https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Agnieszka żyje dzięki Julii. Obie dziękują za ten cud

Małgorzata Więcek-Cebula
Agnieszka Waligóra z Bochni (z prawej) ponad dwa lata temu zachorowała na białaczkę. Żyje dzięki przeszczepowi szpiku kostnego od Julii Walczak, 27-latki z Łodzi. Pod koniec maja dziewczyny spotkały się po raz pierwszy. - Płakałam ze szczęścia i dziękowałam jej za to, co zrobiła - mówi Agnieszka.
Agnieszka Waligóra z Bochni (z prawej) ponad dwa lata temu zachorowała na białaczkę. Żyje dzięki przeszczepowi szpiku kostnego od Julii Walczak, 27-latki z Łodzi. Pod koniec maja dziewczyny spotkały się po raz pierwszy. - Płakałam ze szczęścia i dziękowałam jej za to, co zrobiła - mówi Agnieszka. fot. archiwum Julii Walczak
Dwa lata od udanego przeszczepu szpiku kostnego 27-letnia Agnieszka Waligóra z Bochni poznała Julię Walczak, swoją genetyczną bliźniaczkę z Łodzi.

Dnia, w którym usłyszała, że jest chora na białaczkę, nie zapomni nigdy. Był płacz, złość i ciągle powracające pytanie: Dlaczego ja? 27-letnia Agnieszka Waligóra, drobna blondynka pracująca jako pielęgniarka, na co dzień miała do czynienia z chorymi. Nigdy jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że ją może spotkać to samo.

- Ból i rozpacz nie były mi obce. Widziałam je często w pracy, współczułam ludziom, starałam się ich pocieszyć, ale zawsze byłam jakoś tak z boku - opowiada bochnianka.

Dwa lata temu choroba dotknęła ją bezpośrednio. O tym, że ma ostrą białaczkę, Agnieszka dowiedziała się przez przypadek. Bo nie czuła się źle. Nie miała też żadnych sygnałów, że coś z jej zdrowiem może być nie tak. Tylko to przeziębienie, które stale powracało. Zapalenie oskrzeli, płuc, później znów jakaś infekcja. Brała antybiotyk za antybiotykiem. Zmęczona tą sytuacją - sama, ze zwykłej ciekawości, postanowiła zbadać sobie krew. Zrobiła podstawową morfologię. - Okazało się, że mam niski poziom płytek krwi i bardzo wysokie leukocyty - wspomina młoda dziewczyna.

Z wynikami poszła do lekarza, ten po konsultacji z hematologiem natychmiast skierował ją do szpitala. W bocheńskiej lecznicy nie chcieli jej przyjąć, uważając, że sprawa jest bardzo poważna. Trafiła do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie przy ul. Kopernika.

Tam po serii badań lekarz powiedział jej wprost: Ma pani ostrą białaczkę. Mówił, że uratuje ją tylko przeszczep szpiku kostnego od osoby, która ma identyczne antygeny HLA, zwane także antygenami transplantacyjnymi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że choroba jest tak mocno zaawansowana, iż na znalezienie genetycznego bliźniaka było zaledwie... kilka tygodni. To zabrzmiało jak wyrok.

Chwile zwątpienia

Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie osoby, która może ocalić jej życie. Agnieszka powtarzała sobie wtedy, że musi się udać. Szybko jednak okazało się, że dawcą, mimo szczerych chęci, nie może być nikt z rodziny ani bliskich znajomych. Dziewczyna zarejestrowała się w Fundacji DKMS Polska (Baza Dawców Komórek Macierzystych). Na dobre wieści czekała w szpitalu.

- Pamiętam, że wtedy często dopadały mnie chwile zwątpienia, takiej wielkiej bezsilności. Dobrze, że byli przy mnie bliscy, moja rodzina, narzeczony Dawid i przyjaciółka Gosia, z którą znam się od przedszkola - opowiada ze łzami w oczach Agnieszka.

To oni wpadli na pomysł nakręcenia klipu, który miał zachęcić mieszkańców Bochni do zarejestrowania się w bazie danych dawców szpiku. W przygotowanie krótkiego filmu zaangażowali się znajomi Agnieszki, ale także Marek Piekarczyk, wokalista TSA. Oprócz nich na badanie rejestracyjne przyszło blisko 900 mieszkańców Bochni i okolic. Były wśród nich osoby, które Agnieszki w ogóle nie znały. O jej istnieniu dowiedziały się dopiero gdy w lokalnych mediach, w tym w "Gazecie Krakowskiej", pojawiły się komunikaty o gorączkowym poszukiwaniu dawców.

- To było w tym wszystkim najpiękniejsze. Ludzie bezinteresownie chcieli dać z siebie coś, co może uratować życie innemu człowiekowi - mówi Aneta Cebulak, dyrektorka małopolskiego oddziału Centermedu - firmy, która zorganizowała badanie w Bochni.

Bliźniaczka z Łodzi

Niestety żadna z osób, które się zarejestrowały w Bochni, nie miała identycznych jak Agnieszka antygenów HLA. Dawca znalazł się w Łodzi. Genetycznym bliźniakiem Agnieszki okazała się jej rówieśniczka Julia Walczak - z wykształcenia biolożka, pracująca w jednej z łódzkich przychodni. - Ucieszyłam się, choć wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Byłam świadoma, że mimo stuprocentowej zgodności antygenów zabieg może się zakończyć niepowodzeniem - mówi Agnieszka.

Przeszczep przeprowadzono w Szpitalu Uniwersyteckim. Trwał kilka godzin. Udało się. Po miesiącu Agnieszka wróciła do domu, kilka tygodni później mogła odstawić wszystkie leki. - Poszło jak z płatka. Jestem zdrowa, choć cały czas muszę się kontrolować, tak na wszelki wypadek - mówi 27-latka.
Spotkanie po dwóch latach

Od samego początku Agnieszka była ciekawa, kim jest osoba, której zawdzięcza życie. Wiedziała niewiele. Tylko tyle, że to kobieta. - Chciałam się z nią spotkać, spojrzeć jej w oczy i powiedzieć tak po prostu: Dziękuję ci za to, co dla mnie zrobiłaś - mówi ze wzruszeniem mieszkanka Bochni.

Do spotkania mogło dojść jednak dopiero po dwóch latach od przeszczepu. Takie są zasady działania Fundacji DKMS.
Ten okres właśnie minął. Dziewczyny spotkały się w Warszawie w nieprzypadkowym terminie - 28 maja. Obchodzony był wtedy Światowy Dzień Raka Krwi. - Płakałyśmy obie - wspomina Julia Walczak. Na pierwszy rzut oka w niczym nie jest podobna do drobnej Agnieszki, choć, jak się okazało, jest jej genetyczną bliźniaczką.

- Jeszcze zanim weszłam na scenę, gdzie miałyśmy się poznać, obserwowałam Agę z ukrycia, patrzyłam na nią, jak ogląda film nakręcony przez fundację, pokazujący przygotowania do przeszczepu. Prezentujący ją, ale też mnie - opowiada Julia. Już na scenie było sporo emocji. Ale samych pozytywnych. Obie dziewczyny nie kryły radości z tego spotkania. - Nie mogłyśmy się nagadać. Miałyśmy sobie tyle do powiedzenia - mówi Agnieszka, która zdecydowała się zostać w Warszawie jeden dzień dłużej. Spędziły go razem zwiedzając stolicę, opowiadając sobie o swoim życiu, marzeniach i planach na przyszłość.

Agnieszka jest pod wielkim wrażeniem Julii, zresztą i Julka podziwia swoją genetyczną bliźniaczkę. - To ona jest dla mnie bohaterką, to ona pokonała chorobę - mówi skromnie łodzianka. Na pytanie, dlaczego zarejestrowała się w bazie danych fundacji i dzięki temu pomogła Agnieszce, odpowiada, że każdy powinien tak postąpić, bo to nic nie kosztuje, ani nie boli, a może ocalić ludzkie życie.

Początek przyjaźni

Julia jednak nie tylko zarejestrowała się w bazie Fundacji DKMS, ale od maja także w niej pracuje. - To było spełnienie moich marzeń. Zawsze chciałam pomagać innym. Trzy lata czekałam na tę pracę, w końcu udało mi się ją dostać - podkreśla. Do pracy w Warszawie dziewczyna dojeżdża pociągiem z rodzinnej Łodzi. Nie jest łatwo, bo zajmuje jej to trzy godziny codziennie. - Lecz to mnie nie zniechęca, bo praca w fundacji to moja pasja - podkreśla Julia.

Pomagać chce też Agnieszka Waligóra. Od maja jest zatrudniona w centrum rehabilitacji w Bochni, gdzie trafiają osoby poszkodowane w wypadkach, ale też dzieci cierpiące na różne schorzenia. - Mam taką świadomość, że dostałam drugą szansę. Czuję, że narodziłam się na nowo, muszę to wykorzystać. Cieszę się, że mogę znów planować swoje życie, delektować się nim, jak darem z niebios - mówi.

Za dwa lata Agnieszka planuje ślub z Dawidem. Gościem specjalnym na weselu będzie Julia, nowa siostra Agnieszki. - Mam wrażenie, że to początek wspaniałej znajomości. Już umówiłyśmy się na kolejne spotkanie. Julia ma odwiedzić rodzinę w Krakowie i przy okazji zajrzeć do Bochni. Nie mogę się doczekać - mówi Agnieszka.

Będę Agę nosić na rękach

Na ślub z niecierpliwością czeka też narzeczony Dawid Robak. - Zamknęliśmy pewien etap naszego życia. Nie był prosty, ale udało się nam go razem przetrwać. Teraz możemy się zająć przygotowaniami do ślubu - mówi. - Nigdy nie poddałem się zwątpieniu, nie miałem takich myśli, że z tej choroby Aga może nie wyjść. Nawet nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości, że mogę ją stracić - dodaje.

Dawid jest przekonany, że teraz już wszystko będzie dobrze. Inaczej być nie może. - Będę moją Agę cały czas nosił na rękach, bo to wspaniała dziewczyna - podkreśla.

***

Fundacja DKMS - jej misją jest znalezienie dawców dla wszystkich potrzebujących na świecie przeszczepu szpiku lub komórek macierzystych. Została założona w 1991 r. W Polsce działa od 2008 r. W ciągu siedmiu lat w naszym kraju udało się zarejestrować ponad 670 tysięcy potencjalnych dawców. Na świecie baza DKMS liczy 4mln osób.

Wybrane dla Ciebie

Problem z elektrycznymi rowerami. Radni nie przegłosowali rezolucji w tej sprawie

Problem z elektrycznymi rowerami. Radni nie przegłosowali rezolucji w tej sprawie

Luka VAT w Polsce mniejsza niż w 2023 roku. Raport pokazuje dużą zmianę

Luka VAT w Polsce mniejsza niż w 2023 roku. Raport pokazuje dużą zmianę

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska