Opłata miejscowa w Zakopanem
Opłata miejscowa to danina dla miasta, którą winien płacić turysta przyjeżdżający do miasta w calach wypoczynkowych na dłużej niż jedną dobę. Rocznie z tego tytułu miasto Zakopane ma ok. 5,5 mln zł wpływów. Jest to więc spory zastrzyk dla miejskiej kasy. Już od dawna wiadomo, że wpływy byłyby większe, gdyby wszyscy – a zwłaszcza szara strefa - zbierali i wpłacali pieniądze dla miejskiej kasy. Niektórzy szacują, że mogłyby wynieść ponad 10 mln zł rocznie.
Na to wszystko nałożyły się problemy m.in. z zaskarżeniem uchwały z 2015 roku i postępowaniem w Naczelnym Sądzie Administracyjnym ws. uznania nieważności uchwały o opłacie miejscowej w Zakopanem. NSA ostatecznie 1 kwietnia 2025 roku uchylił uchwałę. Kilka dni wcześniej rada miasta przyjęła jednak nową, która obniżyła stawkę opłaty z 2 zł na 1,9 zł. Uchwała miała wejść w życie 13 kwietnia. Ale nie weszła. Regionalna Izba Obrachunkowa w Krakowie wszczęła postępowanie o stwierdzenie nieważności tej najnowszej uchwały i wstrzymała jej wykonanie.
W tej sytuacji urząd miasta wpadł na pomysł, że przecież jest jeszcze jedna – starsza uchwała o opłacie miejscowej – z 2013 roku, którą zastąpiła uchylona przez NSA uchwała z 2015 roku. I na jej podstawie – jak to podkreślił w rozmowie z Gazetą Krakowską wiceburmistrz Bartłomiej Bryjak – kwaterodawcy są zobowiązani do pobierania, a turyści do płacenia opłaty miejscowej w wysokości 2 zł.
Wynajmujący nie wiedzą, co się dzieje
- Czy my żyjemy w jakiś kraju trzeciego świata, że prawo zmienia się co dwa dni? Ledwo skończyliśmy aktualizować stawkę z 2 zł na 1,9 zł w systemach rezerwacyjnych, a tu kolejna zmiana. I do tego dowiadujemy się o tym nie od władz miasta, ale od dziennikarzy. Dlaczego urząd miasta nie komunikuje tego jasno? – pyta poirytowana pani Natalia, pracująca w dziale marketingu jednego z hoteli.
Emilia Glista z firmy, która pomaga kilkudziesięciu ośrodkom w górach pozyskiwać klientów, również od nas dowiedziała się, że znów stawka wróciła z 1,9 zł na 2 zł.
– Szkoda, że te informacje u źródła są tak trudno dostępne. Przepisy odnośnie opłaty miejscowej, ale i inne dotyczące turystyki, jak chociażby kategoryzacji obiektów, w ogóle w Polsce nie wyglądają za dobrze i za współcześnie. Ale jeśli chodzi o Zakopane i to konkretne zamieszanie z opłatą miejscową, to myślę, że pracujemy nie nad tym, nad czym powinniśmy. Przesuwanie stawki o 10 groszy w jedną czy drugą stronę to jest po prostu strata czasu i pieniędzy podatników – mówi jasno.
Karol Wagner z Tatrzańskiej Izby Gospodarczej przyznaje, że 90 proc. żyjących z wynajmu pokoi w Zakopanem zgubiło się w tym zamieszaniu. – Nie wiedzieli, czy pobierać, czy nie pobierać, a co dopiero ile mają pobierać. To całe zamieszanie jest nieczytelne dla większości kwaterodawców, laików prawnych – mówi. Dodaje, że punkt widzenia urzędu miasta wydaje się uzasadniony. – Ale skoro urząd miasta wiedział o uchwale z 2013 roku, to powinien był o tym poinformował 1 kwietnia, po wyroku NSA. Wielu przedsiębiorców zadawało wtedy pytania, byliśmy odsyłani do komunikatu na stronie internetowej urzędu miasta. A tam było tylko w enigmatyczny sposób, by pobierać opłatę – mówi Wagner. I dodaje, że to zamieszanie skończyło się tym, że część przedsiębiorców nie wiedząc co się dzieje, odwołało się do powagi NSA zamiast do urzędu miasta, przestało pobierać opłatę miejscową. A niektórzy wręcz zaczęli ją zwracać turystom.
Urząd miasta ściga kwaterodawców. Kara: 3700 zł
Teraz wiceburmistrz Bryjak mówi, że urząd ma opinię prawną renomowanej kancelarii prawnej, że uchwała z 2013 roku jest ważna, kwaterodawcy mają obowiązek pobierać, a turyści obowiązek płacić opłatę miejscową. A ci co nie płacą, otrzymują wezwania do urzędu, by złożyć wyjaśniania, a jak się nie stawią – urząd grozi im karą w wysokości 3700 zł.
W ostatnim czasie wielu przedsiębiorców dostało takie pisma. To ci co zarejestrowali swoje obiekty w urzędzie miasta, pobrali kwitariusz przychodowy służący do pobierania opłaty miejscowej od turystów. Ale z jakichś względów urząd miasta nie odnotował wpłat od nich na swoje konto. Na końcu pisma jest groźba, że jeśli wciągu 7 dni od otrzymania tego pisma osoba nie stawi się w urzędzie miasta, zostanie na nią nałożona kara w wysokości 3700 zł.
Bartłomiej Bryjak mówi, że w ostatnim czasie była przeprowadzona akcja wydziału podatków i opłat związana z rozsyłaniem takich wezwań. Zaznacza jednak, że to wygrzebywanie się z zaległości.
– Wcześniej takie weryfikacje również się odbywały. W ostatnich dwóch latach jakoś doszło do przestoju, nie robiono tego i wydział musiał odrobić zaległości – mówi wiceburmistrz. I dodaje, że wielu przychodzi, składa wyjaśnianie, a potem reguluje zaległości.
Przedsiębiorcy: niech sobie urząd sam pobiera te pieniądze
- Wielu gości nie chce płacić tej opłaty. Jedni mówią, że zapłacili za nocleg kartą i nie mają gotówki na takie płatności. Inni jasno mówią, że Zakopane przegrało i nie powinno pobierać tej opłaty. Kończy się tak, że wielu z nas odpuszcza, bo nie chce się szarpać z klientem. Nie pobiera tej opłaty od turysty, a do urzędu wpłaca pieniądze z własnej kieszeni. De facto więc ta opłata staje się kolejnym podatkiem nałożonym na kwaterodawcę, choć formalnie ma to być opłata od turysty – mówi pan Marek, wynajmujący pokoje w Zakopanem. – Skoro miasto chce te pieniądze, niech się samo zajmie zbieraniem ich od turystów, a nie zrzuca tego na nas. Może urzędnicy znajdą sposób, by zmusić gości, którzy nie chcą płacić, by jednak wnieśli tą opłatę. My nie mamy jak tego zrobić. Bić się z klientami nie będziemy.
Bartłomiej Bryjak mówi wprost: jeśli klient nie chce płacić, właściciel musi zrobić to samo, co zrobiłby, gdyby turysta nie chciał zapłacić za nocleg.
- Turyści mają obowiązek uiszczać tą opłatę. Należy to egzekwować. A jeśli jest z tym problem, to kwaterodawcy mogą zgłosić to na policję albo do urzędu skarbowego. Generalnie jeśli turysta nie chce zapłacić za opłatę miejscową, to nie należy mu w ogóle sprzedawać usługi noclegowej. Bo chcąc wyspać się w Zakopanem musi zapłacić nie tylko za nocleg, ale uiścić opłatę miejscową – kwituje wiceburmistrz.
- Z tego całego zamieszania wyłania się jeden smutny fakt: lepiej było się w ogóle nie rejestrować, ale działać spokojnie w szarej strefie. Wtedy by nie wiedzieli, że istniejesz i nikt by cię nie nadchodził z kolejnymi żądaniami - kwituje jeden z wynajmujących.
