- Kiedyś mówiono o Panu „król z Rydlówki”, a było to w czasach występów w krakowskiej Garbarni. Teraz został Pan „królem z Legionów”, bo Unia w ostatnim meczu jesieni w grupie zachodniej IV ligi piłkarskiej wygrała w Olkuszu 5:1, a – jak na króla przystało – zdobył Pan cztery gole, zostając „królem polowania”. Czy kiedyś udało się już zrobić takie strzeleckie fajerwerki?
- W seniorach udało mi się to po raz pierwszy. Owszem, kiedyś w juniorach, jeszcze w rodzinnej Olimpii Chocznia, zdobywało się po sześć goli w jednym spotkaniu, ale nie ma co tego porównywać. Skoro w moim wykonaniu jest to wyczyn, chciałbym te gole zadedykować mojej żonie Agnieszce. Specjalne ukłony ślę także Jakubowi Jończykowi, za wspaniałe podania. Obiecałem mu publiczne podziękowania, co niniejszym czynię.
- Kiedyś mówił Pan, że choć jest napastnikiem, częściej podaje kolegom niż sam strzela gole. Jednak ma Pan w sobie coś z drzemiącego wulkanu...
- Moja rola w zespole zależna jest od taktyki na rywala. Razem z Przemkiem Dudzicem doskonale się uzupełniamy. Jemu raczej przypada rola egzekutora. Często zatem podaję piłki. Jestem z natury walczakiem, więc nie boję się kontaktowej gry. Kiedy trzeba, przepchnę rywala, a dzieło zniszczenia zostawiam kolegom. Zwłaszcza w okręgówce moja natura była bardzo potrzebna, kiedy walczyliśmy o awans, a każdy zespół sprężał się na nas podwójnie. Jednak zawsze byliśmy o tę jedną bramkę lepsi, co potwierdziło klasę zespołu. W czwartej lidze jest wyższa kultura gry, bo można spotkać wielu zawodników nawet z ekstraklasową przeszłością. Jeśli jest okazja, to także strzelam.
- Iloma golami zamknął Pan rundę jesienną?
- Zdobyłem łącznie 10 goli i zanotowałem 5 asyst. To satysfakcjonujący wynik jak dla napastnika.
- Jaki jest Pana rekord w seniorskiej przygodzie z futbolem?
- Zdobyłem 21 bramek na trzecioligowych boiskach w barwach krakowskiej Garbarni. Czasy gry w klubie z Rydlówki bardzo miło wspominam.
- Czy w Unii może Pan powtórzyć ten wyczyn?
- Ktoś może powiedzieć, że jestem w połowie drogi. Przede wszystkim musi być zdrowie i trochę sportowego szczęścia. Jeśli się czegoś bardzo chce, to zawsze może się udać. Poczekajmy do zakończenia sezonu.
- Która z bramek w Olkuszu najbardziej utkwiła Panu w pamięci?
- Drugi gol, zdobyty bezpośrednim strzałem z rzutu wolnego. Dla mnie było to takie małe deja vu z pierwszego sezonu w czwartej lidze, kiedy na własnym boisku pokonaliśmy u siebie krakowskiego Hutnika 3:0.
- Czy mecz w Olkuszu był w Pana wykonaniu najlepszy?
- Z pewnością. Nie tylko z racji czterech zdobytych goli. Zgodnie ze starą sportową dewizą jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz (śmiech). Jednak wielki sentyment mam do wygranej w Andrychowie nad Beskidem 6:1, choć tam strzeliłem „tylko” dwa gole, ale - jako dla mieszkańca ziemi wadowickiej – ten mecz miał dla mnie szczególne znaczenie.
- O co Unia walczy w tym sezonie?
- O jak najlepsze miejsce, choć 4. lokata na półmetku w drugim sezonie na czwartoligowych boiskach daje powody do satysfakcji. Jednak po niespodziewanej porażce Hutnika na własnym boisku z Orłem Ryczów 1:2, zbliżyliśmy się do lidera na pięć punktów, a pierwszy mecz wiosny zagramy na Suchych Stawach. Gdyby udało nam się tam wygrać, wszystko może się jeszcze zdarzyć. Na pewno razem z naszymi kibicami, których w Olkuszu wspierało nas aż 200, za co w imieniu drużyny im dziękuję, możemy dokonać czegoś wielkiego. Futbol jest przecież nieprzewidywalny.