Czytaj także:
Wanda Iwińska stoi na podwórzu swojego domu i patrzy na posesję po drugiej stronie ulicy, gdzie w środę wydarzyła się tragedia. Ojciec 6-miesięcznej Madzi wezwał do sinej córeczki pogotowie. Było za późno: dziewczynka już umarła. Jak podejrzewają śledczy, została zagłodzona przez rodziców.
- Przypuszczałam, że stało się coś strasznego, dwie karetki, radiowozy, a wszystko trwało tak długo... - opowiada Iwińska.
Zacni, zamożni, pobożni
Przecież Joanna i Michał tak bardzo chcieli mieć dzieci, tak bardzo kochali 4-letniego Karolka i maleńką Madzię, zamyśla się Iwińska. Są zamożni, nawet nianię zatrudnili. Za płotem mieszkają rodzice Michała. Zacni, zamożni, pobożni. Ojciec Michała jest w kościele szafarzem Najświętszego Sakramentu. Ma dużą, dobrze prosperującą firmę. Michał też prowadzi swój biznes.
Jak ofiara Auschwitz
To właśnie Michał wezwał pogotowie do małej Madzi. Kiedy sanitariusz wszedł na poddasze, gdzie dziewczynka miała pokój, zastał ją z sinymi ustami i nieoddychającą. Ponoć wyglądała jak dziecko "przypominające ofiarę obozu w Auschwitz". Wychudzona i odwodniona. I już nieżyjąca. To sanitariusz wezwał na miejsce sądecką policję. Wkrótce pojawił się też prokurator.
Porażające wyniki sekcji
Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie: - Wstępne wyniki sekcji zwłok dziecka wykluczyły urazy wewnętrzne, zewnętrzne i wrodzone wady. Wygląda na to, że dziecko zmarło po prostu z niedożywienia. Te słowa przerażają wszystkich w Brzeznej. Bo jak to, taka tragedia w luksusowym domu zacnej rodziny? Śledczy poinformowali o czymś jeszcze: że dziecko nie było leczone, ani szczepione.
Wypisali małą z ośrodka...
A przecież babcia Madzi jest pielęgniarką pracującą w sąsiednim Podegrodziu. Dlaczego więc Michał i Joanna P. kilka miesięcy temu zrezygnowali z opieki medycznej nad swoimi dziećmi? - Jako lekarka odwiedzałam maleńką Madzię, ale przestali mnie wpuszczać do domu - opowiada Sabina Gołębiewska, pediatra z przychodni w Brzeznej.
I dodaje: - Kiedy dziewczynka przeszła z karmienia piersią na pokarm z butelki, wystąpiły zmiany na jej ciele. Wygląd mógł sugerować atopowe zapalenie skóry, być może wynikające z uczulenia na któryś ze składników mleka. Ale trzy miesiące temu tata Madzi przyszedł do przychodni i oznajmił, że wypisuje swoje dziecko z naszej pieczy. Złożył stosowne pismo - opowiada lekarka.
Dodaje, że Michał P. poinformował ją, że maleństwo jest pod opieką innego lekarza specjalisty. Wkrótce przyniósł zaświadczenie wystawione na Słowacji, gdzie prowadzi jedną ze swoich firm.
Według pediatry z Brzeznej, kontakt z Madzią był utrudniony lub wręcz niemożliwy także dla jej babci - pielęgniarki. Rodzice przyjęli bowiem wyłącznie "ekologiczny" lub - inaczej mówiąc - "naturalny" sposób wychowywania dzieci. Michał P. sam miał zaniechać leczenia tarczycy i mówił, że każdy lekarz i pielęgniarka to dla niego wróg.
...i wzięli do znachora
Dwa tygodnie temu rodzice Madzi zwolnili opiekunkę córeczki, którą wcześniej zatrudniali. Podobno właśnie wtedy nasiliły się niepokojące objawy. Madzia miała biegunki, coraz bardziej się odwadniała. Mieszkańcy Brzeznej mówią, że rodzice Madzi konsultowali stan dziecka z "Kadzikiem" (to od kadzideł), znachorem z Nowego Sącza. Ustawiają się do niego tłumy. A przecież kilka lat temu już zmarło leczone przez niego dziecko.
Rodzice w areszcie
Teraz sądecka prokuratura prowadzi śledztwo dotyczące znęcania się ze szczególnym okrucieństwem i nieumyślnego spowodowania śmierci dziewczynki. Rodzice nie usłyszeli na razie zarzutów, ale zostali już zatrzymani. W czwartek byli przesłuchiwani.
Michał P. od tego zatrzymania złożył zażalenie, ale nie zostało ono uwzględnione.
Wsp. M. Mazurek, P. Szeliga
Napisz do autora:
[email protected]
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+