Afera pedofilska w Kościele. W centrum księża z Małopolski
W poniedziałek pierwszy polski dziennikarz opublikował wyniki swego śledztwa na Dominikanie. Reporter Newsweeka rozmawiał m.in. z chłopcami, którzy mieli być wykorzystywani przez arcybiskupa Wesołowskiego w jaskini przy plaży lub w samochodzie.
Relacje innych chłopców w fatalnym świetle stawiają z kolei księdza Wojciecha G. z zakonu michalitów. Ich zdaniem, w położonym w górach maleńkim Juncalito ksiądz G. był i szeryfem, i Bogiem. Z opowieści chłopców wynika, że zmuszał ich do czynności seksualnych, np. przystawiając broń do skroni.
Tym uległym potrafił odpłacić się, zabierając ich w podróże do Polski. Na przykład w 2010 r. zabrał ich do Zakopanego, gdzie TOPR-owcy przez parę dni szko- lili ich z ratownictwa górskiego.
Ksiądz Wojciech G. wyjechał z Dominikany jeszcze przed wybuchem afery, a kiedy przełożony wezwał go do powrotu do tego kraju, odmówił wykonania polecenia. Dominikańscy prokuratorzy nie mogą go przesłuchać ani postawić zarzutów.
Jak wiele wskazuje, ks. Wojciech G. przebywa teraz w rodzinnej Modlnicy, kilka kilometrów od Krakowa. Taką informację podała reporterom "Krakowskiej" jego bliska krewna, kiedy odwiedziliśmy wieś 5 września, zanim medialna burza dotarła do Polski.
Wszyscy napotkani mieszkańcy spokojnie tłumaczyli, że to na pewno spisek, pomyłka, ponieważ ks. G. to wspaniały człowiek.
Mniej rozmowni byli podczas naszej kolejnej wizyty, 10 września (polskie media obiegła historia z księdzem). Ta sama krewna księdza zwołała kilkunastu sąsiadów. Byli agresywni, nie chcieli rozmawiać, krzyczeli, że media kłamią. Nie udało się porozmawiać z księdzem, poznać jego racji.
Jeden z broniących dostępu do księdza jechał potem za autem dziennikarki.
współpr. ma
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+