Cała Polska, w tym mieszkańcy Krakowa będą w tych dniach wspominać z łezką w oku pamiętną, pierwszą pielgrzymkę Jana Pawła II do ojczyzny w 1979 r.
Mija trzydzieści lat od tego wydarzenia, które ukazało ludziom gnębionym przez obłędny system komunistycznego terroru, perspektywę życia godnego człowieka.
W Krakowie Papież przebywał pięć dni, odwiedzając Kalwarię Zebrzydowską, Wadowice, Oświęcim-Brzezinkę i Nowy Targ. Kulminacyjnym momentem była Msza św. z udziałem ogromnej rzeszy pielgrzymów na Błoniach krakowskich.
Atmosfera, jaka towarzyszyła wizycie papieskiej, była niesamowita. Ten jej wyjątkowy wymiar był wynikiem bezpośredniego spotkania się dwóch światów, dwóch zupełnie odmiennych wizji człowieka, historii, dwóch potęg, mających od wieków największy wpływ na kształtowanie ludzkich postaw i zachowań.
Polska w 1979 r. tkwiła jeszcze bardzo głęboko w komunizmie, określanym w Polsce mianem socjalizmu. Ideologia marksistowska głosiła poglądy sprzeczne z chrześcijaństwem, co więcej, wymagała, by obywatele identyfikowali się z tymi poglądami, a jeżeli wyznawali inne, byli traktowani jako wrogowie, których należało zniszczyć.
Nieco wcześniej można to było zrobić fizycznie likwidując przeciwników systemu. Pod koniec lat siedemdziesiątych dokonywano tego w rękawiczkach, posługując się metodami administracyjnymi.
Skutkiem takiej polityki był strach przed represjami, które groziły za każdy rodzaj sprzeciwu, a nawet za upomnienie się o uznanie przysługujących każdemu człowiekowi praw.
Ideologiczny system wsparty policyjną siłą, rozbudowaną do gigantycznych rozmiarów, paraliżował wszelkie próby oporu. I oto w ten świat negacji wolności, zwłaszcza religijnej, wkraczał najwyższy przedstawiciel religijnej, chrześcijańskiej wizji człowieka i świata i to w dodatku syn polskiej ziemi. Wkraczał człowiek znający z własnego doświadczenia zakłamane mechanizmy zniewolenia.
Jakże Polska, której syn, jako pierwszy w dziejach Kościoła powszechnego, mającego za sobą dwa tysiące lat historii, w którą od tysiąca lat Polska wpisała swoje dzieje i kulturę, stał się następcą św. Piotra, mogłaby się nie zgodzić na Jego przyjazd do Ojczyzny? Komunistyczne władze nie były w 1979 r. na tyle silne, by pójść za radą Breżniewa i zamknąć przed Papieżem granicę.
Napięcie na najwyższych szczeblach ówczesnej władzy udzielało się społeczeństwu, w którym już nie wierzono w ideologię marksistowską, nawet w kadrach partyjnych. Ale jakże inne myśli i uczucia nurtowały umęczonych zniewoleniem ludzi.
Już z chwilą wyboru Metropolity Krakowskiego na Biskupa Rzymu pojawiła się nadzieja, a cóż dopiero, kiedy Jan Paweł II stanął na polskiej ziemi. Z dnia na dzień, z godziny na godzinę, w jakiś tajemniczy sposób opuszczał ludzi strach i przygnębienie.
Nie przeszkadzały im kordony milicji i służb porządkowych, odgradzające Ojca Świętego od tłumów, po prostu nie zwracali na nie uwagi. Wsłuchiwali się w słowa o godności człowieka, o wolności, o sile wiary, o wielkim dziedzictwie chrześcijańskiej Europy, w którą Polska wrosła od wieków, o prawie każdej osoby ludzkiej do prawdy i szacunku.
Gdziekolwiek zjawił się w Polsce, ściągał tłumy. On zaś przywracał ludziom poczucie godności, dumy narodowej, dawał odwagę i nadzieję. W Krakowie, w ostatnim dniu Jego pobytu w mieście, już po południu poprzedniego dnia i przez całą noc, pielgrzymi zmierzali na Błonia krakowskie. Ulice miasta wyglądały jak rzeki spływające gęstym ludzkim strumieniem, w ciszy i skupieniu, w tym jednym kierunku.
Nigdy przedtem nie było na Błoniach krakowskich takiej rzeszy ludzkiej, takiej ciszy i oczekiwania, tak żarliwej modlitwy, takiego wsłuchiwania się w słowa Ojca Świętego, takiego entuzjazmu, tylu życzliwych uśmiechów, takiej radości. Jakże wówczas poszerzyły się i uszlachetniły ludzkie serca, napełnione spokojem i nadzieją!