Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ach, co to był za ślub. Dni kiedy nasza Bobowa była pępkiem całego świata!

Katarzyna Janiszewska
Nechama Gołda, zwana przez bliskich Chumcią, była urodziwą dziewczyną
Nechama Gołda, zwana przez bliskich Chumcią, była urodziwą dziewczyną NAC
Takiego ślubu w Bobowej, małym, sennym góralskim miasteczku nie widziano nigdy wcześniej, ani nigdy później. Najlepszym dowodem jest to, że świadkowie pamiętali szczegóły wydarzenia kilkadziesiąt lat po nim. No, ale nie ma się czemu dziwić, skoro córkę za mąż wydawał sam Bencjon Halberstam, kompozytor melodii chasydzkich i najbardziej szanowany cadyk w całej Galicji.

Był mroźny, zimowy dzień, 12 marca 1931 roku, kiedy Nechama Gołda, zwana przez swoich najbliższych Chumcią, wychodziła za mąż. Sądząc ze zdjęć była urodziwą dziewczyną. Ciemne włosy upinała w kok na karku. Jako córka cadyka i przyszła żona bogacza musiała reprezentować sobą jakiś poziom. Trudno więc podejrzewać, by ojciec nie posyłał jej do szkoły. Znała języki. I na pewno dużo czytała, bo tego wtedy wymagano od dziewcząt. Musiała też umieć napisać list, prowadzić rachunki, zajmować się domem i dziećmi. Wychodząc za mąż miała 21 lat.

***
Małżeństwo jej i Mojżesza było aranżowane. Kojarzeniem par zajmował się swat. Dostawał on 2-3 proc. sumy stanowiącej posag panny młodej.

Czy Chumci podobał się wybranek? Nie wiadomo. Jak mówią doniesienia, dziewczyna "nie za bardzo chusytką była", kochała się w katolikach, za co nawet rabin podobno chciał ją wykląć.

- Myślę, że przy podpisywaniu kontraktu ślubnego narzeczona widziała przyszłego pana młodego i mogła powiedzieć czy go chce, czy nie - zaznacza Marek Tuszewicki z Instytutu Judaistyki UJ. - Jako córka cadyka na pewno nie była poszkodowana. Ojciec zadbał o to, by wybrać dla niej najlepszego kandydata: majętnego, bo kobieta nie była od tego, by pracować, dobrze urodzonego.

***
Mojżesz Stempel pochodził z zamożnej krakowskiej rodziny. Wiadomo, że pobierał nauki w Chrzanowie. Jego ojciec Fejwel Stempel był posłem na sejm, radnym miejskim, wiceprzewodniczącym gminy żydowskiej. Miał kopalnię węgla i hotele. Mariaż tych dwóch rodzin można porównać do łączenia się arystokratycznych rodów, a nawet koronowanych głów.

Na wesele przyjechał z Krakowa specjalny pociąg, pełen gości pana młodego. Mogło to być nawet trzy tysiące ludzi. Chasydzi zajęli cały dworzec w Krakowie. Nie wszystkich było stać na drogą podróż. Wiele osób przyszło tylko po to, by pożegnać jadących i choć pośrednio uczestniczyć w ważnym wydarzeniu.

- Jeśli pan młody pochodził z innego miasta, to - zgodnie z tradycją - na dworcu witał go orszak i prowadził aż do domu narzeczonej - opowiada Łukasz Połomski, historyk z Nowego Sącza. - Kapela grała od dworca do synagogi. Muzycy jechali jednym powozem, innym jechał pan młody. Pochód był niezwykły z tego powodu, że Żydzi poprzebierali się w stroje krakowskie, góralskie, ułańskie.

***
Widok Żydów z brodami i pejsami na koniach, w regionalnych strojach, zdumiał Polaków. Tym bardziej że "nie umieli jeździć na koniach i nim dojechali na stację po pana młodego to połowa pospadała i się potłukła".

Większość gości szła piechotą. Niesiono transparenty z hebrajskimi hasłami: "Pan młody podobny do króla". Cadyk ze swoim dworem czekali na miejscu.

***
Ślub rozpoczął się o godz. 17. Wieczorem, bo wielość gwiazd na niebie dobrze rokowała na płodność. Ceremonię odprawiano na dziedzińcu synagogi, pod baldachimem, tzw. "chupą". Narzeczonego wprowadzał pod nią swat w towarzystwie krewnych. Drugi orszak z muzyką i śpiewem prowadził narzeczoną. Rabin odmawiał błogosławieństwo. Z kielicha młodzi upijali po łyku wina, a następnie rozbijali go. Uważano, że narzeczony, któremu nie udało się tego zrobić za pierwszym razem, dostanie się pod pantofel żony.

- Suknia Nechamy była skromna, w tym sensie, że szczelnie zakrywała ciało, ale za to uszyta z najlepszych materiałów - mówi Tuszewicki. - Mogła więc być droga. Społecznosć chasydzka propagowała skromny styl życia. Ale to była skromność na wysokim poziomie.

Wesele trwało kilka dni. Według relacji naocznych świadków: "Obywatele żydowscy całą noc tańczyli na rynku gęsiego i śpiewali laj, laj, laj". Polacy nie uczestniczyli w uroczystości, ale przyglądali się jej. "Żydowscy sąsiedzi na tacy przynosili do domów jedzenie i częstowali".

***
Ślub odbił się szerokim echem, bo też cadyk Bencjon był nie byle jaką postacią. Zbudował on ród wielki i wpływowy. Uważany był za człowieka o wysokiej kulturze. Miał rozległe kontakty i znakomite pochodzenie - był synem Majera Natana Halberstama, zwanego Salomonem, założyciela dynastii bobowskich cadyków. Cieszył się respektem rządu polskiego. Uczestniczył w życiu społecznym i politycznym: wydał odezwę w czasie wojny, wzywającą Żydów, by dozbroili polską armię.

***
- Cadyk to pośrednik między ludźmi a Bogiem - wręczano mu prezenty, pieniądze, czyli tzw. okup duszy w zamian za jego wstawiennictwo - tłumaczy Marek Tuszewicki. - Na kitlach wypisywano intencje. Nie musiał ich nawet czytać, wystarczyło, że miał je w kieszeni i się modlił.

Miał swój dwór: ludzi, którzy wszędzie mu towarzyszyli, sekretarzy, takich, którzy prowadzili rachunkowość, zajmowali się dworem, pomagali założyć ubranie. Nie cierpiał ubóstwa. Ale też pieniądze, które dostawał, szybko musiał wydać: na jałmużnę, wspieranie przedsięwzięć, na coś, co przyniesie efekty całej społeczności.

- Co ważne, po wojnie ród cadyka został przy życiu - zauważa Tuszewicki. - Potomkowie dynastii bobowskiej pielęgnują i podtrzymują pamięć o nim.

Bencjona i Mojżesza (który do końca przebywał w otoczeniu teścia jako chasyd, czyli zwolennik cadyka) zabili Niemcy w 1941 r. pod Lwowem. Najstarszy syn Szlomo wyemigrował do Ameryki, prowadził warsztat szlifowania diamentów. Przeniósł siedzibę dworu bobowskiego cadyka na nowojorski Brooklyn.

Chumci również udało się uciec. Pewien policjant wystarał się o fałszywe dokumenty chrześcijańskie dla córek cadyka. Nechama wywiozła dwoje dzieci: córkę Sossanę i syna Leibe do Londynu. Wyszła drugi raz za mąż i miała jeszcze dwoje dzieci. Zmarła w wieku 94 lat.

Prof. Aleksander Skotnicki mówi, że w Bobowej mieszkało 4,5 tys. ludzi, połowa to Żydzi
- I nie było żadnych antagonizmów - mówi. - W piątki na jarmarku żydowscy krawcy stali naprzeciw chrześcijańskich cholewkarzy, wymieniali się dobrami. Te dwa światy współistniały pokojowo. Ślub był tego wyrazem.

* Cytaty z tekstu Izabelli Gass "Ślub córki cadyka z Bobowej" zamieszczonego w Roczniku Sądeckim.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska