- Całe Boże Ciało brakowało wody, którą mamy z ujęcia w lesie pod szczytem Dziłu - opowiada Renata Mółka. - Wieczorem rozległ się huk, jakby eksplodowała amunicja.
Szwagier pani Renaty, Mieczysław Ogorzałek, poszedł sprawdzić, co się dzieje. Wrócił blady jak ściana. Wydusił z siebie, że do lasu wejść się nie da, bo góra pękła, a ziemia na stoku jest spękana, jakby ją olbrzym naciągał i rozrywał.
W tamtą noc grozy w domu Renaty i Jana Mółków zasnąć zdołały tylko dzieci - 2-letni Przemek, 4-letni Pawełek, 9-letnia Karolinka i 11-letnia Ewelina.
Rzeczywisty rozmiar kataklizmu można było zobaczyć dopiero w świetle dnia. Osuwisko ruszyło niemal ze szczytu Dziłu. Najwyższa partia góry wygląda, jakby ziemia się rozwarła. Potężne, 50-letnie drzewa wyrwane z korzeniami leżą jak zapałki w głębokim jarze. Inne wiszą nad urwiskiem.
Głębokie rozpadliny sprawiają, że stok wygląda, jak rozrzucone kromki gigantycznego bochna chleba. Idąc trzeba uważać, aby nie wpaść w kilkumetrowej głębokości rozpadliska. Tam, gdzie zbocze Dziłu dobiło do stromizny Pasiki, utworzyły się stawy i jeziora. Miliony ton osuwającej się ziemi zagrażają kilkunastu gospodarstwom. Część kartofliska jest już cztery metry poniżej reszty pola. Dojrzałe zboże trzeba ścinać sierpami, idąc wąskimi pasami gruntu między rozpadlinami. W ludziach rośnie strach.
Piotr Krok - wójt gminy Grybów
Sprowadzeni na miejsce katastrofy przyrodniczej w Binczarowej doświadczeni geolodzy nigdy czegoś podobnego nie widzieli.
Ocenili, że tutejsze osuwisko jest większe niż w Kłodnem i Łyczance razem. Nie potrafili doradzić nam, co począć, aby uratować domostwa niżej zbocza góry, które wędruje. Tymczasem rodziny Gruców, Obrzutów, Radzików, Kruczków, Jasińskich i Brodów żyją w narastającym lęku. - Wystąpiłem do wojewody małopolskiego Stanisława Kracika o pomoc. Czekamy na jego przyjazd. Sprawa jest pilna, bo deszcze obciążą ziemię i zbocze przyspieszy.