- Czy mógłby pan przyjechać teraz na komisariat, poręczyć za niego i odprowadzić wraz z rowerem do domu, w przeciwnym razie będziemy musieli potrzymać go do rana, aż wytrzeźwieje - usłyszałem.
- Nie rozumiem - odpowiedziałem - dlaczego go zatrzymaliście? R. to odpowiedzialny człowiek. Upił się, postanowił dla bezpieczeństwa nie prowadzić samochodu, tylko rozsądnie wsiadł na rower.
- Proszę nie żartować, to jest przestępstwo.
Ta historia do dzisiaj niezmiernie mnie dziwi. Przez wiele lat za "kolarstwo" groziła w zasadzie utrata karty rowerowej, mandat, plus upust powietrza z kół, a określenie "plaga pijanych rowerzystów" miało wyłącznie wydźwięk humorystyczny. Dalej ma. Nagle pojawiły się podejrzane teorie, że "kolarz" powoduje na drodze śmiertelne zagrożenie i inne takie dyrdymały.
Pijany student, wracający na piechotę z "Kazika" po imprezie, wchodząc na jezdnię na czerwonym świetle, stwarza takie samo zagrożenie jak rowerzysta (czyli wyłącznie dla siebie), z tą różnicą, że za zataczanie się nikt nikogo nie wsadza do więzienia. Nie ma też karty pieszego, którą można byłoby mu odebrać.
Koledze R. na rok zakazali prowadzenia pojazdów mechanicznych. Oczywiście dalej je prowadził, że hej. Na trzeźwo, co prawda, chociaż już jakoś mniej pewnie.
Krakowski szybki tramwaj na pięciu nowych trasach - sprawdź!
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!