Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bartosz Iwan na początku nowej drogi

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Jarosław Pruss
Bartosz Iwan jest wychowankiem Wisły Kraków. Później grał m.in. w Górniku Zabrze i GKS-ie Katowice. Teraz rozpoczął nowy rozdział w swoim życiu, pracuje w młodzieżowej reprezentacji Polski.

– Ma Pan 32 lata, a jednak postanowił Pan zakończyć karierę piłkarską i usiąść na trenerskiej ławce. Długo dojrzewał Pan do takiej decyzji?
– Gdy przechodziłem z Górnika Zabrze do GKS Katowice w przerwie zimowej sezonu 2015/2016 jeszcze nie myślałem o zakończeniu kariery. Po dwóch, trzech miesiącach pobytu w Katowicach dotarło do mnie, jak duże nadzieje są wiązane z moją osobą. Zdałem sobie sprawę, że nie spełniam tych oczekiwań, że nie jestem już tym zawodnikiem, który grał w Górniku, czy nawet wcześniej w GKS-ie. W mojej głowie coraz częściej zaczęły pojawiać się myśli, żeby skończyć z grą w piłkę. Na to wszystko nałożyło się również zakończenie kursu trenerskiego w Białej Podlaskiej.

– Sam Pan poszedł do trenera Jerzego Brzęczka, działaczy GKS-u z prośbą o rozwiązanie umowy?
– Nie. Po ostatnim meczu sezonu trener poprosił mnie na rozmowę. Powiedział otwarcie, że nie widzi mnie w swoim zespole, że ma koncepcję budowy drużyny, w której nie ma dla mnie miejsca. To tylko pomogło mi w podjęciu decyzji o zakończeniu kariery. Poczułem się wypalony i już na sto procent byłem pewien, że czas zawiesić buty na kołku.

– Po grze w GKS-ie był jednak jeszcze epizod w IV-ligowych Wilkach Wilcza. Skąd taki pomysł?
– Po rozwiązaniu kontraktu w Katowicach w lipcu 2016 roku, siedziałem w domu przez dwa miesiące. W końcu zadzwonił do mnie trener Wilków Jacek Wiśniewski i zapytał, czy nie pomógłbym im. Chciałem być jeszcze trochę w ruchu, mogłem też zarobić niewielkie pieniądze. Stąd taka decyzja.

– Ma Pan dzisiaj poczucie, że wycisnął, ile się dało ze swojej kariery, czy jest jednak poczucie niedosytu?
– Niedosyt na pewno jest. W niektórych momentach mogłem inaczej pokierować swoją karierę. Z drugiej strony coś tam udało mi się osiągnąć. Rozegrałem ponad 100 meczów w ekstraklasie, w I lidze około 150. Nie było najgorzej, choć pamiętam też, że były momenty, w których się pogubiłem. Dzisiaj mam już jednak ponad 30 lat i nie będę płakał nad rozlanym mlekiem.

– Kiedy doszedł Pan do wniosku, że po zakończeniu kariery piłkarskiej będzie chciał być trenerem?
– Zawsze wiedziałem, że będę chciał zostać przy piłce. Nie wiedziałem może na początku, w jakiej roli, ale gdy w końcu zdecydowałem się pójść na kurs trenerski, to później z każdym zjazdem byłem coraz bardziej pewien, że to jest to, co chcę robić. Muszę przyznać, że na początku trochę sceptycznie podchodziłem do tego tematu, bo jestem z natury osobą nieśmiałą. Im jednak było dalej w las, tym było lepiej, robiłem postępy. Nawet koledzy mi to powtarzali. To mnie podbudowało i utwierdziło w przekonaniu, że wybrałem dobrą drogę.

– Ma Pan licencję UEFA A i dość szybko stanął Pan przed ciekawym wyzwaniem. Jest Pan w sztabie reprezentacji Polski U-18. Skąd ta propozycja się wzięła?
– Gdy już kończyłem kurs, dużo rozmawiałem z tatą na temat mojej przyszłości w tym zawodzie. Sam mówił mi, że dobrze byłoby zacząć od pracy z młodzieżą. Gdy zatem zadzwonił do mnie Janusz Basałaj z PZPN z propozycją w sztabie kadry U-18, nie miałem wątpliwości, że warto podjąć wyzwanie. Na początek mojej drogi trenerskiej to jest fantastyczne wyzwanie. Nie dość, że mogę pracować ze świetną, utalentowaną młodzieżą, to jeszcze orzełek na piersi dodaje prawdziwego kopa.

– Jakie wrażenia po pierwszych meczach?
– Graliśmy towarzyski dwumecz z Węgrami. Pokonaliśmy ich 2:1 i 4:0. Praca wygląda w ten sposób, że głównym trenerem reprezentacji U-18 i U-19 jest Dariusz Dźwigała. Ponieważ jednak terminy meczów obu drużyn się pokrywają, to ja z Wojciechem Tomaszewskim pojechaliśmy na Węgry. On prowadził zespół, ja byłem jego asystentem.

– W przyszłości będzie chciał Pan pracować z młodzieżą, czy widzi się Pan raczej w seniorskiej piłce?
– Jeśli mam być szczery, to jeszcze nie wiem. Na początku byłem sceptycznie nastawiony do pracy z młodzieżą. Na boisku byłem zawodnikiem niespokojnym, takim który uzewnętrzniał dużo emocji. Bałem się, czy te cechy charakteru nie będą się kłóciły w pracy akurat z młodzieżą. Po tym pierwszym wyjeździe widzę jednak, że jeśli mam pracować z tak utalentowanymi chłopcami, to będzie to czysta przyjemność. Przed niektórymi z nich widzę świetlaną przyszłość, również w dorosłej piłce.

– Pan ze swojej kariery ma różne doświadczenia, również poważne zakręty, związane m.in. z alkoholem, hazardem. To może Panu pomóc teraz w pracy z młodymi chłopakami, na których pewnie czeka wiele pokus, gdy pojawiają się duże pieniądze?
– Byłem dopiero jeden raz na zgrupowaniu kadry, więc nie było nawet czasu, żeby wchodzić aż tak głęboko w pewne sprawy. Z czasem pewnie jednak wykorzystam swoje doświadczenia. Wiadomo, że piłka nożna to nie tylko to, co dzieje się na boisku. W futbolu i wokół niego rzeczywiście czeka wiele pokus, a ja sporo mogę na ten temat powiedzieć. Jeśli tylko będę mógł, to postaram się wykorzystać swoje doświadczenie życiowe i będę się starał tych młodych chłopaków przestrzec przed różnymi rzeczami, które mogą ich spotkać.

– Jak wygląda w tym momencie Pańska praca? Jeździ Pan na mecze, ogląda potencjalnych kandydatów do gry w kadrze?
– Terminy dla wszystkich reprezentacji są podobne. Mecze są raz na dwa, trzy miesiące. Moja praca wygląda tak, że co tydzień jeżdżę, żeby zobaczyć jak najwięcej meczów z udziałem tych chłopaków, którzy aspirują do kadry. Cieszy mnie ta praca, daje mnóstwo satysfakcji. Poznaję dużo ludzi i mogę pomóc swoim boiskowym doświadczeniem.

– To są mecze głównie juniorskie, czy też niektórzy z tych chłopców już przebijają się do dorosłego futbolu?
– Na dzisiaj jedynym chłopakiem, który mocniej zaznacza swoją obecność w dorosłej piłce, jest Daniel Mikołajewski z I-ligowego GKS-u Tychy. Reszta występuje w Centralnej Lidze Juniorów, a pokaźna liczba, bo aż dziesięciu zawodników gra w ligach juniorskich w Niemczech. Jest tam wielu utalentowanych chłopców, którzy stanowią o sile swoich drużyn w młodzieżowej Bundeslidze. Nie boję się powiedzieć, że dwóch, trzech piłkarzy naprawdę w przyszłości będzie na poziomie Łukasza Piszczka, Kuby Błaszczykowskiego czy nawet Roberta Lewandowskiego.

– Może Pan już teraz wymienić te nazwiska?
– Może podam tylko jedno, chłopaka, który wpadł mi w oko i zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. To David Kopacz z Borussii Dortmund z rocznika 1999. Panowanie nad piłką, to co robi na boisku sprawiło, że można powiedzieć, że mnie zachwycił. Może nie imponuje jakimiś fantastycznymi warunkami fizycznymi, ale nadrabia to boiskową inteligencją i umiejętnościami technicznymi.

– Jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość w Pańskiej pracy?
– Trochę się pozmienia. Po tym, jak kadrze U-19 nie udało się awansować na mistrzostwa Europy, jej sztab przejmie rocznik 1999, czyli ten, z którym byliśmy na Węgrzech. A my zajmiemy się następnym, czyli chłopcami z rocznika 2000. Przed nami spore wyzwanie, trzeba dokonać selekcji. Ci chłopcy dopiero w przyszłym roku będą grali w meczach mistrzowskich, ale już w maju planujemy pierwszą konsultację, a w sierpniu przyjdzie pora na pierwsze mecze.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska