https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bartosiewicz: I znowu poczułam wiatr w skrzydłach!

Paweł Gzyl
Przed dekadą Edyta Bartosiewicz przestała śpiewać. Po prostu nie mogła. Problem tkwił w strunach głosowych i w głowie. Uznała, że nie może utrzymać wysokiego poziomu i zamilkła. Teraz wróciła - pisze Paweł Gzyl.

Największym bestsellerem płytowym ostatnich tygodni jest w Polsce płyta "Renovatio" Edyty Bartosiewicz. To pierwszy album popularnej piosenkarki od piętnastu lat! Co działo się z gwiazdą rodzimego popu i rocka lat 90., że przez ponad dekadę żyła z dala od show-biznesu?

Strach, że już nigdy nie zaśpiewa
Kłopoty wystąpiły w 2002 roku, kiedy zaczęła nagrywać materiał. Ku jej zdziwieniu okazało się, że... nie może śpiewać. Koniecznie chciała utrzymać nowe piosenki na dawnym poziomie, a tu szło coraz gorzej.

- Problem tkwił jedynie w wokalu. Nie mogłam śpiewać jak kiedyś, wyrażać emocji, z czego tak dobrze znają mnie moi słuchacze. Wiedziałam, że jeśli nie wrócę do formy, nie ma mowy o zamknięciu płyty - wspomina.

Wtedy pojawił się paraliżujący strach - że nigdy więcej już nie zaśpiewa. Podobnie jak wiele jej koleżanek i kolegów po fachu zaczęła szukać ratunku w ezoteryce. Niestety - wizyty u uzdrowicieli przyniosły wręcz odwrotny skutek. Dlatego w 2006 roku trafiła do szpitala. Sympatia fanów i kolegów z branży pomagała jej jednak przetrwać najtrudniejsze chwile.

- Pamiętam festiwal w Sopocie, kilka lat temu. Byłam wtedy gościem Krzysztofa Krawczyka na jego jubileuszowym koncercie. W czasie wolnym od prób wybrałam się na plażę.

Siedziałam na piasku i patrzyłam na morze, gdy nagle zobaczyłam Muńka Staszczyka z T.Love. On także mnie zauważył, podszedł do mnie, pogładził po głowie i powiedział: "Wszystko będzie dobrze". Znamy się z Muńkiem przelotnie, nigdy nie byliśmy w jakiejś bliskiej komitywie, tym bardziej ten gest zapadł mi gdzieś głęboko w sercu - podkreśla.

Publiczność znów bije brawo
Pomogły dopiero ćwiczenia fizyczne - i powrót do uprawiania sportu. Po raz pierwszy wystąpiła publicznie na Orange Warsaw Festiwalu w 2010 roku. Namówił ją pochodzący z Krakowa dziennikarz muzyczny - Piotr Metz. Choć nie była do końca zadowolona ze swego głosu, entuzjastyczne przyjęcie publiczności sprawiło, że poczuła wiatr w skrzydłach.

- Zdarzały się chwile najgorszych zwątpień, ale budziłam się następnego dnia z wiarą, że wszystko się jakoś ułoży. Myślę, że bycie matką, odpowiedzialną za swoje dziecko, było kluczowe. Zresztą przez długi czas w moim życiu uprawiałam sport i zawsze walczyłam do końca. Mam w sobie chęć i wolę przetrwania - dodaje.

Dlatego ponownie nagrała piosenki napisane ponad dziesięć lat temu. Efekt opublikowany właśnie na "Renovatio" spodobał się wszystkim - słuchaczom i dziennikarzom.

Wygląda więc na to, że Edyta ma już kryzys za sobą. Pozostaje tylko pytania o jego źródła.

Miłość lekarstwem na kompleksy
Nie miała łatwego dzieciństwa. Matka pracowała w biurze, a ojciec w fabryce.
Do jedenastego roku życia Edyta mieszkała z rodzicami w ciasnej kawalerce - dopiero wraz ze zmianą mieszkania dostała własny pokój.

- Chyba nie byłam do końca szczęśliwa w moim świecie. Być może z powodu nadwrażliwości - z jednej strony, a dużych ambicji - z drugiej. Miałam kłopoty z samoakceptacją. Pamiętam, że wszystko ogromnie mocno przeżywałam, byłam dzieckiem dosyć płaczliwym - wspominała niegdyś w wywiadzie dla magazynu "5-10-15".

Z czasem dostrzegła drogę do wyzwolenia z kompleksów w tężyźnie fizycznej. Zaczęła więc namiętnie uprawiać sport - najpierw gimnastykę, potem jazdę figurową na lodzie, no i wreszcie koszykówkę.

Wtedy została zaakceptowana przez grono szkolnych rówieśników.

Zaczęły się pierwsze imprezy, pierwsze wyjazdy, pierwsze powroty nad ranem do domu.

Już od dziecka była kochliwa - pierwsze zauroczenie przeżyła w... przedszkolu. Potem były następne, w podstawówce, na wakacjach. Nie mogła narzekać na brak powodzenia. Swoje kolejne nastoletnie związki traktowała jako lekarstwo na dręczące ją kompleksy.

Prawdziwa miłość przyszła jednak dopiero w liceum. Trwała aż trzy lata i zakończyła się bardzo burzliwie, tuż przed maturą. - Miałam złamane serce i był to dla mnie prawdziwy kataklizm. A teraz chłopak, którego wtedy uwielbiałam, nie wydaje mi się nikim ciekawym. Poza tym wtedy byłam na tyle głupia, że gdy go widziałam, to starałam się uśmiechać, udawać, że nic się nie stało. Udawałam, że mnie to nie boli. Skrywałam swoje emocje - podkreślała Edyta w rozmowie z "Dziewczyną".

Mimo emocjonalnych zawirowań, zdała na prestiżowy handel zagraniczny, bo chciała zaspokoić marzenia rodziców o córce pracującej w biznesie. Nie wytrzymała długo - początkowo przesiadywała ze znajomymi w kawiarniach, upijając się koniakiem i sypiała po dwanaście godzin na dobę, śniąc psychodeliczne sny.

W końcu postawiła wszystko na jedną kartę - mając zaledwie 50 dolarów w kieszeni, poleciała do Londynu.

Pozorna pewność siebie Edyty
Pierwszą noc na obczyźnie przespała u... dziewczyny poznanej w samolocie.
Na szczęście szybko znalazła pracę, mogła więc przeprowadzić się do własnego mieszkania. Najpierw była kelnerką w klubie, potem sprzedawała ciuchy w butiku. Wieczorami włóczyła się po mieście i oglądała koncerty kolejnych zespołów. Wyjątkowo spodobała jej się grupa The Blue Aeroplanes - bo nie dość, że poznała się osobiście z jej muzykami, to nawet wybrała się z nimi w trasę koncertową po Anglii.

Chłopaki namówili ją, żeby sama zaczęła śpiewać. Niebawem można było ją spotkać na Portobello Road, gdzie przygrywając sobie na gitarze wykonywała piosenki swej ulubionej Joni Mitchell. Te doświadczenia sprawiły, że wiedziała, co chce robić w życiu. Dlatego spakowała się i wróciła do Polski.

- Często układam muzykę i mimo że nie ma jeszcze tekstu, płyną mi czasem łzy. Wywołują je jakieś niesamowite emocje. W ten sposób się oczyszczam. Jest to forma autoterapii. Myślę, że łatwość pisania piosenek jest czymś danym mi przez Boga. Nie mam żadnego problemu z układaniem numerów. To jest jak moja mowa, mój słuch. To jest mój zmysł - tłumaczyła w "Machinie".

Polski show-biznes potrzebował jednak wtedy świeżej krwi. Powstawały pierwsze prywatne studia nagraniowe i wytwórnie płytowe. Wielką popularność zdobył zespół Hey, z nieśmiałą wokalistką Kasią Nosowską, w jej ślady poszła drobna, ale dysponująca mocnym głosem Kasia Kowalska. I niebawem dołączyła do nich Edyta Bartosiewicz. Wydany w 1994 roku "Sen" stał się bestsellerem, czyniąc z jego autorki gwiazdę pierwszej wielkości.

- To dało mi pewność siebie, której wcześniej mi brakowało. Z jednej strony miałam duże ambicje, a z drugiej wiele kompleksów. Dzięki sukcesowi i fanom zrozumiałam, że to, co robię, jest potrzebne. To dało mi siłę i pewność siebie - podkreślała.

Skłonność do wrażliwych facetów
Kolejne płyty również sprzedawały się świetnie. Było to zasługą zarówno przebojowych piosenek, jak i inteligentnych tekstów. Porównywana do kanadyjskiej gwiazdy Alanis Morrisette, Bartosiewicz nie obawiała się odsłaniać przed słuchaczami - choć własne emocje wpisywała w kontekst opowieści o innych ludziach.

- Nigdy nie chciałam być do końca szczera. Nie mogę nikomu podać siebie na talerzu. Tak już jestem skonstruowana. Muszę zachować pewne niedomówienia. Tak jak napisałam w piosence "Skłamałam" - "nikt nigdy nie dowie się o mnie prawdy" - twierdziła w wywiadach.

Szybko związała się z partnerem z branży - producentem Leszkiem Kamińskim. Poznali się, kiedy oboje dopiero zaczynali swe kariery w show-biznesie. Sława sprawiła, że zaczęły między nimi narastać konflikty. W całej Warszawie mówiło się o ich awanturach - bo z niczym się nie kryli.

W końcu doszło do rozwodu - i Bartosiewicz zamieszkała sama z synem. - Jest coś w tym, że ciągnie mnie do facetów szczególnie wrażliwych. Nie mówię "słabych", ale u których widać ich słabości. Macho nie pociągają mnie, ponieważ to, co oni mają, ja też mam. Potrzebuję sięgać do mojej wrażliwości, szukać coraz głębiej. Chodzi mi w życiu o szukanie wrażliwości, harmonii. Potrzebuję w swoim życiu ludzi posiadających takie cechy, zarówno kobiet, jak mężczyzn - wyznała dziennikarzom.

Sukces sprawił, że zaczęła żyć na pełnych obrotach.

Koncert za koncertem, do tego nagrania, a wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Eksperymentowała nie tylko z wyglądem, robiąc sobie kolorowe włosy czy podwójne brwi, ale również z różnymi używkami.

W końcu nastąpił łatwy do przewidzenia krach - problemy z głosem, głęboka depresja i wycofanie się z muzycznej branży.

Pogodzona z sobą i światem
Po upływie piętnastu lat od tamtego czasu wydaje się już pogodzona z sobą i otoczeniem. Jej syn Aleksy wyrósł na samodzielnego chłopaka i ma już swoje własne życie.

Dlatego Edyta Bartosiewicz obecnie znowu może się poświęcić tym, którzy czekali wiernie na jej powrót aż przez półtorej dekady.

- To jest naprawdę jakaś niezwykła więź, która łączy mnie z moimi fanami, czy też oddanymi słuchaczami. Czasem mam wrażenie, że jesteśmy jedną wielką rodziną. Wiem, że mogę liczyć na zrozumienie i wsparcie z ich strony. Wiele razy się o tym przekonałam - podkreśla.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska