Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bochnia. 37-latek przeżył cudem

Małgorzata Więcek-Cebula
Małgorzata Więcek-Cebula
Małgorzata Więcek-Cebula
Ostrze rolniczej kosiarki rotacyjnej trafiło go w głowę na własnym podwórku A Ojciec, dwójki dzieci ledwo uszedł z życiem, teraz walczy o powrót do sprawności

33-letnia Marta z Bochni cały czas ma przed oczami widok męża, który cały zakrwawiony stanął w drzwiach ich domu.

- Pomóż mi - wydusił tylko resztkami sił. Przerażona kobieta zabrała męża do łazienki. Chciała zatamować krwotok.

- Gdy przyłożyłam mu ręcznik zauważyłam, że w jego głowie tkwi dość duży metalowy element - wspomina ze łzami w oczach.

33-latka natychmiast wezwała karetkę pogotowia. Zaraz potem pobiegła po kolegę męża, który naprawiał samochód w garażu, obok ich domu.

- Byłam przerażona nie wiedziałam co robić - wspomina.

Karetką do Krakowa

Karetka miała problem z dotarciem na miejsce. Marta musiała więc biec pod sklep położony kilkaset metrów od ich domu, by naprowadzić ratowników.

Jarek trafił do bocheńskiego szpitala, stąd nadal z kawałkiem metalu w głowie został odesłany karetką do Wojskowego Szpitala Klinicznego przy ul. Wrocławskiej w Krakowie.

- Na śmigłowiec, który by go przetransportował dużo szybciej nie było szans, był zabezpieczony jako pomoc w razie wypadku podczas ŚDM - mówi ze smutkiem Beata, siostra Jarka.

Wielka niepewność

37-latek został zoperowany dopiero dwie godziny po wypadku. Lekarze usunęli mu z głowy 12-centymetrowe ostrze. Okazało się, że było wbite w głowę na głębokość 2 cm.

Medycy nie dawali wielkich szans rodzinie. Od razu uświadomili ich, że może być różnie. Że muszą się liczyć z każdą ewentualnością. Kazali czekać i modlić się.

Najpierw przez pierwsze 12 godzin, potem pierwszą dobę. Przez pięć dni nadal nie było pewne, że Jarek przeżyje. - To był chyba najgorszy i najdłuższy czas w moim życiu - wspomina Marta.

Teraz sytuacja jest już opanowana. Przynajmniej tak twierdzą lekarze, zastrzegając jednak , że przy tego typu urazach głowy niczego nie można być pewnym na sto procent.

Od wypadku, w sobotę minie dwa tygodnie.

- Brat nadal jest w szpitalu. Skarży się na silne bóle głowy, nie pomagają mu już żadne leki. Ma też problemy z płynną mową czy sprawnością prawej ręki - wylicza jego siostra Beata.

Rodzina cały czas jest przy nim. Bracia, siostry ale też żona. Tylko dzieci nie były w szpitalu. 6-letni syn i 8-letnia córeczka niecierpliwie czekają aż tata wróci do domu. Kiedy to nastąpi nie wiadomo.

- Lekarze tłumaczą nam, że nie wypuszczą Jarka póki nie będą pewni, że wszystko jest w miarę stabilne i może wyjść - mówi Artur, brat Jarka.

Długa rehabilitacja

Wszyscy zdają sobie sprawę, że 37-latka czeka długa rehabilitacja. Mają nadzieję, że będzie dobrze, choć nie ma żadnej gwarancji, że uda mu się wrócić do dawnej sprawności.

A ta w wykonywanej przez niego pracy jest niezbędna. Jarek prowadzi bowiem firmę, która zajmuje się tworzeniem konstrukcji z nierdzewnej stali.

Jest mistrzem w tym fachu, Może pochwalić się dużymi, ciekawymi i bardzo precyzyjnymi projektami, które do tej pory zrealizował. 37-latek to także złota rączka. Od kilku lat krok po kroku remontuje dom w którym mieszka razem z rodziną. Sam wymieniał okna, ocieplał budynek. Przygotowywał się do budowy ganku i balkonu. Prace przerwał nagły i niespodziewany wypadek do którego doszło w sobotę 23 lipca.

Koszmarny przypadek

Dziś już wiadomo, że Jarek został uderzony ostrzem kosiarki rotacyjnej, którą jego sąsiad pracował na działce obok domu. Jedno z ostrzy nie wiadomo dlaczego urwało się i wystrzeliło w górę pokonując około 50 metrów.

Spadło na podwórko obok domu Jarka, pech chciał, że przechodził on akurat wtedy z garażu do domu. Ostrze wbiło się w głowę mężczyzny po lewej stronie, utkwiło skośnie w lewych kościach ciemieniowej, skroniowej i potylicznej na głębokości około 2cm co spowodowało uszkodzenie tkanki mózgowej.

37-latek upadł na ziemię. Oszołomiony bólem, resztkami sił doszedł do domu na kolanach. W drzwiach odnalazła go żona.

Będą zarzuty?

W sprawie tego zdarzenia policja prowadzi dochodzenie.

- Ma ono ustalić okoliczności tego zdarzenia - mówi podinspektor Robert Dudek, szef wydziału dochodzeniowo-śledczego KPP w Bochni.

Śledczy zabezpieczyli kosiarkę, której element uderzył 37-latka.

Urządzenie zbadał już biegły. Lada dzień policjanci otrzymają jego opinię. Ma ona wyjaśnić czy urządzenie było właściwie użytkowane, czy nie było przerabiane.

Na razie nie przedstawiono nikomu żadnych zarzutów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska