https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

A Lublin? Jakże krakowski dzięki ludziom

Jan Poprawa
Na wyspie Kraków: Wytrzymujemy wszystkie porównania - cesarski Wiedeń, zabytki Wenecji, gorące Ateny, nawet Alpy.

Być może lato sprawiło, że z mej czarownej "wyspy Kraków" częściej niż zwykle wypływam w świat. Niedalekie to podróże, ale ciekawe i pouczające. Odwiedzam różne porty, spoglądając na nie okiem krakowianina. To osobliwa cecha, jakiej niektórzy mimowolnie nabierają po kilkudziesięciu latach zrastania się z Miastem. Wszystko zaczyna się wtedy kojarzyć, wszystko do czegoś można porównać. I rzadko Kraków porównania tego nie wytrzymuje. Zabytki Wenecji? Też mi coś, zawilgocone, podmokłe miasteczko! Cesarski Wiedeń? Wypucowana do nieprzyzwoitości czynszówka dla bogaczy! Alpy - za wysoko, Ateny - za gorąco?

Lubelska posłanka dr Mucha intelektem i urodą przebija parlamentarzystów z Krakowa, nawet magistra Ziobrę

A Lublin? Zadawałem sobie to pytanie przez kilka minionych dni, spędzonych w tym najbardziej europejskim mieście Polski Prawobrzeżnej. I przyznaję, że wrażenia mam dodatnie. Nie zepsuły ich nawet starania kucharza lubelskiego pubu "U szewca", co to struć gości potrafi jak nikt. Ale
w sympatycznym wnętrzu, przyznać dobrotliwie trzeba?

Lublin to miasto stołeczne, zabytkowe, po prostu ładne. Ma stare miasto, łączące odświeżoną krasę renesansowych kamieniczek - z odrapanym tynkiem i pachnącą kilkusetletnim moczem sienią mieszkalnej kamienicy, jaka już nawet na krakowskim Kazimierzu rzadko się zdarza. Dla przybysza z naszej wyspy owe szlachetne (ale i niechciane) pamiątki minionej przeszłości są ważne. Ich obecność, zwłaszcza zaś nieustające w nich do dziś życie - jest świadectwem głębokiego zakorzenienia w kulturze. Właśnie z tych korzeni wyrastają najbardziej wiarygodne i nowoczesne szczepy sztuki naszego czasu. Jakiś (z całym szacunkiem dla społecznego znaczenia owych inicjatyw) "Open?er" czy "Woodstock" zrobić można na każdym nieuczęszczanym lotnisku świata. "Klechdy lubelskie", najnowszy program wyśpiewany przez lubelskich bardów, mógł się zrodzić tylko
w miejscach, które kiedyś ożywiali Biernat, Pol, Kraszewski czy Czechowicz.

Pretekstem do odwiedzenia Lublina był dla mnie tym razem festiwal "Ogrody piosenek". Nowa inicjatywa niestrudzonego "księcia Lubelszczyzny" (jak go zwą znajomi z kręgów "piosenki artystycznej"), poety i pieśniarza Jana Kondraka. Wyciągając wnioski z tego co się dzieje, zwłaszcza zaś z rosnącej przepaści między światem artystycznych kreacji a światkiem medialnej propagandy, Kondrak postanowił zadać młodym artystom trudne zadanie przygotowywania i poddania merytorycznej ocenie recitalu piosenek. O tym, że nie każdy to potrafi, przekonaliśmy się nieraz.
Ale starać się warto, zwłaszcza gdy jest szansa że na starania ktoś zwróci uwagę?

Nie piszę recenzji z "Ogrodów" (choć żałuję, że recenzji się już nie pisuje), więc w skrócie tylko powiem, że nagrodę główną dostała młodziutka warszawianka Gabriela Lencka (krakowianie pamiętają: laureatka drugiej nagrody ubiegłorocznego Studenckiego Festiwalu Piosenki). Dwa wyróżnienia - też laureaci SFP sprzed kilku lat: Ilona Sojda i Piotr Dąbrówka. W konkursie "startowało" 12 recitali, bardzo różnych stylistycznie i wartościowo, co nadało imprezie specyficzny smak. Ale walor sztuki nadały jej nade wszystko gościnne występy mistrzów. Mariusz Kiljan pokazał co to jest sceniczna interpretacja, Andrzej Garczarek - co to poezja wielkiego barda. Grabaż
i "Strachy na Lachy" usiłowały ożywić swym hałasem muzycznym twórczość Kaczmarskiego. "Lubelska Federacja Bardów" fantastycznie zaśpiewała wspominane już "Klechdy lubelskie". Deszcz lał co chwila ("Ogrody" odbywają się w świetnym amfiteatrzyku, ale w plenerze), gawrony wrzeszczały nad głowami. Było cudnie.

Nie tylko dzięki urodzie miasta, nie tylko dzięki czarowi piosenek. W równym, a może i większym stopniu dzięki ludziom. Jakże czasem krakowskim w swej uroczej niezwykłości! Porównywałem: redaktor Molik - toż to Olgierd Jędrzejczyk z apogeum jego żywotności (tylko mniej przeklina). Prezydent Wasilewski - z dowcipnych przemówień a nawet profesorskiej urody - toż prawie Jacek Majchrowski (minus dziesięć kilo). A lubelska posłanka dr Joanna Mucha - przyznaję to z zazdrością
- nie tylko intelektualną dyscypliną, ale i urodą przebija parlamentarzystów Krakowa. Nawet magistra Ziobrę. Co stwierdziwszy - wybieram się do Kołobrzegu. Ahoj, przygodo!

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska