Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

80 lat temu Kraków pożegnał marszałka Józefa Piłsudskiego

Mateusz Drożdż
Dla zdecydowanej większości Polaków była to szokująca wiadomość. Co prawda można było zauważyć, że 68-letni mąż stanu wyraźnie postarzał się, ale o jego poważnej chorobie wiedziało jednak niewielu. O ostatnich dniach marszałka Józefa Piłsudskiego i jego wielkim pogrzebie w Krakowie - pisze Mateusz Drożdż

Znowu przybywa do Krakowa. Tym razem nie zabrzmią żadne okrzyki. Nie porwą tłumy swojego Wodza na ramiona. Nie wyprzęgą koni. Nie zaklaszczą już żadna para rąk. Nie uśmiechną się żadne usta dziecięce… (…) będzie Mu towarzyszyć wielki szloch całego ludu krakowskiego - pisał "Ilustrowany Kuryer Codzienny". Prawie tydzień wcześniej dziennikarze na pierwszej stronie umieścili w żałobnej obwódce zdjęcie i tytuł "Marszałek Józef Piłsudski nie żyje!", a drugą stronę, poświęconą osobie zmarłego, zaczęli słowami: "Stała się rzecz najstraszniejsza, ale stać się wcześniej czy później musiała. Dnia 12-go maja 1935 r. o godz. 20.45 zmarł Marszałek Józef Piłsudski".

***
Dla większości Polaków była to szokująca wiadomość. Tymczasem choroba, zdiagnozowana pod koniec kwietnia 1935 r., zabrzmiała jak wyrok śmierci: rak wątroby bez szans na wyleczenie.

Pacjent był tego świadomy, parę dni po informacji od lekarzy zapisał w swojej ostatniej woli: "Nie wiem, czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech! Niech tylko moje serce wtedy zamknięte schowają w Wilnie, gdzie leżą moi żołnierze co w kwietniu 1919 roku mnie jako wodzowi Wilno jako prezent pod nogi rzucili. (...)".

W sobotę 11 maja stan zdrowia Józefa Piłsudskiego pogorszył się, agonia trwała całą niedzielę, a ostatnie tchnienie wydał o godz. 20.45. O północy informację o śmierci marszałka podano publicznie przez radio, Rada Ministrów ogłosiła 6-tygodniową żałobę narodową i zaczęto przygotowywać uroczystości pogrzebowe.

Rozpoczęły się one już w poniedziałek 13 maja i przez pięć dni trwały w Warszawie. Przez pierwsze dwa dni trumnę i kryształową urnę z sercem wystawiono w Belwederze, w środę trumnę przewieziono na armatniej lawecie do katedry św. Jana, a w piątek - na Pole Mokotowskie, gdzie ustawiono ją na podwyższeniu, a przed zmarłym odbyła się wojskowa defilada. W ten sposób polska armia żegnała jednego z najwybitniejszych wodzów w historii Rzeczypospolitej - dowódcę I Brygady Legionów Polskich, Naczelnika Państwa, Naczelnego Wodza, zwycięzcę w wojnie 1920 roku z bolszewikami, ministra spraw wojskowych, Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych i historyka wojskowości.

***

Wyjazdowi z Warszawy towarzyszyły niezwykłe zjawiska atmosferyczne. Podczas defilady rozpętała się burza, a po 21 salwach armatnich, jakby dwudziestą drugą dołożył piorun. Wcześniej w katedrze od ognia świec zajęły się i spłonęły insygnia, herby, orły, laury i kiry umieszczone nad trumną. Piątkowa burza dotarła też do Krakowa, w którym przysłuchiwano się radiowej transmisji z uroczystości warszawskich. "Niebo zasnuło się czarnymi chmurami i o godz. 14.10 zapanowały ciemności, jakich nie pamiętają starzy krakowianie od lat kilkudziesięciu o tej porze dnia i roku. Wszędzie zapłonęły światła, gdyż było ciemno jak w nocy. (...) Po 20 minutach niebo zaczęło się przecierać i wśród wiatru spadł ulewny deszcz" - opisywał dziennikarz "IKC". Naoczni świadkowie wspominali także o "cudownym odbiciu" Wawelu na chmurach burzowych.

Ciało marszałka przewożono pociągiem. Przez całą noc żałobny skład jechał powoli w stronę dawnej stolicy Polski. Na platformie wiózł oświetloną specjalnymi reflektorami trumnę umocowaną na armacie i udekorowaną biało-czerwoną flagą. Z honorową wartą stali przy niej oficerowie i generałowie prezentując obnażone szable.

Po drodze, nie zważając na deszcz i przenikliwe zimno, stali licznie zgromadzeni ludzie, którzy chcieli pożegnać zmarłego. Wzdłuż torów paliły się wielkie ogniska i pochodnie, ludzie płakali, modlili się, śpiewali pieśni religijne i patriotyczne. Po drodze pociąg przystawał też na krótko na mijanych stacjach pełnych ludzi. Droga z Kielc do Krakowa pokrywała się, choć w odwrotnej kolejności, ze szlakiem legionistów z pierwszych dni sierpnia 1914 roku.

Nie obyło się bez kolejnego tajemniczego znaku. Krakowska prasa doniosła o pęknięciu z wielkim hukiem "jak wystrzał karabinowy" resorów w nowiutkim wagonie wiozącym trumnę.

***

Sobotnim rankiem 18 maja na krakowski dworzec wjechał najpierw pociąg pancerny "Pierwszy Marszałek", a po nim oczekiwany pociąg z Warszawy. Powitały go wojskowe werble i wojskowe saluty. Na peronie oczekiwały już władze krajowe, generalicja, dyplomaci, duchowni.

Marszałek przyjechał w podwójnej zamkniętej już dębowo-srebrnej trumnie wyścielonej białym jedwabiem. Miał na sobie mundur marszałkowski z Wielką Wstęgą Orderu Virtuti Militari przyznaną naczelnemu wodzowi za zwycięską wojnę i orderami wojennymi na piersi. W złożonych na krzyż rękach trzymał wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej.

Krótką modlitwę nad trumną odmówił metropolita krakowski arcybiskup Adam Stefan Sapieha, a generałowie przenieśli trumnę na armatnią lawetę zaprzężoną w sześć karych koni. Usłyszano dzwon Zygmunt, do którego dołączyły dzwony wszystkich krakowskich kościołów. Pochód powoli ruszył ku Wawelowi.

Miasto zostało udekorowane czarnymi chorągwiami i legionowymi orłami, obwieszono je szarymi klepsydrami obramowanymi srebrnymi generalskimi wężykami, ozdobionymi inicjałami "JP" i krzyżem Virtuti Militari. Podpisane przez prezydenta Krakowa, byłego legionistę dra Mieczysława Kaplickiego, głosiły: "Józef Piłsudski, pierwszy Marszałek Polski, Wódz Narodu i Ojciec Ojczyzny, Obywatel Honorowy Miasta Krakowa, który w dniu 6 sierpnia 1914 roku opuścił Kraków jako komendant pierwszych żołnierzy Odrodzonej Polski, powraca w dniu 18 maja 1935 roku w mury Krakowa na wiekuiste mieszkanie (...)". Świeciły przybrane krepą miejskie latarnie, koło dworca, na Rynku i na Wawelu płonęły gazowe znicze.

Orszak podążający pomiędzy dwoma szpalerami żołnierzy wiodły poczty sztandarowe wszystkich pułków kawalerii. Za nimi jechał oddział reprezentacyjny 1. Pułku Szwoleżerów im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, a po nim - oddziały innych pułków. Następnie jechała lekka i ciężka artyleria, za nią maszerowało 86 pocztów sztandarowych piechoty i ich reprezentacyjne oddziały, w tym delegacja rumuńskiego pułku piechoty, w którym marszałek był honorowym dowódcą.
Za wojskiem szły delegacje z wieńcami, po nich - oficerowie niosący poduszki z polskimi i zagranicznymi odznaczeniami.
Dwóch wachmistrzów prowadziło konia przystrojonego na czarno, z siodłem i uprzężą Kasztanki. Następnie szło duchowieństwo z metropolitą krakowskim i biskupem polowym Wojska Polskiego na czele.

***

Lawetę z trumną poprzedzał szeregowy żołnierz, który niósł zwykły, prosty krzyż. Trumna okryta była biało-czerwonym sztandarem z białym orłem, przymocowano do niej maciejówkę, szablę i buławę marszałkowską.

Za trumną szła żona, córki zmarłego i brat, delegacja rodzinnej ziemi wileńskiej, po nich prezydent Rzeczypospolitej Ignacy Mościcki i delegacje zagraniczne 14 państw. Dalej maszerowali premier Walery Sławek, marszałkowie Sejmu Kazimierz Świtalski i Senatu Władysław Raczkiewicz, byli premierzy, ministrowie, generalicja, rektorzy i dziekani, przedstawiciele rady miejskiej Krakowa i prezydenci innych miast, oficerowie, delegacje posłów, senatorów, ludzi nauki, kultury, legioniści, uczestnicy walk o niepodległość, urzędnicy państwowi i samorządowi, włościanie, społecznicy, młodzież szkolna.
Pochód żałobny liczył, wedle doniesień ówczesnej prasy, około 100 tys. osób i rozciągał się na długości kilku kilometrów. Na twarzach zgromadzonych w Krakowie osób widać było smutek, powagę i skupienie.

Kondukt przeszedł ulicami Basztową, Dunajewskiego, Szczepańską, przez Rynek Główny obok kościołów Mariackiego i św. Wojciecha, wieży Ratuszowej i dalej ulicami Wiślną, Straszewskiego, Podzamcze dotarł o godz. 10.40 na Wawel. U wejścia do katedry czekał już prezydent Mościcki, który przemówił: "Cieniom królewskim przybył towarzysz wiecznego snu. Skroni jego nie okala korona, a dłoń nie dzierży berła. A królem był serc i władcą woli naszej. (...) Śmiałością swej myśli, odwagą zamierzeń, potęgą czynów z niewolnych rąk kajdany zrzucił, bezbronnym miecz wykuł, granice nim wyrąbał, a sztandary naszych pułków uwieńczył... Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek".

Do katedry wkroczył arcybiskup Sapieha, za nim generałowie niosący na swoich barkach trumnę, którą ustawili na katafalku obitym suknem w barwie królewskiej purpury.

Po mszy żałobnej generałowie przy dźwiękach dzwonu Zygmunta i huku 101 salw armatnich znieśli trumnę do krypty św. Leonarda. Orkiestra grała na przemian "Mazurka Dąbrowskiego" i "Pierwszą Brygadę", szeregi żołnierzy na wzgórzu wawelskim sprezentowały broń, w mieście zamarł ruch, a ludzie odkryli głowy.
A potem w całej Polsce - informowanej na bieżąco transmisją radiową - zapanowała powszechna 3-minutowa cisza. Marszałek spoczął wśród wielkich władców i wodzów polskich, zwycięzców spod Grunwaldu, Połocka, Wiednia, Racławic i Raszyna.

***

Słowa prezydenta Krakowa Kaplickiego, wypowiedziane jeszcze przed pogrzebem, są aktualne do dzisiaj:
"Wolą Opatrzności odszedł od nas na zawsze ten, który przez całe swoje życie walczył o Polskę (…) Ciało jego spocznie w podziemiu katedry wawelskiej, w kryptach między królami. Duch jednak jego będzie żył po wieczne czasy między nami".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska