Gospodarz województwa przyjechał zobaczyć, co się dzieje, po publikacji w "Gazecie Krakowskiej". Mieszkańcy Binczarowej od paru miesięcy bezradnie patrzą na sunące ku nim zbocze. - Ta góra rozerwana została na pół pod samym szczytem. Potężne drzewa, wpadają w przepaść jak zapałki. To obraz grozy, który trudno sobie wyobrazić bez wizyty na miejscu - opisywał na gorąco wrażenia Stanisław Kracik.
Po osuwisku oprowadzała go Renata Mółka, której dom jest pierwszy na trasie sunącej góry. Razem z nią i kilkunastoma właścicielami zagrożonych gospodarstw Stanisław Kracik wspinał się po wertepach z taką zręcznością, że nawet miejscowi zostawali w tyle. W pewnym momencie wojewoda wręcz usprawiedliwiał się ze swojej dobrej kondycji, mówiąc, że to efekt jego codziennej jazdy na rowerze.
Stanisław Kracik przyznał, że osuwisko w Binczarowej jest bez wątpienia jednym z największych w Małopolsce. Osobiście nie potrafił ocenić, czy da się je zatrzymać i, ile musiałoby to kosztować. Zapewnił, że natychmiast zleci przeprowadzenie dokładnych badań geologicznych w terenie. Dopiero one mają wyjaśnić podłoże niezwykłego zjawiska, czyli schodzenia się na siebie dwóch sąsiednich gór Dził i Pasik.
Przyjazd geologów do Binczarowej to z pewnością kwestia nie dni, ale miesięcy.
Wiadomo, też że same niezbędne badania pochłoną miliony złotych.
Ziemia chłonie wodę i stok jedzie
Władysław Gruca, sołtys Binczarowej. - Zagrożone jest nie tylko domostwo Mółków. W strachu żyją tam rodziny Gruców, Obrzutów, Radzików, Kruczków, Jasińskich,Brodów... Wszyscy oni chcą wierzyć, że góra Dził się zatrzyma. Niestety, optymizm maleje z każdym kolejnym deszczem, a ulewy to codzienność na jesień. Pęknięcia ziemi są tak głębokie, że odsłoniły skryty głąboko torf. On chłonie wodę niczym gąbka i raptownie zwiększa ciężar stoku. W zapadliskach już tworzą się spore jeziorka. Jeżeli przed zimą nie uda się odwodnić stoku, to wiosną tragedia wydaje się, niestety, nieunikniona.