satysfakcja.
- Nie miałem chwili zawahania, a gdy znalazłem się na oddziale neurochirurgii krakowskiej kliniki uniwersyteckiej razem z ludźmi na przykład po trepanacji czaszki, pomyślałem, że nawet jeśli będzie bolało, to moje cierpienie minie, a oni będą borykać się ze swoimi problemami pewnie do końca życia - opowiada.
Dawca ostatniej szansy, bo już po 55-tce
2 listopada 2016 roku Lech skończył 55 lat. Nie złości się, gdy o to pytam. Dla facetów to mniej drażliwy niż dla kobiet temat.
- Pamiętam ten dzień, nie tylko ze względu na ”okrągłość“ jubileuszu. Wtedy moja przygoda, jako potencjalnego dawcy, miała się zakończyć. Właśnie osiągałem granicę wieku, do której pobiera się szpik do przeszczepów - wspomina Lech.
Wieczorem, 23 listopada, gdy poprzeglądał pocztę, wśród wielu maili zauważył ten z DKMS. Zanim go otworzył, pomyślał, że właśnie informują go, że im przykro, ale to już koniec.
To, co jednak przeczytał, sprawiło, że przez ciało przeszły mu dreszcze: „Jakiś czas temu rejestrował się Pan jako potencjalny dawca w bazie Fundacji DKMS. Dzisiaj otrzymaliśmy zapytanie o Pana, jako o dawcę komórek macierzystych dla konkretnego pacjenta. Zwracamy się, więc do Pana o pilny telefoniczny kontakt z Fundacją [...] Zgoda na udział w dalszej procedurze pobrania komórek macierzystych wiąże się z potrzebą pobrania u Pana krwi w celu ostatecznego potwierdzenia cech zgodności antygenowej z pacjentem”.
Litr życia dla genetycznej bliźniaczki
Następnego dnia rano zachowywał się jak 30-latek. Przyznał się, że ma motyle w brzuchu, a emocje sięgają zenitu, jak przed pierwszą randką. Zaczął nerwowo wydzwaniać do Warszawy. Nikt nie podnosił słuchawki. Po kilkunastu próbach usłyszał od nas: - Lechu, nie ma jeszcze siódmej. Daj ludziom szansę przyjść do pracy.
Emocje udzielały się i nam, mnożyły się pytania: Czy jej pomoże? Czy ona wróci do zdrowia? Czy ją uratuje? Musi, no przecież musi!
- Ale jak miałem być spokojny. W końcu znaleźli mi genetycznego bliźniaka, miałem zostać dawcą. Serce kołatało mi, wypalałem papierosa za papierosem. Przypuszczam, że gdyby ktoś wtedy zmierzył mi ciśnienie, od razu wylądowałbym na SOR-ze - wspomina teraz ze śmiechem.
Już po pobraniu dowiedział się, że szansę na spotkanie z kobietą, której podarował litr życia, będzie miał dopiero za dwa lata.
- Chciałem mocno wierzyć, że tak będzie, ale przecież los bywa okrutny. Teraz jestem pewien, że jeśli tylko moja genetyczna bliźniaczka zechce, spotkamy się już za półtora roku - dodaje Leszek.
WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 16. "Buc"
Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto
>>> Zobacz inne odcinki MÓWIMY PO KRAKOSKU