https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

25 lat temu w Stańkowej góra zabrała ludziom domy. Z archiwum fotograficznego Stanisława Śmierciaka

Alicja Fałek
Stanisław Śmierciak
Ćwierć wieku temu, w kwietniu 2000 roku, w miejscowości Stańkowa w gminie Łososina Dolna, niespodziewanie zaczęło się osuwać zbocze góry nad jednym z gospodarstw. Rodzina straciła wówczas dwa domy – stary i nowy, do którego miała się niebawem przeprowadzić. Dramatyczne chwile na zdjęciach uchwycił wieloletni fotoreporter „Gazety Krakowskiej” Stanisław Śmierciak. Mało brakowało, a te zdjęcia nigdy nie ujrzałyby światła dziennego.

W Stańkowej 25 lat temu osuwisko zabrało dwa domy

Był kwiecień 2000 roku. Dla jednej z rodzin mieszkających w Stańkowej był to czas przygotowań do długo wyczekiwanej przeprowadzki. Stary drewniany dom, który był sercem gospodarstwa, wkrótce miał zostać pusty, a rodzina przenieść do nowo wybudowanego murowanego budynku nieopodal starego domu.

- Niestety, niespodziewanie ruszyło zbocze góry nad tym gospodarstwem. Ziemia pękała i napierała na obydwa domy, które uległy sporym uszkodzeniom i nadawały się tylko do rozbiórki. Widać to na zdjęciach, które wówczas wykonałem – wspomina Stanisław Śmierciak, emerytowany fotoreporter „Gazety Krakowskiej”. - Rozpacz ludzi była bezgraniczna. W pamięci zawsze będę mieć seniorkę rodu.

Akcję ratowniczą w Stańkowej prowadzili strażacy, a ich działania koordynował na miejscu Józef Zygmunt, ówczesny członek Zarządu Powiatu Nowosądeckiego. Rodzina mieszkająca w uszkodzonym przez osuwisko domu, nie mogła w nim zostać. Istniało duże zagrożenie, że dom całkowicie się zawali. Podobnie uszkodzenia nowego budynku nie pozwoliły na jego naprawę i wprowadzenie się gospodarzy.

- Gospodarze dotknięci tą tragedią po kilku latach zbudowali kolejny w całkiem innym rejonie Stańkowej, gdzie osuwiska już im nie zagrażają – dodaje Śmierciak. - Nam zostały zdjęcia z tamtego okresu, choć mało brakowało, a nie ujrzałyby światła dziennego.

Jak wspomina emerytowany dziennikarz, w górzystym terenie potknął się i upuścił aparat marki Agfa, którym wówczas się posługiwał. Był to jeden z pierwszych aparatów cyfrowych, które zdjęcia zapisywały na karcie pamięci.

- Po powrocie do domu okazało się, że aparat jest uszkodzony i nie mogę ściągnąć zdjęć. Pamiętam, że długo się męczyłem i w końcu się udało. Byłem zdeterminowany, bo zależało mi zwłaszcza na jednym zdjęciu, które oddawało tragizm tego wydarzenia – podkreśla Śmierciak.

Polecane

od 12 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska