Jeśli bateria pada daleko od domu, a niedaleko jabłoni, trawy, to jest czas do namysłu. Gdzie ja jestem? Jestem akurat na osiedlu Na Stoku w Nowej Hucie, które jest jak Nokia za 100 PLN - idealna. Nie mam baterii i mogę, zamiast klikać Facebooka, zobaczyć, jak się tu poruszają ludzie. Powoli, z uśmiechem, nawet jeśli idą pod górkę, bo Na Stoku jest to takie krakowskie Monte Carlo. Jak tu się nie zachwycać? Zielone wzgórza, oddech między blokami, w przeciwieństwie do mojego nowego os. Ruczaj, które wybudował maniak, z dużą ilością klocków lego, za to tylko jedną małą podstawką do układania. Cała Huta na przełomie wiosny i lata jest wielką arkadią, z której można uciec do krakowskiego Mordoru i dalej pędzić bez sensu, a raczej stać w korkach. To jest zaleta Huty, bo np. Skarżysko-Kamienna jest arkadią przegiętą: nie ma korków, nikt się nie spieszy, bo nie ma kto, i nie ma dokąd. Nie można stamtąd uciec tramwajem, a z Huty można.
PS. W tym momencie usłyszałem na osiedlu Ruczaj pieśń księdza przepuszczoną przez bożocielski megafon. Pierwszy raz w życiu przyszło mi do głowy, że brzmi podobnie do pieśni muezina, a megafon jest przedmiotem spajającym wszystkie religie świata. W Hucie też i na Ruczaju.