Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Małysz: Zobaczymy, kto wygra za kolejne sto lat. Kamil może jeszcze dużo zdziałać

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Adam Małysz ma trzy olimpijskiej srebra i jeden brąz, cztery razy był mistrzem świata i tyle samo razy wygrał Puchar Świata
Adam Małysz ma trzy olimpijskiej srebra i jeden brąz, cztery razy był mistrzem świata i tyle samo razy wygrał Puchar Świata pzn.pl
Skoki narciarskie. - Nadal jest popularność i - nie ukrywajmy - przynosi mi to dochody i mogę żyć na pewnym poziomie - mówi Adam Małysz, który został wybrany „Gwiazdą 100-lecia” w plebiscycie z okazji jubileuszu Polskiego Związku Narciarskiego.

Lata mijają, a pan wciąż na szczycie.

Zwycięstwo w plebiscycie PZN traktuję jako wyróżnienie ponad wszystkie inne. Taki dowód, że człowiek zostawił coś w sercu i pamięci ludzi. Z drugiej strony to zawsze jest rodzaj zabawy, bo jak zmierzyć osiągnięcia sportowców z różnych epok? Przecież wyczyn Wojtka Fortuny i fala popularności, jaka na niego spadła, też były czymś niesamowitym. Poza tym nas by nie było, gdyby nie było początków, korzeni skoków i sportów zimowych w ogóle.

To jednak werdykt ekspertów i dziennikarzy, co pokazuje, jak silne odcisnął pan piętno na polskim sporcie.
Byłem zaskoczony, cały czas myślałem, że Kamil Stoch to wygra. On jest jednak zawodnikiem, który może wiele rzeczy jeszcze zdziałać, tak więc zobaczymy, kto wygra za kolejne sto lat, ha ha. A jestem przekonany, że on zdobędzie jeszcze więcej.

Adam Małysz wyprzedził Kamila Stocha w plebiscycie na "Gwiaz...

Gdyby jednak nie było tej pańskiej eksplozji na początku XXI wieku, to dziś to stulecie PZN wyglądałoby chyba inaczej. Skromniej.
To już gdybanie. Bądźmy jednak szczerzy, na pewno to był moment przełomowy. Te pierwsze sukcesy przyciągnęły sponsorów, bez których byłoby ciężko to wszystko rozwinąć. Oczywiście, jest ministerstwo sportu, które dużo pieniędzy daje na szkolenie, ale żeby dziś osiągać sukcesy musisz mieć wszystko, co najlepsze. Sport jest dziś niesłychanie „wyżyłowany”. Zapomnij o sukcesach osiąganych domowym sposobem. My kiedyś jeździliśmy wszyscy na zawody takim samochodem, że nie mieliśmy pewności, czy dojedziemy na miejsce, a z trenerem Mikeską i Wojtkiem Skupniem spaliśmy w jednym pokoju. Dziś to nie do pomyślenia. Mamy dużo większe możliwości, środki, więcej swobody.

Z drugiej strony - małyszomania wybuchła z taką siłą, bo sukcesy wzięły się znienacka, nie były zaprogramowane. Najromantyczniejsza historia polskiego sportu.
Nie było wtedy mediów społecznościowych, co tydzień dostawałem worki listów. Cała rodzina była zaangażowana w odpisywanie, wysyłanie kartek z autografami. Nie nadążaliśmy. Ta niesamowita popularność była piękna, ale jednocześnie bardzo obciążająca, również dla bliskich. Nigdzie nie mogliśmy się spokojnie ruszyć. Ale mogę chyba powiedzieć, że tamto poświęcenie procentuje do dziś. Wciąż ta rozpoznawalność jest spora, a to z kolei sprawia, że możesz czuć dumę z własnych dokonań.

Wciąż też pozostaje pan łakomym kąskiem dla sponsorów i reklamodawców.
Cieszę się, że po zakończeniu kariery skoczka poszedłem do motosportu. Tam nauczyłem się nowych rzeczy, również związanych z marketingiem. Potrafię się odnaleźć w świecie. Nadal jest popularność i - nie ukrywajmy - przynosi mi to dochody i mogę żyć na pewnym poziomie. A jednocześnie mogę służyć radą młodszym zawodnikom.

Dziś, w roli dyrektora PZN, czuje się pan na swoim miejscu, czy ciągnie pana w inne rejony?
Do rajdów cały czas mnie ciągnie, ale chęci to jedno, a realia - drugie. To tak potwornie drogi sport, że ciężko zaistnieć. Skoncentrowałem się więc na swojej roli w PZN i czuję się spełniony.

Prezes Apoloniusz Tajner na jubileuszowej gali stwierdził, że na zimowe igrzyska do Pekinu wyślemy najmocniejszą reprezentację w historii. Podpisuje się Pan?
Oby tak, choć prezes zawsze jest optymistą i czasami muszę go tonować. Powiem więc tak: walczymy cały czas o to, żeby było jeszcze lepiej. W przypadku skoczków, mimo odejścia Stefana Horngachera, poradzimy sobie na pewno. Oby Kamil i reszta skakali jak najdłużej, ale młodzi zawodnicy też napierają.

Wspominał pan niedawno, że na nowy sezon szykujecie coś, co zaskoczy rywali, prawdziwą bombę.

Wszystko idzie w dobrym kierunku. Są jakieś małe opóźnienia, ale to będzie punkt, który może zaskoczyć rywali. Może nie mówmy o rewolucji, ale to jest coś, co spowoduje lekkie wow. A to już wystarczy. Takie drobiazgi sieją zamęt w innych zespołach. Tak było w Vancouver z wiązaniami Ammanna, gdy Austriacy dosłownie zwariowali na ich widok. Ja spokojnie mogłem walczyć o drugie miejsce, bo i tak nie miałem szans na pierwsze patrząc na to, co Simon on wymyślił. Taki jest ten sport. Technologicznie musisz być wysoko.

I ta polska rzecz będzie rozmachem zbliżona do tego, co dekadę temu zrobił Ammann?
Mam nadzieję, że tak. Nie powiem, że na pewno, ale na pewno jest to krok naprzód. A jak duży, okaże się już niedługo. Nie mogę za dużo zdradzać.

I taką nowinkę odpalicie w sezonie bez dużej imprezy?
No tak, bo zawsze ktoś może nas uprzedzić, pracować nad czymś podobnym. Gdy masz armatę, to musisz ją wyciągnąć, gdy jest gotowa, a jednocześnie cały czas pracować nad kolejnymi.

Gala 100-lecia Polskiego Związku Narciarskiego w małej Tauron Arenie w Krakowie

100-lecie PZN: gwiazdy sportu i prezydent Andrzej Duda na ur...

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Adam Małysz: Zobaczymy, kto wygra za kolejne sto lat. Kamil może jeszcze dużo zdziałać - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska