Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bednarz: kibice zobaczą zdeterminowany zespół

Rozmawiał Bartosz Karcz
archiwum
- Ciągle mam w sobie ducha sportowca, głód sukcesu i poczucie, że najważniejszy jest następny cel, a nie to co było. Na tym się koncentruję. Podobnie myśli Michał Probierz, który ma ogromną determinację, żeby osiągnąć w Wiśle więcej niż gdziekolwiek indziej. Żebym mógł spokojnie spacerować po Krakowie, musimy grać jak najlepiej, musimy wygrywać i musimy każdego dnia chcieć być najlepszym. To jest nasz cel! - mówi w rozmowie z "Gazetą Krakowską" wiceprezes Wisły Kraków ds. sportowych, Jacek Bednarz.

- Poprzedni sezon zakończył się dla Wisły w minorowych nastrojach. Drużyna zajęła siódme miejsce w lidze, nie awansowała do europejskich pucharów. Gdzie zatem kibice mogą szukać powodów do optymizmu przed następnym sezonem, który wystartuje za kilka dni?
- Przede wszystkim w tym, jak gra drużyna. A w sparingach grała o wiele lepiej niż w rundzie wiosennej. Część zawodników, tych kluczowych, prezentuje się coraz lepiej. Są zdrowi i pełni ochoty, żeby udowodnić, że stać ich na mistrzostwo Polski.

- Pożegnaliście sporą grupą zawodników. Jak to odbije się na grze zespołu?
- W większości przypadków, może poza Małeckim, nie odczuliśmy straty sportowej. Może dzisiaj drużyna jest mniej liczna, ale za to spójna. Jest organizmem, który chce razem funkcjonować. Jakość moim zdaniem absolutnie nie ucierpiała. Mało tego, mam wrażenie, że odejście kilku zawodników otworzyło drogę dla ludzi, którzy czekali na swoją szansę. Większość z nich podjęła walkę, żeby swoją szansę wykorzystać. Części z nich się to udało. Poza tym kluczowe ogniwa, które grały chimerycznie, stale podnoszą swoją jakość gry, co nas bardzo cieszy.

- Kilka ruchów transferowych wykonaliście. Który z tych transferów może okazać się najważniejszy?
- Trudno jednoznacznie kogoś wyróżniać, bo każdy z nowych piłkarzy ma do odegrania inną rolę. Z punktu widzenia klubu, pierwszej drużyny, szatni i wizerunku, kluczowym transferem jest powrót Arka Głowackiego. On jest nam potrzebny jako człowiek, ikona tego klubu i jako bardzo dobry sportowiec. Jednocześnie ktoś, kto przyczyni się do tego, że nasza defensywa będzie monolitem. Poza tym pozyskanie Arka ma pokazać naszym kibicom, że nie tylko oni szanują przywiązanie do "Białej Gwiazdy". My też przywiązujemy do tego wagę, dlatego jeśli Arek miał wrócić do Polski to właśnie do Wisły. Transfer Arka jest szczególny, określiłbym go, jako powrót głowy i serca. Transfer Michała Chrapka to jest już ruch innego rodzaju. To piłkarz, który u nas się wychował. Został w poprzednim sezonie rzucony na głębszą wodę w I lidze. Sprawdził się w niej, dlatego dostał prawdziwą szansę od trenera Probierza. Wykorzystuje ją, bo od pierwszego dnia walczy o swoje miejsce w zespole. Dzisiaj ten chłopak jest bardzo blisko meczowej osiemnastki, a nawet wyjściowego składu. W przypadku Chrapka decydowały aspekty sportowe. Pokazał, że ma talent, a my daliśmy mu szansę, żeby to potwierdził.

- Michał Chrapek pójdzie drogą, pokonaną kiedyś przez braci Brożków czy Patryka Małeckiego, którzy po okresie wypożyczenia stali się ważnymi postaciami w zespole?
- Oby tak się stało. Jeśli się zastanawialiśmy czy na pewno dobrze się stało, że nie przedłużyliśmy umowy z Tomasem Jirsakiem, to po okresie przygotowawczym jestem już pewien, że Michał absolutnie to miejsce zapełni i nie odczujemy straty. Mało tego, mamy młodszego piłkarza, który już wiele potrafi, a ma przy tym bardzo silną motywację, żeby zrobić karierę. Uważam, że na tej pozycji zrobiliśmy krok do przodu w porównaniu do poprzedniego sezonu.

- Łukasz Burliga na swojej pozycji to podobny przypadek?
- Łukasz ma bardzo duże szanse na grę. Gdyby nie kontuzja, to na pewno wyszedłby w podstawowym składzie w meczu Pucharu Polski, a podobnie byłoby zapewne na inaugurację ligi z Bełchatowem. Jego historia jest podobna do Chrapka, choć to zawodnik już bardziej doświadczony, z ograniem ligowym. W trakcie przygotowań Łukasz miał różne momenty, ale już po drugim obozie zagrał bardzo dobry mecz z Piastem Gliwice i wcale mnie nie zdziwiło, że strzelił bramkę. To kolejny dowód na to, że potrafiliśmy zobaczyć potencjał w naszym zawodniku, który wychował się tutaj, któremu pozwoliliśmy się ograć gdzie indziej, a teraz dostanie prawdziwą szansę. Zupełnie inne transfery to pozyskanie Romella Quioto i Daniela Sikorskiego. Po odejściu Dudu Bitona i niepewnej sytuacji Rafała Boguskiego, potrzebowaliśmy ludzi do ataku. Sikorskiego wszyscy znają, a jego problem polegał na tym, czy będzie w stanie funkcjonować u nas. Obie strony mają silną wolę zrobić coś wspólnie. Przez cały okres przygotowawczy Daniel wysyła nam sygnały, że dotrzymuje słowa i że w tym momencie nie liczy się dla niego nic innego poza futbolem. Jest na dobrej drodze, żeby wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie i dobrze współpracować z Genkowem. Quioto jest natomiast pomysłem na inwestycję. To młody piłkarz, który jest blisko swojej reprezentacji. To ciekawy zawodnik, bo dobrze czuje się jako wysunięty napastnik, ale również jako skrzydłowy. Ma interesującą technikę, dobre przyspieszenie i zmysł do strzelania bramek. Ponieważ jest to młody piłkarz i w dodatku trafił do innego kraju, istnieje ryzyko, że to może się nie udać. Dlatego tylko go wypożyczyliśmy. Jeśli jednak spełni, pokładane w nim nadzieje, to będziemy mogli zamienić szybko ten transfer na definitywny. W ten sposób będziemy mieli dobrego napastnika, którego być może kiedyś sprzedamy z dużym zyskiem. Dlatego ten transfer traktujemy jako ruch sportowo-biznesowy.

- Podpisujecie sporo umów tylko na sezon. Pojawiają się zatem obawy, że za rok będziecie w punkcie wyjścia przy budowie drużyny.
- Jeśli za rok będziemy o wiele wyżej niż w minionym sezonie, jeśli będziemy mistrzem Polski, to będziemy bardzo atrakcyjni dla tych piłkarzy, o których rozmawiamy. Mamy możliwości przedłużenia umowy z Pareiką, Quioto, Sikorskim. Nie jest to zatem sytuacja, w której zostaniemy "na lodzie". Poza tym kształt drużyny na dzisiaj, to nie jest ostatnie słowo. Ewentualne szanse na mistrzostwo wymuszą na nas pracę nad tą drużyną. Nie traktujmy jej zatem jako dzieło skończone. To bardzo wczesny etap budowy.

- Jednym z elementów tej budowy było pozyskanie lewego obrońcy.
- Mamy drużynę, w której jest wielu piłkarzy. Tłumaczę trenerowi, że ciągłe dokładanie nowych zawodników powoduje dodatkowe obciążenia, na które nie zawsze chcemy się decydować. Praca zarządu poszła w ostatnim czasie m.in. w tym kierunku, żeby Wisła złapała oddech finansowy i mogła spokojnie funkcjonować przez cały sezon. Dyscyplina budżetowa cały czas obowiązuje. Zdecydowaliśmy się na pozyskanie Frederiksena, ale nawet bez niego jest kim tą pozycję obsadzić. Jest Gordan Bunoza. Może na tej pozycji grać Burliga czy Marko Jovanović.

- Dlaczego nie doszło do porozumienia z Brazylijczykiem Michelem?
- Finansowo byliśmy dogadani, ale ze względu na skomplikowaną sytuację prawną Michela w Arisie nie chcieliśmy ryzykować, że to wszystko będzie się przedłużało. My nie mamy czasu, bo liga startuje za kilka dni. Dlatego wzięliśmy ostatecznie Frederiksena.

- Trener Michał Probierz włączył do kadry pierwszego zespołu liczne grono młodych piłkarzy. Oni sami podkreślają, że czują iż mogą teraz dostać prawdziwą szansę. Rzeczywiście jest tak, że kilku z nich stanie się objawieniem ekstraklasy?
- Wierzę w to, że Chrapek będzie grał. Ile i jak, będzie zależało tylko od niego. Wierzę w to, że tacy zawodnicy jak Lepiarz, Kolanko, Żemło, Buras, Kamiński, a trochę później Stolarski, Kocoń, to są ludzie którzy mogą grać dla Wisły. Oni przekonali mnie, że są zawodnikami, którzy są w stanie rywalizować z silnymi przeciwnikami. Podam przykład. Graliśmy sparing z Hapoelem. W drugiej połowie na obronie grali Kolanko - 17 lat, Lepiarz z Żemło po 17 lat i Stolarski 16 lat. Średnia obrony to było 16 i pół roku. Grali przeciwko drużynie, która była wicemistrzem Izraela. Stracili dwie bramki nie na skutek braków umiejętności, a błędów młodości. Drugą w ostatniej minucie, gdy cały zespół starał się wyrównać. Patrzyłem na nich i tak sobie myślałem, że im więcej takich spotkań rozegrają, tym mniej tych błędów młodości będą popełniać. Patrzyłem na nich z wielką przyjemnością. Oni chętnie pracują, wierzą w to co robią i co najważniejsze, z ławki dostają sygnały, że temu człowiekowi, który kieruje drużyną nie jest obojętne jak oni grają. Oczywiście czasami usłyszą cierpkie słowa, ale to dobrze, bo dostają sygnał, że komuś na nich zależy, że ktoś chce, żeby oni byli lepsi. Jeśli zrobią postępy, to będą grali i to bardzo szybko.

- Czyli chce Pan powiedzieć, że wbrew obiegowej opinii nie jest tak źle ze szkoleniem w Wiśle?
- Uważam, że byliśmy ofiarą antypropagandy. Nie chcę teraz robić czegoś odwrotnego. Nie mamy jakiejś hiperakademii. Część tych piłkarzy, to są jednak zawodnicy, którzy byli tutaj, gdy pracowałem w Wiśle już po raz pierwszy. Widzę, jaki postęp zrobili. Dzisiaj Chrapek czy Burliga to już są piłkarze, których stać na coś więcej niż tylko debiut w Wiśle. Nie jest zatem idealnie, ale też nie jesteśmy w gorszej sytuacji niż inne kluby. Mamy swoich ludzi, na których możemy liczyć.

- Przy takiej kadrze, o co Wisła będzie grała w nadchodzącym sezonie?
- Przygotowywałem się do tego pytania. Po tym, co zobaczyłem, mogę powiedzieć, że będziemy jednym z kandydatów do tytułu mistrza Polski i o to mistrzostwo będziemy walczyć.

- Pytam o to dlatego, bo kilka miesięcy temu mówił Pan o trudnej sytuacji finansowej klubu. Na ile ta sytuacja zmieniła się w ostatnim czasie?
- Jest postęp, ale musimy cały czas pamiętać o tym, żeby nie wydawać pieniędzy bezmyślnie. Dyscyplina budżetowa jest cały czas pilnowana. Może nie robimy spektakularnych, drogich transferów, ale budujemy konsekwentnie drużynę. Taką, która ma być groźna dla wszystkich. Nie ukrywam natomiast, że spałbym spokojniej, gdyby jeszcze udało nam się odchudzić wydatki. Na razie nie zrobiliśmy tego, bo bez woli z drugiej strony jest to niemożliwe. Tam gdzie ta wola była, przeprowadziliśmy to. Odeszli piłkarze drodzy, a na ich miejsce mamy zawodników i lepszych i tańszych. W drużynie jest natomiast sporo piłkarzy, których chcieliśmy sprzedać. Tak się nie stało i w związku z tym, że ciągle są na liście płac, czyni to naszą sytuację trudną.

- Jeśli nie liczyć tych piłkarzy, którym skończyły się kontrakty, udało się wam wypożyczyć jedynie Patryka Małeckiego i Daniela Bruda. Czy do końca okienka transferowego ktoś jeszcze odejdzie?
- Jesteśmy gotowi na odejście jeszcze jednego, dwóch piłkarzy. Będziemy natomiast szukać źródeł finansowania jeszcze gdzie indziej. Tendencja jest na razie taka, że okno transferowe jest kiepskie. Tylko wielkie kluby robią poważne transfery. Nie ma praktycznie ruchu między średniakami, więc trudno opierać strategię finansową na transferach.

- Ciągle to Maor Melikson jest tym piłkarzem, na którym możecie zarobić najwięcej?
- W poprzednim sezonie Maor z różnych powodów przechodził różne perturbacje. Jego forma nie była stała. Od początku przygotowań widać jednak, że bardzo zależy mu na tym, żeby - mówiąc po piłkarsku - być w gazie. W sparingach widać było, że to piłkarz ponadprzeciętny. To osoba myśląca, mająca świadomość, że tylko dzięki dobrej grze może zapracować na transfer. Jeszcze przez cały sierpień może być bardzo atrakcyjny dla klubów, które będą grały w europejskich pucharach. Na razie nie mamy dla niego oferty, ale kto wie. Może to jeszcze się zmieni.

- Jest jeszcze jeden, dość drażliwy temat, czyli wyjaśnienie spraw domniemanego uczestnictwa w korupcji Łukasza Garguły i Michała Probierza. Jak zamierzacie załatwić te sprawy?
- W jednym i drugim przypadku uważamy, że należy się im kredyt zaufania. Jeśli chodzi o Gargułę, przyjęliśmy założenie, że dopóki nie zapadnie wyrok, jest naszym piłkarzem, któremu należy się wsparcie. Łukasz utrzymuje, że jest niewinny, a my nie jesteśmy sądem, żeby go osądzać. W przypadku trenera sytuacja jest kuriozalna, bo informacja pojawiła się i szybko przestało być o niej głośno. My jej wiary nie dajemy, ponieważ pochodzi od osoby, która korumpowała na masową skalę. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli trener sam zajmie się tą sprawą. Myślę, że tylko kwestią czasu jest, że albo pan Piotr Dziurowicz odwoła swoje słowa, albo sprawa trafi do sądu. My wierzymy trenerowi, że nie brał udziału w korupcji. Michał Probierz może spokojnie pracować.

- Jaka Pana zdaniem będzie najbliższy sezon? Wygląda na to, że Euro 2012 nie napędziło koniunktury na polski futbol?
- Euro dało pozytywnego kopa Polsce, ale na pewno nie polskiej piłce. Polska piłka nie potrafiła wykorzystać Euro. Mam tutaj na myśli przede wszystkim wynik reprezentacji. Niektórzy mogli pomyśleć, że skoro w kadrze grają piłkarze z lig zagranicznych i osiągają taki wynik, to tym bardziej trudno o dobrych zawodników w lidze. Euro nasyciło też głód piłki na dobrym, najwyższym poziomie. To jednak ciągle jest coś odległego, coś co tylko na chwilę zawitało do nas. Jeśli ktoś np. mieszka w Krakowie na ul. Mazowieckiej, to chce zobaczyć jak da sobie radę Głowacki czy Chrapek. Mniej interesuje takiego kibica Ibrahimović. Oczywiście wie, gdzie on gra, wie co to jest PSG, ale piosenek o tym klubie nie śpiewa. Woli przyjść na Reymonta. Wierzę, że kibice wrócą na trybuny, zwłaszcza jeśli drużyna dobrze wystartuje. Już obserwujemy ten trend, bo karnety na nowy sezon sprzedają się nieźle.

- Zaczęliśmy rozmowę od pytania o optymizm, więc na nim zakończmy. Marzy się Panu taki sezon jak za pierwszej Pana kadencji w Wiśle, kiedy zespół prowadzony przez Macieja Skorżę już jesienią praktycznie zapewnił sobie mistrzowską koronę? Okoliczności są podobne, bo Wisła znów jest po fatalnym sezonie, tak jak w 2007 roku.
- Nie chciałbym, żeby to się wydarzyło po raz drugi, bo tamten rozdział jest już zamknięty. To już było, ale chcemy teraz osiągnąć nie mniej. Pracujemy jednak po to, żeby osiągnąć więcej. I to jest moje marzenie i mam wiarę, że to się powiedzie. Może będę pracował tutaj dwa, trzy lub pięć lat. Ciągle mam w sobie ducha sportowca, głód sukcesu i poczucie, że najważniejszy jest następny cel, a nie to co było. Na tym się koncentruję. Podobnie myśli Michał Probierz, który ma ogromną determinację, żeby osiągnąć w Wiśle więcej niż gdziekolwiek indziej. Żebym mógł spokojnie spacerować po Krakowie, musimy grać jak najlepiej, musimy wygrywać i musimy każdego dnia chcieć być najlepszym. To jest nasz cel! Nie obiecam, że Wisła zdobędzie mistrzostwo Polski, bo życie nauczyło mnie, że pycha jest pierwszym krokiem do klęski. Mogę natomiast obiecać, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby tak się stało. Mogę obiecać, że kibice już wkrótce zobaczą zespół, który będzie pokazywał ogromną determinację w każdym meczu.

Rozmawiał Bartosz Karcz

Możesz wiedzieć więcej!Kliknij, zarejestruj się i korzystaj za darmo

Skandaliczna obsługa kibiców - Wisła Kraków przeprasza - przeczytaj!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska