Żwirownia z Broszkowicach, która spędza sen z powiek mieszkańcom wsi, została właśnie wystawiona na sprzedaż. Na stronie internetowej właściciel zakładu zachęca do nabycia obiektu i wróży przedsiębiorstwu świetlaną przyszłość. Broszkowiczanie są zdruzgotani. Od lat walczą o to, by żwirownia zaprzestała działalności.
- Tyle już razy protestowaliśmy przeciwko tej żwirowni. Przecież ci ludzie w końcu nas zatopią. Żwir pobierany jest tuż przy samych wałach przeciwpowodziowych na Wiśle - grzmi Marian Gołąb, sołtys Broszkowic.
Stoi za nim murem również wójt gminy Oświęcim, Andrzej Bibrzycki. Oferta sprzedaży, którą złożono w internecie, budzi u niego wielkie zastrzeżenia.
Jak czytamy na stronie internetowej, do kupienia jest "grunt na prawym brzegu rzeki Wisły poniżej mostu drogowego drogi wojewódzkiej nr 933". To żwirownia, która od lat działa w podoświęcimskiej wsi. Należy do właściciela, z którym od lat procesują się mieszkańcy Broszkowic i lokalne władze.
Właściciel chce pozbyć się żwirowni wraz z o technologią, gruntem, maszynami i całym zapleczem. Ogłoszeniodawca przekonuje, że jego metoda pozyskiwania żwiru jest "sposobem na dostęp do niewyczerpywalnego źródła taniego materiału budowlanego (...)".
- I chyba tylko to w tym ogłoszeniu jest zgodne z rzeczywistością, bo reszta to nieprawda - mówi wójt gminy Oswięcim Andrzej Bibrzycki. - Autor tej oferty nie wspomina już o tym, że w sądach trwają procesy, które mają na celu ustalenie, czy żwirownia działa legalnie, czy też nie .
Bibrzycki, który sam ma już na koncie, jak podkreśla, wygrany proces z właścicielem żwirowni, namawia mieszkańców wsi, żeby nie siedzieli z założonymi rękami i zawiadomili prokuraturę, aby zbadała sprawę tej oferty.
- Nie jestem stroną w tej sprawie, mogę pomóc, ale to sami mieszkańcy Broszkowic muszą działać - dodaje Bibrzycki.
We wsi już wiedzą o planach sprzedaży żwirowni.
- Ustalimy z wójtem, kiedy i jakie pismo wystosować do prokuratury, zawiadomię ludzi, może zwołamy radę sołecką - mówi sołtys Gołąb. - Co prawda od niedawna jest u nas nieco ciszej, bo żwirownia zmniejszyła hałas, ale nadal zostaje sprawa wałów, które nam cały czas podkopują - mówi Gołąb.
Jego zdaniem właściciel tak naprawdę nie chce sprzedać żwirowni, tylko uciec przed odpowiedzialnością prawną i zasądzonymi karami. - Zmiana właściciela odwlecze w czasie decyzje sądów - mówi sołtys Gołąb.
Zadzwoniliśmy pod numer podany w ogłoszeniu. Odbiera mężczyzna, który podaje się za Artura K. To osoba, z którą broszkowiczanie toczą wojnę o wały. Gdy mówimy, skąd jesteśmy, twierdzi, że to pomyłka.