Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Basia Giewont: Kryminolog przy mikrofonie. Śpiewa, ale zajmuje się też przestępstwami. Mocno zaangażowała się w walkę z przemocą w rodzinach

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
- Tworzę muzykę, która czerpie z polskiego folkloru, etniczności, kultury. Samo moje nazwisko trochę mnie do tego prowokuje - mówi Basia Giewont, zakopiańska wokalistka, aktorka teatralna i musicalowa, która jest też muzyczną ambasadorką Polski.

W tym roku nagrała Pani utwór „Bidula”, który był protestsongiem przeciwko przemocy w rodzinie. Jak Pani przyjęła ostatnią decyzję władz Zakopanego w tej sprawie?
Ten utwór nawiązywał do wydarzeń z Zakopanego. Tam też został nagrany teledysk na przełomie września i października tego roku. Miał zwrócić uwagę na problem przemocy w rodzinie, ale też by ten temat został poruszony w zakopiańskim samorządzie. Zakopane było jedyną gminą w Polsce, która nie honorowała ustawy antyprzemocowej, tym samym nie realizując obowiązku stworzenia zespołu interdyscyplinarnego, którego zadaniem jest koordynowanie pracy służb oraz pomaganie ofiarom przemocy. Przedpremierowo wykonaliśmy ten utwór w lipcu podczas supportu Mroza. Wtedy głośno powiedziałam o problemie, że jestem przeciwna temu, co się dzieje i chciałabym, żeby ktoś zareagował. Radni z Zakopanego dowiedzieli się o tym występie. Poruszyliśmy ściany. W końcu, na początku grudnia Rada Zakopanego przegłosowała uchwałę, powodującą, że jest obowiązek utworzenia zespołu interdyscyplinarnego, czyli grupy fachowców, którzy mają pomagać ofiarom przemocy w rodzinie. „Bidula” stała się więc elementem dość ważnej historii dla Zakopanego.

Co spowodowało, że tak mocno się w to Pani zaangażowała?
Z wykształcenia jestem muzykiem, ale też kryminologiem. Walczę o sprawy społeczne, prawa człowieka, szacunek do innych. Podstawą naszej egzystencji jest to, żebyśmy się wzajemnie szanowali i sobie pomagali.

Problem przemocy w rodzinie jest szczególnie widoczny na Podhalu, czy to tylko stereotyp?
Może ten problem jest obecnie mniejszy, ale wciąż jest. Obyczajowe przyzwolenie na pewne negatywne zachowania wobec kobiet gdzieś zawsze w powietrzu wisiało. Nasza mentalność góralska jest dość mocna, charakterna. Przypięła się do nas łatka, że ten charakter mamy trudny, jesteśmy konkretni i jak się mówi o agresji, to u nas. Do dziś się z tym borykam, że ludzie mi tego charakteru dokładają, że jestem harda, zawsze mam swoje zdanie. Tak trochę jest. Nie boję się głośno mówić tego, co myślę. Jeżeli chodzi o agresję, przemoc w rodzinie, to gdzieś to Zakopane przodowało. Statystki policyjne to do niedawna pokazywały, ale nie w pełni, bowiem tego typu problemy były chowane po kątach. To, że przez tyle lat ustawa antyprzemocowa nie była honorowana w Zakopanem było karygodne. Bardzo mnie to ucieszyło, że od grudnia to się zmieniło. Jestem dumna z tego powodu. Myślę, że Zakopane idzie w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że w stolicy polskich Tatr poprawi się też pod względem innych kwestii. Kocham Zakopane, cały nasz region. Warto o niego dbać i go szanować.

Jakie jeszcze inne problemy są pod Tatrami do rozwiązania?
Zakopane jest piękną kolebką kulturową, w której nie tylko ważna jest tradycja, muzyka, sztuka, ale też architektura. To jest moje marzenie, może zbyt górnolotne, ale bardzo chciałabym, aby ta architektura też była zadbana, żeby nie było takiej samowolki, jaka jest widoczna pod Tatrami, polegającej na stawianiu obiektów, które w żaden sposób nie pasują do Podhala. To obszar, który jest zimową wizytówką Polski. Tak jak Austria ma swój niepowtarzalny styl dotyczący budowania alpejskich domków, tak my też mamy swój styl góralski, witkiewiczowski. To można wykorzystać, budować domy mające zgrabne kształty, wpisujące się w wiekową tradycję.

Wspomniała Pani, że z zawodu jest kryminologiem. To zupełnie odległy biegun od muzyki. Skąd takie zainteresowania?
Zawsze chciałam pomagać, działać prospołecznie, zapobiegać ludzkim dramatom. Stąd też zainteresowanie tematyką przestępczości. Skończyłam kryminologię na Uniwersytecie Warszawskim i pracowałam tam nawet w Ośrodku Badań Handlu Ludźmi. Ostatecznie wybrałam ścieżkę artystyczną, ale nie odeszłam zupełnie od kryminologii. Tematy prospołeczne pojawiają się w moich utworach.

W internecie można wyczytać, że dyplom kryminologa otrzymała Pani za pracę magisterską pt. „Zabójstwo w Kredyt Banku – study case”. Na czym polegało przygotowanie tej pracy?
To niestety zdarzyło się naprawdę w 2001 roku. Trójka młodych mężczyzn dokonała makabrycznej zbrodni. Z premedytacją zabili cztery osoby, w tym trzy kasjerki banku, strzelając każdej z nich w tył głowy. Zabójstwo pierwszej z nich widziały pozostałe dwie. Też wiedziały, że zginą. To co się tam wydarzyło miało w sobie największe pokłady okrucieństwa. Pracę na ten temat pisałam 17 lat po tragicznych wydarzeniach. Byłam chyba jedyną osobą w Polsce, która tak dokładnie przebadała tą dramatyczną historię. Przeprowadziłam dokładne badania, co było przyczyną tego, że trzech mężczyzn, którzy wcześniej nie byli zaangażowani w żadną przestępczość nagle dokonali tak bezwzględnych morderstw. Zabili cztery osoby i popełnili prawie przestępstwo doskonałe, bo prawie ich nie złapano.

Jakie były końcowe ustalenia w tym śledztwie?
Cudem jeden z policjantów w ostatnim momencie przed zawieszeniem śledztwa jeszcze raz postanowił pojechać do rodziny jednego z zabójców, poczynił ustalenia, które przyczyniły się do rozwikłania sprawy. Motywów było kilka, nie tylko rabunkowy. Była chęć pokazania się jeden przed drugim, zaimponowania swojej kobiecie. Do dziś utrzymuję kontakt z trójką skazanych. Każdy z nich odsiaduje dożywotnią karę pozbawienia wolności z możliwością wyjścia w zależności od wyroku po 25, 35 i 40 latach. Każdy ze skazanych ma zupełnie inne podejście do tego co się stało. Jeden zaakceptował sytuację, wie co się wydarzyło, przyjmuje to, żyje w określonych warunkach, jest pogodzony z tym. Od pozostałych dwóch usłyszałam, że żałują. Jeden z nich kompletnie się nawrócił, zmienił nawet swoje imię. Stał się mocno religijnym, wierzącym człowiekiem. Trzeci ma duże nadzieje na wyjście.

Jak to się stało, że z Zakopanego trafiła Pani do stolicy i zajmowała się tak dramatycznymi historiami?
Zakopane opuściłam w wieku 15 lat, ale najpierw pojechałam do Krakowa, do liceum muzycznego. Kształciłam się u prof. Andrzeja Zaryckiego, który komponował dla Ewy Dymarczyk. U profesora miałam możliwość i przyjemność się uczyć. Do Warszawy trafiłam ze względu na teatr, ponieważ dostałam możliwość występów w spektaklu w teatrze Rampa. Później zaczęłam występować w teatrze muzycznym Roma. Stolica mnie przyciągnęła. Zawsze byłam zainteresowana kryminologią i znalazłam też czas na studia. Robiłam to co chciałam, śpiewałam, występowałam na scenach i studiowałam.

A jakie były najważniejsze wydarzenia muzyczne, w których brała Pani udział?
Dla mnie była to współpraca z Grzegorzem Turnauem i koncerty jakie z nim grałam przez dwa lata. Na jego płycie „Fabryka klamek” zaśpiewałam utwór „Motyliada”. Później występowałam na jego koncertach. Podczas nich śpiewałam i grałam też na skrzypcach za Sebastiana Karpiela-Bułeckę, który nie mógł z nami jeździć na koncerty. Miałem też przyjemność występować w Czechach i na Słowacji z zespołem Čechomor. To też było dla mnie wyjątkowe, bo to kultowy czeski zespół. Grałam z nimi koncerty dla 30-tysięcznej widowni. To było dla mnie wielkie wydarzenie. Znalazłam się tam z polecenia kompozytora Adama Sztaby. To u niego, jako dziecko, zaczynałam swoją przygodę z muzyką śpiewając na płycie „Moje pocieszenie”. Wyjątkowo ważny był dla mnie festiwal w Opolu i konkurs Debiuty, a to dlatego, że poznałam tam człowieka z którym teraz tworzę i rozumiem się bez słów. Który jest fenomenalnie zdolny i na pewno jeszcze będzie o nim głośno. Nazywa się Korneliusz Flisiak, jest pianistą, kompozytorem, realizatorem, producentem i świetnym człowiekiem. W połowie tego roku nagrałam również duet ze Staszkiem Karpielem-Bułecką, którego zaprosiłam do piosenki „Naski świat”. To utwór, który wspierał akcję pomocy dla Ukrainy, organizowaną przez Polską Akcję Humanitarną. Teledysk nagraliśmy na szczycie Kasprowego Wierchu.

A jak Pani wspomina swoje występy w popularnych telewizyjnych programach?
Wzięłam udział w programach „The Voice of Poland”, czy „Bitwa na głosy”. To były dla mnie trudne momenty. Udział w tych przedsięwzięciach traktowałam bardziej na zasadzie, żeby coś takiego przeżyć, wiedzieć jak to jest. Mam wrażenie, że jak się nie zna tego świata, dopiero się do niego wchodzi, nie ma się zaprzyjaźnionych osób, to nie jest to wszystko takie namacalne, człowiek nie jest na to w pełni gotowy. Pamiętam, że przed tymi występami byłam bardzo zestresowana. Odczuwałam też, że nie dostałam odpowiedniego repertuaru. Wystąpiłam jednak w tych programach, mam to za sobą, to mnie wiele nauczyło, wzmocniło. Teraz robię bardzo fajne rzeczy, występuję też w pięknych programach telewizyjnych, mam zaszczyt śpiewać ambitny repertuar. Ostatnio w programie TVP miałam przyjemność zaśpiewania piosenki „Studnia bez wody” Stana Borysa, kiedy odbierał nagrodę za zasługi dla Polski. Niedawno, 13 grudnia, w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, w programie telewizyjnym śpiewałam „Tango na głos, orkiestrę i jeszcze jeden głos” Grzegorza Tomczaka. To mocny utwór o wolności i szczęściu, o tym, że żyjemy w kraju, w którym na szczęście mamy nieograniczoną swobodę i wolność.

To zapewne z przyjemnością Pani promuje nasz kraj i Małopolskę?
Jestem reprezentantką muzyczną Polskiej Organizacji Turystycznej. Promuję całą Polskę i nasz region. Występuję na różnych targach turystycznych. Tworzę muzykę, która czerpie z polskiego folkloru, etniczności, kultury. Samo moje nazwisko Giewont trochę mnie do tego prowokuje, bo czerpię inspirację z folku góralskiego, ale też ogólnopolskiego. Wykonuję utwory inspirowane twórczością zespołu Mazowsze, więc nawiązuję do polskiej kultury, ale idąc w nowoczesność, żeby świat mógł tego posłuchać. To muzyka która nazywa się folktroniką. To coraz mocniejszy nurt, mocno akcentowany przez wykonawców z Ukrainy. Podobnie zaczyna się dziać w Polsce.

Wspomniała Pani, że do takiej muzyki prowokuje nazwisko. Jakie są jego korzenie?
Całe nazwisko rodzinne to Gąsienica-Giewont. Gąsienica to nazwisko, a Giewont to przydomek. Rodziny góralskie często były bardzo liczne i aby odseparować od siebie każde rody, nadawało się przydomki. Pradziadek wnosił elementy krzyża na Giewont. Może stąd wziął się przydomek pochodzący od nazwy tej góry. Przydomki brały się też często od miejsca, w którym się mieszkało. Nasza rodzina żyje poniżej Giewontu, z widokiem na tę górę. Koło nas mieszka nasza dalsza rodzina i mają na nazwisko Gąsienica-Roj. Nasza ulica nazywa się Droga do Rojów, bo zawsze mówiło się, że idzie się do Rojów.

Częściej Pani wspina się na Giewont, czy o nim śpiewa?
Ostatni raz byłam na szczycie trzy lata temu. Jak byłam dzieckiem, to tata wnosił mnie tam w plecaku. W swoim repertuarze mam natomiast piosenkę „Rycerz”, która mówi o legendzie związanej z Giewontem. Chodzi o śpiącego rycerza, tak naprawdę było ich więcej, śpiących w jaskini, która mieści się w tej górze. Legenda mówi o tym, że juhas wyszedł na wypas owiec, zabłądził za górą, usłyszał szmery, zobaczył, że da się zejść na dół, obudził rycerzy, zapytali, czy mają już wstawać, odpowiedział: „Idźcie spać”. Po powrocie do wioski opowiedział, że widział tych rycerzy, powstała legenda i do teraz wszyscy ich szukają.

Skąd zamiłowanie do muzyki?
Od dziecka. To rodzinne. Mój tata grał na różnych instrumentach, mama śpiewała. Nie robili tego zawodowo, ale muzyka zawsze jest w góralskich domach. Jakby jej nie było, to byłoby dziwnie. Stąd ta muzyka cały czas we mnie płynęła. Jak byłam dzieckiem, to zaczynałam od śpiewu góralskiego. Później po przeniesieniu się do Krakowa wykonywałam piosenki aktorskie, poezję śpiewaną. Jak tylko jednak mogłam to wracałam w Tatry. Później ruszyłam w świat i występowałam na scenach teatralnych w całej Polsce.

We wrześniu promowała Pani Małopolskę na Kongresie Sportu w Zakopanem. Aktywność fizyczna to też bliska Pani dziedzina życia?
Jestem z Zakopanego. Nie da się tutaj nie uprawiać sportu. Moim marzeniem było, żeby jeździć na nartach. Ale trzeba było wybrać. Narty zabierały mi możliwość śpiewania, bo chorowałam przez zimne powietrze. Uwielbiam sporty motoryzacyjne. Oglądam dzielnie wszystkie dyscypliny kartingowe i wyścigi Formuły 1. Wraz z mężem jesteśmy wielkimi fanami wyścigów samochodowych.

Rywalizacja bolidów Formuły 1 pod Tatrami to raczej nierealne?
Zakopane ma jednak inne wielkie zalety. Jest pięknym i mocnym miejscem tak turystycznie, jak i sportowo. Narciarstwo jest u nas pielęgnowane od dziecka w każdej rodzinie. Mamy świetne warunki do innych dyscyplin zimowych, takich jak snowboard, wspinaczka, turystyka wysokogórska. Zakopane jest świetnym miejscem, by wszystko tu w jednym miejscu się wydarzyło. Turystyka tutaj kwitnie przez cały rok.

W jaki sposób zachęca Pani jeszcze do odwiedzania Małopolski?
Myślę, że radość życia którą mamy zaprasza ludzi do Polski, Zakopanego i Małopolski, która jest bardzo otwarta. Zawsze nasz region porównywałam z Włochami. Tam jest tak, że ludzie są głośni, energetyczni, weseli, otwarci. U nas też tak jest. Jak tu podejdzie się pod jakiś dom, to ktoś otwiera i możesz się napić herbaty. Moi znajomi, którzy tu przyjeżdżają, tak kojarzą mój dom i moich rodziców. Bardzo sobie to cenię, to już jest duży powód do tego, by tutaj przyjechać.

Szczególnie pięknie jest zapewne w święta?
Jak to tradycyjnie w górach. Na atmosferę wpływ ma też muzyka. Nie tylko podczas świąt siada się do stołu, ktoś wyciągnie skrzypce, ktoś wyciągnie basy i wszyscy śpiewamy. Ale w święta jest szczególnie, bo śpiewa się kolędy. U nas w górach zawsze kolęda „Oj Maluśki, Maluśki” jest mocno eksponowana. Ja uwielbiam śpiewać kolędę „Nie było miejsca dla Ciebie”. Mam przyjemność ją wykonywać w telewizyjnym koncercie wigilijnym.

Jakie ma Pani plany na 2024 rok?
Dużo muzyki, dużo grania. Na ukończeniu jest moja pierwsza płyta. Premiera jest zaplanowana na luty, albo początek marca. Będzie inspirowana górami, tytuł to „Taterki”. Znajdzie się na niej muzyka rozrywkowa, elektroniczna, w której łączę elementy folku, nie tylko góralskiego ale też z całej Polski, wplatam do brzmienia skrzypiec gwarę góralską i współbrzmienia wokalne typowe dla folkloru. Zamierzam też nadal promować nasz kraj i polską muzykę, bo mamy się czym chwalić.

Psycholog o tym jak odnieść sukces w postanowieniach noworocznych

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska