Mama, czyli pani Monika jest nieco bardziej stateczna, choć bije od niej serdeczność. Córka Beata zaś, to chodząca pozytywna energia z fryzurą na cebulę. Damski tandem, z którym chce się rozmawiać, bo po wymianie kilku zdań, ma się wrażenie, że znajomość z nimi nie trwa od kilku minut, ale lat. Obu oczy się śmieją, gdy opowiadają o koronkach.
Obie zgodnie twierdzą – z nici można wszystko. To właśnie ich koronkarski dorobek zainspirował Tomasza Ossolińskiego, człowieka uznawanego za jednego z najlepszych polskich krawców, projektantów mody, który specjalizuje się w sukniach ślubnych i garniturach. Bobowiankom zlecił wykonanie koronki do historycznej sukni, którą miała założyć na filmowy plan aktorka występująca w serialu, który w grudniu będzie emitowany na platformie Netflix. Nosi tytuł „1670” i jest opowieścią o szlachcicu Janie, który marzy o zapisaniu się na kartach historii Polski – najpotężniejszego państwa na świecie. W serialu zobaczymy między innymi Bartłomieja Topę i Katarzynę Herman.
Wspomniany projektant potrzebował prawdziwej koronki klockowej.
- Internetowe poszukiwania zawiodły go do nas – dodają.

Podusia zamiast wałka - co z tego wynikło?
Beata pytana o początek przygody z nićmi i wałkiem, zastanawia się chwilę. Nie, nie było to w przedszkolu. W pierwszakach też nie…
- Na pewno w podstawówce – wspomina i mruży oczy. - Podobierałam mamie nici i próbowałam sama coś robić. Za wałek służyła mi poduszka – dodaje.
W końcu mama stery przejęła i od razu rzuciła córkę na głęboką wodę: albo konkretna robota, albo nic. Zastosowania półśrodków ani tak zwanego „międzyczasu” nie uznawała. Beata się jednak nie przestraszyła. Wyzwanie podjęła. I tak jej już zostało. Bo w koronkarstwie odwaga jest tak samo potrzebna, jak w wyścigach. Kto nowego nie próbuje, stoi w miejscu. Skoro w koronce można wszystko, to kto zabroni spróbować zamienić nici na drut miedziany? Beata spróbowała. I wyszło genialnie. Oczywiście nie celem nie był kołnierz, a pejzaż Bobowej, który później trafił w stare ramy. Od tego czasu frapuje każdego, kto go zobaczy. Później przerzuciła się na biżuterię – kolczyki, bransoletki, różne ozdoby do włosów.
Koronkowy wzór jest jak projekt domu
Wróćmy jednak do kołnierza i Ossolińskiego. Gdy panie Monika i Beata zadeklarowały chęć współpracy, przyszły wytyczne od projektanta, jak ów kołnierz ma wyglądać.
- Technicznie nie był trudny, ale naszym największym obciążeniem był krótki czas na wykonanie – opowiada pani Monika. - Pracowałyśmy więc po kilkanaście godzin dziennie. Na zmianę – dodaje.
Trzeba wiedzieć, że zanim zaczęły pracę, trzeba było wzór rozrysować na kartce. Można to porównać do projektu domu, w którym dokładnie zaplanowane są wszystkie drzwi, okna, instalacje itd. Różnica sprowadza się do technologii. O sukcesie projektu domu decyduje murarz z kielnią, jeśli zaś chodzi o kołnierz – koronkarka, klocki i nici.
Przygoda z koronkami i historią nie jest dla niczym niezwykłym. Od kilku lat współpracują z projektantami, którzy trudnią się rekonstruowaniem strojów z różnych epok.