Czteroletni Wiktor jest czwartym dzieckiem Bożeny i Bogdana Nowaków. Urodził się w krakowskim szpitalu na Ujastku w Nowej Hucie z porażeniem mózgowym rąk i nóg.
- Leczony jest praktycznie od urodzenia, chociaż dopiero po roku z dwóch niezależnych źródeł medycznych z Krakowa i Bielska-Białej uzyskaliśmy orzeczenie potwierdzające, że to porażenie mózgowe - mówi matka chłopca. Dodaje, że jej syn praktycznie może tylko pełzać. A żeby siedzieć, potrzebuje specjalnej aparatury, która go podtrzymuje i między innymi po to była ta zbiórka pieniędzy.
O to, czym jest dziecięce porażenie mózgowe, lekarze spierają się od lat. Dotychczas nie opracowano jeszcze idealnej definicji z uwagi na różnorodność i stopień nasilenia objawów oraz współistniejących zaburzeń. Przyjmuje się, że przyczyną tej choroby jest zaburzenie układu nerwowego, przed w czasie lub po porodzie. Nazywa się je mózgowym, gdyż impulsy nerwowe biegną do mózgu i to on decyduje, czy mamy zginać rękę, wstawać czy siadać. Jeżeli część tych połączeń zostanie uszkodzona np. z powodu niedotlenienia płodu, to chory ma kłopoty z wykonaniem nawet prostych czynności. Lekarze rozpoznają porażenie mózgowe u dwojga niemowląt na tysiąc. U Wiktora porażenie wykryto wcześnie, ale cały czas jego ciało wymaga ćwiczeń.
- To wspaniałe dziecko. Mimo tej ciężkiej choroby, często się uśmiecha. Rozwija się też bardzo dobrze intelektualnie, ale wymaga stałej rehabilitacji - potwierdza Agata Janosz-Jarzyna, prezes Fundacji Promyczek Centrum Wspierania Rozwoju Małego Dziecka z Andrychowa, która na co dzień opiekuje się dzieckiem. Wiktor ćwiczy w Centrum z Elżbietą Osowską metodą Vojty. Polega ona na przywracaniu fizjologicznych, wrodzonych odruchów, które wskutek uszkodzenia mózgu nie mogą się prawidłowo rozwijać.
Terapeuta naciskając na punkty w określonych strefach ciała dziecka, wyzwala u niego te prawidłowe odruchy lokomocyjne.
Fundacja Promyczek chociaż założona dopiero przed rokiem w Targanicach, już dorobiła się sali do rehabilitacji w Andrychowie i zatru-dnia fachowy personel: lekarzy, logopedów, pediatrów, neuropsychologów. Pod jej opieką jest aż pięćdziesięcioro dzieci nie tylko z andrychowskiej gminy, ale z terenu całego powiatu wadowickiego.
Niedawno Wiktor zaczął swoją przygodę z przedszkolem. Przywożony jest przez rodziców do integracyjnego przy ul. Lenartowicza w Andrychowie.
- Wszyscy się już do niego przyzwyczaili, chociaż to smutne, że nie może z nami grać w piłkę i bawić się - mówi Marysia, podopieczna placówki, która też była na biegu.
Wiktor potrzebuje nie tylko specjalnych chodzików, ale wózków i windy, która umożliwi mu normalne życie, bo mieszka w bloku i trzeba go do mieszkania wnosić na rękach, a chłopiec rośnie.
Po to m.in. wymyślono ten bieg, który Fundacja Promyczek zorganizowała razem z urzędem miasta. Bieg symboliczny raczej, bo kto chciał, mógł trasę wytyczoną po miejskich plantach wokół pałacu Bobrowskich przebiec, ale także przedreptać czy przejechać na wózku, rowerze lub pokonać ją w inny sposób. Potem dawał do puszki wolontariuszy co łaska.
Na wieść o akcji charytatywnej do udziału w imprezie zapisywały się całe szkoły, tak jak uczniowie Szkoły Podstawowej nr 4. Ale nie tylko, bo startowali także niepełnosprawni, tak jak Janusz Kun, którego na wózku inwalidzkim powiozła w imprezie mama Zofia, albo jak rodzina Kądziołków, której przedstawicielki mama Anna i córki Irena i Helena przeszły trasę z kijkami do nordic walking.
- To bardzo szlachetny cel. Musiałyśmy tu być, bo trzeba sobie w życiu pomagać - mówi Anna Kądziołka.
Był też burmistrz, starosta, radni. To było po prostu pospolite ruszenie serc wrażliwych ludzi z regionu.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+