Środek nocy, ul. Brodzińskiego w Bochni od strony Krakowa jedzie radiowóz policyjny. Na wysokości przystanku autobusowego kierowca niespodziewanie zjeżdża w prawo i uderza w stojące przy drodze dwa samochody, a następnie dachuje. Huk budzi mieszkańców okolicznych domów. Po chwili na ulicy jest kilkanaście osób. Wszyscy są w szoku widząc przewrócony radiowóz i potłuczone dwa inne samochody.
Na miejscu zjawiają się też policjanci z wydziału ruchu drogowego, a także rewiru dzielnicowych - bezpośredni przełożeni funkcjonariusza, który doprowadził do tej kolizji.
Okazuje się, że dzielnicowemu z długim stażem pracy, który kierował samochodem, nic się nie stało. Podobnie jego koledze, który siedział na fotelu pasażera. Przypadkowe osoby, które obserwują to zdarzenie, domagają się wykonania badania trzeźwości funkcjonariuszy.
- Na miejscu zdarzenia, w obecności przełożonego oraz postronnych świadków, dwukrotnie została zbadany stan trzeźwości policjantów uczestniczących w kolizji, obaj byli trzeźwi - zapewnia Łukasz Ostręga, rzecznik prasowy KPP w Bochni.
Bocheńscy policjanci podkreślają, że winę za spowodowanie kolizji drogowej bezsprzecznie ponosi funkcjonariusz kierujący radiowozem. Radiowóz i funkcjonariusz, byli ubezpieczeni na okoliczność tego typu zdarzeń.
- Z tego ubezpieczenia będą pokrywane koszty naprawy powstałych szkód - przekonuje rzecznik bocheńskiej policji.
Wszystko wskazuje na to, że policjant, który doprowadził do kolizji, zasnął za kierownicą. Oprócz mandatu i punktów karnych, które już dostał, nie zostaną na niego nałożone żadne inne kary służbowe.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+