Zobacz także: Atak na 4-latka w Krakowie. Sprawca usłyszał zarzuty
Wszystko wskazuje na to, że to obywatel Słowenii zaatakował we wtorek dziecko przy ulicy Siedleckiego. Choć, napastnik został zatrzymany we wtorek, ustalanie jego tożsamości ciągle trwa.
Skąd zatem słoweński trop? Jak ustalili dziennikarze "Gazety Krakowskiej", parę dni temu nieznany mężczyzna próbował się dostać do jednej z restauracji, żeby się w niej ogrzać. Świadkowie zeznali, że bardzo dziwnie się zachowywał i w połowie był nagi. Na miejscu pojawiło się pogotowie, które zabrało pacjenta do szpitala na badania. Mężczyzna wyszedł stamtąd i zniknął. Zostawił jednak swoją kartę do bankomatu. Ta należy do obywatela Słowenii.
- Łączymy te dwie sprawy - przyznaje podinsp. Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy małopolskiej policji.
Przypomnijmy, mężczyzna zaatakował 4-latka we wtorek. Porwał, wrzucił dziecko do kosza, dźgał kijem i... ugryzł w policzek. Mężczyzna napadł na chłopczyka na Grzegórzkach na oczach jego mamy. Złapali go mieszkańcy. 4-letni Julek był na spacerze ze swoją mamą w okolicy ulicy Siedleckiego. Chłopiec jechał na rowerku. W pewnym momencie podbiegł do niego około 30-letni mężczyzna, ściągnął malca z siodełka, przerzucił go sobie przez ramię i zaczął z nim uciekać w kierunku bloków przy al. Daszyńskiego.
Po kilkudziesięciu metrach wrzucił chłopca do kontenera na śmieci i zaczął go dźgać kijem. Następnie podniósł dziecko do góry, ugryzł dotkliwie w policzek, z powrotem cisnął do kosza, a sam zaczął uciekać. Przerażona matka cały czas wołała o pomoc.
Zareagowali przechodnie i ujęli agresora. Dziecko trafiło do szpitala w Prokocimiu z siniakami i ranami na twarzy. Jego życiu nie zagraża jednak niebezpieczeństwo.
Mężczyzna, który zaatakował we wtorek czterolatka nie był pod wpływem alkoholu ani innych środków odurzających. Napastnik przez najbliższy miesiąc będzie przebywał w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji.