- Mecz w Kielcach przeciwko rezerwom Korony był dla Pana feralny, i to chyba nie ze względu na porażkę Beskidu 0:2...
- Nie codziennie kończy się mecz z rozciętą głową, na którą trzeba założyć aż dziewięć szwów. W dodatku zostałem tak brutalnie potraktowany przez kolegę z drużyny. Wszystko zdarzyło się jednak w ferworze walki. Moja sympatia Adrianna nazywa mnie teraz Harrym Potterem.
- Zawsze był Pan ofensywnym zawodnikiem, mającym ciąg na bramkę. Tymczasem w Beskidzie został Pan przekwalifikowany na bocznego obrońcę.
- To chyba pozycja przypisana Piszczkom. Ten z Borussii, Łukasz, też gra na tej samej pozycji (śmieje się zawodnik). Żarty jednak na bok. Trzeba umieć się odnaleźć na każdej pozycji.
- Czy jednak gra na bocznej obronie nie „zabija” Pana głównego atutu, czyli szybkości?
- Absolutnie. Na mojej aktualnej pozycji także ważna jest szybkość. Jednym z moich zadań jest podłączenie się do akcji ofensywnej. Oczywiście muszę pamiętać o tyłach. Wszystko trzeba robić z umiarem. Nie można iść do przodu na oślep. Na prawej obronie występowałem też jeszcze w czasach gry w rezerwach Cracovii. Jednak po przejęciu ich przez Macieja Antkiewicza zacząłęm grać w przodzie. W Młodej Ekstraklasie nie pograłem zbyt wiele. W pamięci utkwił mi mecz przeciwko Legii, przegrany 1:3. Zaliczyłem w nim asystę i wypracowałem karnego.
- W meczach ligowych w Beskidzie nie udało się zdobyć gola...
- Notuję za to sporo asyst, co też jest ważne, choć to może nie hokej, gdzie przyznaje się punkty za podania otwierające drogę do bramki. Dla własnego dobrego samopoczucia warto pamiętać o dobrych podaniach. One bywają równie cenne, jak gole. Jedyną bramkę dla Beskidu zdobyłem niedawno w półfinale Pucharu Polski wadowickiego podokręgu przeciwko Kalwariance. Ustaliłem wynik na 3:0.
- Za miesiąc będzie Pan obchodził 22. urodziny. Może im bliżej tego wydarzenia, tym większa szansa, że uda się zdobyć pierwszą i od razu ważną bramkę...
Na razie to chyba mam urodzinowe szwy na głowie.
Jednak urodziny sprzed dwóch lat utkwiły Panu w pamięci...
Występowałem w Przeboju Wolbrom i pokonaliśmy Górnika Libiąż 4:0, a mnie udało się zdobyć dwa gole. Po raz pierwszy zaliczyłem dublet na trzecioligowych boiskach i walnie przyczyniłem się do wyleczenia przez wolbromian libiąskiego kompleksu.
Dotąd nie występował Pan wyżej niż w III lidze...
Jeszcze nie, ale jeśli będę miał dobry sezon, to ktoś mnie jeszcze dostrzeże. Jestem w takim wieku, że mogę jeszcze snuć piłkarskie plany. Jeśli miałbym gdzieś zaistnieć, to może raczej na śląskim rynku. Wiem, że na stadion Beskidu lubią zaglądać obserwatorzy z sąsiedniego województwa.