Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezdomny facet + chłopak z korporacji = dobro

Maria Mazurek
Lucjan (z lewej)  i Radek. Bezdomny i człowiek z korporacji. Różni ich niemal wszystko. Łączy - przyjaźń
Lucjan (z lewej) i Radek. Bezdomny i człowiek z korporacji. Różni ich niemal wszystko. Łączy - przyjaźń Anna Kaczmarz / Polska Press
Czasem jest tak, że jesteś na dnie i myślisz, że nic ci już nie wyjdzie. I wtedy w twoim życiu zjawia się ktoś, dzięki komu nagle zaczyna się znów chcieć: wstawać co rano, walczyć, żyć. O niezwykłej przyjaźni bezdomnego i młodego chłopaka z korporacji - pisze Maria Mazurek

Radek Korkosz ma 26 lat, jest informatykiem w Krakowie, ma dobrze płatną pracę, silny kręgosłup moralny. Poukładany chłopak.

Lucjan Rogalski, ponad dwa razy starszy: bezdomny, ma AIDS, historię z narkotykami i pobytami w więzieniu. Nie łączy ich prawie nic. Oprócz przyjaźni.

Odkąd przyszła jesień i szybciej się ściemnia, Lucjan, rocznik 1962, maluje swoje obrazy po ciemku, przy świecach. W opuszczonym, ponurym budynku w Krakowie, gdzie nielegalnie zamieszkał (z innymi, takimi jak on, którym w życiu nie wyszło), przecież nie ma światła.

Ani prądu, ani wody, ani czystej pościeli i wygodnego łóżka.

Lucjan wreszcie zarabia

Roboty za to jest sporo, bo Radek Korkosz i jego paczka: Ania, Adrian, Mateusz, Edyta, zadbali ostatnio o to, żeby świat dowiedział się o bezdomnym Lucjanie, który maluje niewielkie olejne obrazki w złotawo-rdzawych, jesiennych barwach. Złożyli się na farby, pędzle, zorganizowali stronę „Sztuka bez dachu nad głową” i przez internet sprzedają jego malowidła, zanim nawet zdąży je dokończyć.

Lucjan pracuje więc w swoim nielegalnym domu (którego dokładnej lokalizacji, z wiadomych względów, podać nie może), do późnej nocy. I z każdym machnięciem pędzla jakby powoli oddala się od dna, na którym leżał - co tu dużo mówić - długo i na własne życzenie. Wreszcie zaczyna zarabiać pieniądze, a nie tylko o nie żebrać.

Nie wie, ile jeszcze tych obrazków zdąży w życiu namalować, bo prawda o stanie jego zdrowia jest smutna i przejmująca: choroba powoli zaczyna go zabijać. Policzki zapadnięte, oczy podkrążone, ciało wychudzone, coraz częściej chorujące - zapalenie płuc, zakrzepica, miażdżyca, reumatyzm. Tak działa wirus HIV, od kilkunastu lat zagnieżdżony w jego organizmie.

Tym bardziej więc Lucjan dziękuje Bogu, że dał mu trochę radości. I przyjaźń.

Spotkanie

Radek jest spokojny, kulturalny, wyważony. Trochę typ „wszystko po kolei”. Przeciwieństwo chaotycznego Lucjana, dla którego w życiu liczyła się głównie wolność, sztuka i chwila obecna.

26-latek pochodzi z Krasnegostawu na Lubelszczyźnie, ale w Krakowie ukończył informatykę, znalazł niezłą pracę w korporacji. Jest w tym dobry - na tyle, że firma wysyła go właśnie na kilka miesięcy do Anglii.

Zawsze szukał mentora, kogoś starszego, kto sprzeda mu kilka rad, jak żyć. I czego unikać. Myślał, że będzie to raczej jakiś przedsiębiorca, poważny człowiek sukcesu, właściciel firmy. Ktoś w tym stylu.

Ale stało się inaczej.

Był styczniowy piątek, gdy wychodził z kościoła Kapucynów na Loretańskiej. Jego była już dziewczyna miała niedługo urodziny, a jednym z prezentów, które wymyślił dla niej Radek, była intencja mszalna.

Pod swoim ulubionym kościołem spotkał Lucjana. Zaniedbany, schorowany, biedny mężczyzna poprosił go o kilka groszy na jedzenie. - Rzadko daję komuś pieniądze, ale jeśli pan chce, możemy podejść do sklepu, kupię coś dla pana - powiedział do żebraka. Gdy tak szli, Lucjan opowiedział mu swoją historię. I zapytał, czy Radek nie mógłby przynieść mu kilku rzeczy: przyborów do golenia, mydła, skarpetek.

Radek wrócił pod kościół w poniedziałek, ale już nie zastał Lucjana. Pogadał sobie wtedy z Bogiem.

- Jeśli mam temu człowiekowi pomóc, proszę, ześlij go tu we wtorek - poprosił w modlitwie. I tak się stało. Weszli wtedy razem z Lucjanem do kościoła i pomodlili się. Było w tej wspólnej modlitwie coś przejmującego.

Potem mężczyźni nie widzieli się do sierpnia. W ostatni dzień marca Radek poszedł do przytułku, w którym Lucjan czasem spał, przy kościele na Skałce. Kupił dla niego jakieś witaminy, trochę jedzenia. Ale Lucjana tej nocy nie było, a przytułek kończył już swoją sezonową działalność - co roku z dniem 1 kwietnia bezdomni muszą radzić sobie już sami.

Chłopakowi jakoś z głowy ten Lucjan nie mógł jednak wylecieć.

Radek pogadał sobie z Bogiem: Jeśli mam temu człowiekowi pomóc, to proszę, ześlij go tu we wtorek

Był sierpniowy, upalny dzień, gdy Radka odwiedziła w Krakowie siostra, Edyta. Pytała brata, jak czuje się bezdomny, o którym kiedyś jej wspominał. Czy Radek ma z nim jakiś kontakt.

Przechodzili przez podziemny tunel prowadzący z placu przy dworcu na Planty. I właśnie kiedy Edyta zadała to pytanie, jej brat dostrzegł Lucjana. Myślał początkowo, że mu się przywidziało.

Radek ma w życiu tak, że w pewnych zdarzeniach dopatruje się opatrzności bożej, części większego planu. Uznał więc, że to spotkanie, akurat w tym momencie, musi coś oznaczać.

Hera, koka, opiaty

Lucjan, ustalmy to, nie był w życiu święty. Nie przez przypadek ma za sobą: rozbite małżeństwo, narkotyki i w sumie 14 lat w różnych więzieniach, rozłożonych na pięć pobytów.

Typ niespokojnego ducha. Jeździł po Polsce i po świecie, zatrzymywał się w różnych miejscach, imał różnych prac. A to był kierowcą karetki, a to opiekunem starszych osób, a to pracował w kopalni. Próbował malować, nawet uczył się przez moment od Dudy-Gracza.

Kiedy się zaprzyjaźnili, Lucjan obiecał sobie, że już nigdy nie przyjmie od Radka żadnych pieniędzy

A potem rzucał wszystko, wsiadał w pociąg i zaczynał wszystko od nowa.

Do Krakowa, tak się składa, wracał po każdym życiowym zakręcie. W latach osiemdziesiątych czuł się tu jak u siebie. To był inny Kraków oczywiście: spowity mgłą, papierosowym dymem i pełen wałęsających się po knajpach artystów. W jednym lokalu, na Franciszkańskiej, spotkał kiedyś Tadeusza Kantora. Zobaczył go zamyślonego, nad czarną kawą. Zapytał: „Mistrzu, czy mogę postawić wódkę?”. Tak się poznali.

To były też czasy, w których łatwo było o narkotyki.

Kiedy Lucjan pracował w pogotowiu, miał praktycznie nieograniczony dostęp do morfiny, opiatów, roztworu kokainy w kroplach. Zaczynał, sam przyznaje, od heroiny. I to w dużych ilościach. Twierdzi, że jeśli chodzi o kwestie higieny, był dość ostrożny. Stąd wie dokładnie, kiedy się zaraził. Krakowska brama, znajomi. Akurat brakło czystych strzykawek. Oni byli przekonani, że Lucjan jest już zakażony HIV. On - że oni są czyści.

Dowiedział się przez przypadek, trzy lata później, w więzieniu. To były rutynowe badania.

Z więzieniem też było jak z narkotykami - jak się zacznie, już się za tobą ciągnie. Wychodził, a że brakowało na start, zaczynały się kradzieże w sklepie, drobne włamania. Do tego sprawy o alimenty, kredyty. I wracał za kraty.

Miał przynajmniej czas przemyśleć życie. Terapię przejść w więzieniu. Potem zrobił kurs terapeuty uzależnień. Pracować w zawodzie jednak nie mógł, bo, jak twierdzi, nie zgadza się z tym, w jaki sposób większość terapii jest prowadzona.

On więc, zamiast tego, prowadzi terapię żebrząc pod kościołem (bo to jeszcze, zanim się rozkręci malarski biznes, czasem się zdarza) i opowiadając młodym swoją historię. O upokorzeniu, bólu, chorobie i tęsknocie za życiem, którego nie może już zacząć od początku.

Kto komu bardziej pomógł

Radek od czasu sierpniowego spotkania widuje się z Lucjanem regularnie.

Początkowo po prostu mu pomagał: zorganizował zbiórkę na materiały do malowania dla bezdomnego, zajął się promocją jego rysunków, założył stronę, dawał pieniądze na jedzenie, ciepłe ubranie.

Potem, choć żaden z nich tego nie planował, po prostu się zaprzyjaźnili.

Lucjan: - Kiedy sobie to uświadomiłem, obiecałem sobie, że już nigdy nie wezmę od Radka pieniędzy. Wie pani, jestem u schyłku swojego życia: choć staram się o siebie dbać, ciepło ubierać, organizm powoli się poddaje. Żyję z AIDS, które jest schyłkowym etapem zakażenia HIV, już od dziesięciu lat. Lekarka powiedziała mi, że będę żyć do pięciu. Chcę wierzyć, że w tych ostatnich latach Bóg wyciągnął do mnie rękę, żebym przeżył końcówkę swojego życia twórczo i godnie. A że Bóg jest duchem i nie może działać na nas bezpośrednio, działa posyłając odpowiednich ludzi. W moim przypadku - Radka.

Radek: - Czasem się zastanawiam, kto komu bardziej pomógł. Poznałem Lucjana w trudnym dla siebie momencie: miałem problemy z dziewczyną, z sobą. I mnóstwo wątpliwości, czy jestem w ogóle dobrym człowiekiem. I wtedy spotkałem człowieka, któremu mogłem pomóc, a tym samym - pomogłem sobie. Uwierzyłem, że jestem w stanie robić dobre rzeczy.

***
Można pomóc LucjanowiNa facebookowej stronie „Sztuka bez dachu nad głową” można wypatrzyć i zamówić obrazki Lucjana. Jeśli ktoś chciałby mu pomóc, darując na przykład przybory do malowania albo mając jakiś pomysł, jak zorganizować dla niego pracownię, może skontaktować się z administratorami strony.

Sztuka bez dachu nad głowąProjekt, który wymyślił Radek i jego przyjaciele. Docelowo, jeśli się uda, mają też prezentować prace prace nie tylko Lucjana, ale też kolejnych bezdomnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska