Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bunkry i schrony w Warszawie: tutaj władcy PRL mieli przetrwać wojnę atomową

Tomasz Plaskota
Na początku XXI w. sporą popularnością wśród polityków cieszyła się idea budowy SocLandu, czyli Muzeum Pamięci Komunizmu umieszczonego w podziemiach stalinowskiego Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Miało to być multimedialne, nowoczesne muzeum wykorzystujące jako scenerię autentyczną PRL-owską stylistykę Pałacu i „pozwalające przekształcić go z symbolu komunizmu w symbol antykomunizmu”. Zwolennikiem SocLandu był m.in. prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Z biegiem lat zebrane zostały eksponaty, dokumenty i popiersia Lenina. Nie bez znaczenia pozostaje wybór miejsca budowy muzeum. Miało ono powstać pod pl. Defilad, między głównym wejściem do Pałacu a teatrami Studio i Dramatycznym. Projekt upadł w 2011 r. w wyniku braku dotacji z ratusza
Na początku XXI w. sporą popularnością wśród polityków cieszyła się idea budowy SocLandu, czyli Muzeum Pamięci Komunizmu umieszczonego w podziemiach stalinowskiego Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Miało to być multimedialne, nowoczesne muzeum wykorzystujące jako scenerię autentyczną PRL-owską stylistykę Pałacu i „pozwalające przekształcić go z symbolu komunizmu w symbol antykomunizmu”. Zwolennikiem SocLandu był m.in. prezydent Warszawy Lech Kaczyński. Z biegiem lat zebrane zostały eksponaty, dokumenty i popiersia Lenina. Nie bez znaczenia pozostaje wybór miejsca budowy muzeum. Miało ono powstać pod pl. Defilad, między głównym wejściem do Pałacu a teatrami Studio i Dramatycznym. Projekt upadł w 2011 r. w wyniku braku dotacji z ratusza Fot. Polska Press Grupa
SCHRONY W WARSZAWIE | Gęstą sieć schronów zbudowano w PRL pod gmachami rządowymi, szpitalami, a nawet szkołami. Choć zimna wojna już dawno minęła, one cierpliwie czekają na swój czas.

W czasach zimnej wojny Warszawa przygotowała się na amerykański atak atomowy. Na szczęście do niego nie doszło, ale pozostały materialne ślady tamtych przygotowań. To bunkry i schrony przeciwatomowe, których pozostałości można spotkać pod blokami mieszkalnymi, fabrykami, instytucjami, szpitalami czy jednostkami wojskowymi. Miały się tam mieścić wojskowe centra dowodzenia, centra obrony cywilnej, szpitale oraz schrony dla ludności. Obecnie większość z nich nie pełni już żadnej ze swych pierwotnych ról.

Bunkier Starzyńskiego
Schrony powstawały w Warszawie nie tylko w PRL, kiedy władcy komunistyczni przygotowywali się na odparcie ataku atomowego. Najbardziej znanym, który powstał w stolicy jeszcze pod koniec II Rzeczypospolitej, jest schron zwany potocznie bunkrem Starzyńskiego, znajdujący się w Ogrodzie Krasińskich. Nazwa nie oddaje rzeczywistości, bo ostatni przedwojenny prezydent stolicy nie ukrywał się w nim podczas działań wojennych, wspierał mieszkańców broniących swojego miasta przed niemieckim atakiem i dalej pełnił swój urząd w ratuszu w Pałacu Jabłonowskich. Biograf Starzyńskiego prof. Marian Marek Drozdowski mówił, że prezydent nie dbał o swoje bezpieczeństwo od czasów śmierci swojej drugiej żony Pauliny Chrzanowskiej-Tylickiej, która zmarła 29 maja 1939 r. po ciężkiej chorobie nowotworowej.

Zgodnie z opisem technicznym sporządzonym przez Marka Łowkisa schron składa się z ośmiu pomieszczeń o wysokości 2,5 m, ściany są zbrojone prętami, strop jest wzmocniony 130-centymetrową blachą falistą, która miała chronić osoby przebywające w schronie przed spadającymi bryłami betonu, gdyby w pobliżu wybuchły bomby lotnicze. Wejście do schronu było zabezpieczone specjalnymi drzwiami. W pomieszczeniach przetrwały jeszcze dawne przewody wentylacyjne, część układających się w biało-czarne szachownice płytek. Podczas prac w ogrodzie schron został wysuszony, odgrzybiony, pomalowany, miała w nim powstać wystawa o prezydencie Starzyńskim. To miejsce podobnie jak część innych warszawskich podziemnych schronów ma swoją legendę. Jedna z nich mówiła, że z bunkra Starzyńskiego biegnie tajemne przejście do Pałacu Mostowskich.

Powstańcy z żalem wspominają: gdybyśmy mieli przed wojną chociaż metro, o ilu mniej by nas zginęło

Kompleks 7215
Puszcza Kampinoska to tereny, które słyną głównie z walorów przyrodniczych, ewentualnie z Rzeczypospolitej Kampinoskiej, terenów, które zajęła Armia Krajowa podczas powstania warszawskiego. W latach sześćdziesiątych jedenastohektarowy fragment puszczy został przekazany wojsku przez nadleśnictwo. Teren ogrodzono, niewielką część, bo zaledwie hektar, przeznaczono na cele obronne, reszta stanowiła obszar ochronny. Przez kilkanaście lat w strefie budowano tajne obiekty wojskowe, powstał Kompleks 7215, złożony z zespołu dwupoziomowych bunkrów wojskowych, w których miało być Tajne Atomowe Centrum Dowodzenia. Budowę, której nigdy nie ukończono, wielokrotnie wizytowali generał Wojciech Jaruzelski i sowiecki marszałek Wiktor Kulikow, główny dowódca Wojsk Państw Stron Układu Warszawskiego w latach 1977-1989, który nadzorował jej powstawanie. O obiekcie krążyły legendy wśród miejscowej ludności. Niektórzy twierdzą, że znajdowały się tam rakiety, część mogła mieć nawet głowice atomowe.

Prace nad rozbudową przerwano dopiero pod koniec pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. W 2004 r. obiekty przeszły na własność Kampinoskiego Parku Narodowego. Zgodnie z protokołem przekazania „Kompleks numer 7215 o powierzchni jednego hektara posiada trzy obiekty budowlane o łącznej kubaturze 18,5 tysiąca metrów sześciennych i powierzchni użytkowej 3800 metrów kwadratowych”.

Kampinoskie bunkry, chociaż są zrujnowane, mają swój urok, każdy może je zwiedzać, jednak lepiej uważać, bo można wpaść w trzymetrową dziurę. Po generatorach prądu nie ma już śladów, stały się łupem złomiarzy.
Tajemnice stacji metra Młociny
21 lipca 1950 r. zapadła decyzja o budowie huty w Warszawie, był to jeden z elementów realizacji sześcioletniego Planu Rozwoju Gospodarczego. Budowę zakładu na terenach Młocin zakończono w 1957 r., produkcja stali ruszyła pod koniec kwietnia 1957 r. Kompleks przemysłowy był rozbudowywany w kolejnych latach, zakład dawał zatrudnienie nie tylko ludziom z najbliższej okolicy, w hucie pracowało około 10 tys. robotników. Poza obiektami przemysłowymi zbudowano również obiekty służące lokalnej społeczności, dom kultury i szkołę, w której uczyło się tysiąc uczniów.

Tak jak pod innymi zakładami przemysłowymi również pod hutą, a dokładnie pod biurowcem (obecnie siedziba ArcelorMittal Warszawa), przy ul. Kasprowicza 132 wybudowano w latach 1956-1960 schron. Mieściło się w nim stanowisko Centrum Dowodzenia Obrony Cywilnej Warszawa. - W tamtych czasach podobne pomieszczenia budowano w większości zakładów pracy. Schron był wykorzystywany przede wszystkim w celach szkoleniowych i zaprojektowany w taki sposób, aby w razie wojny lub ataku bronią nuklearną grupa osób mogła dowodzić stąd obroną cywilną w danym rejonie - mówi Ewa Karpińska, rzecznik prasowy ArcelorMittal Warszawa, portalowi Politykawarszawska.pl. W schronie przez okres PRL odbywały się szkolenia obrony cywilnej.

Schron wygląda, jakby czas zatrzymał się na początku lat 60. W podziemiach biurowca znajduje się kilka magazynów, a w nich m.in. liczniki Geigera, zestawy do odkażania samochodów, radiotelefony, nosze, apteczki, maski przeciwgazowe, kaski, gumowe rękawice, mundury dla członków obrony cywilnej, obuwie, dokumentacja oraz plansze obrazkowe do szkoleń z obrony cywilnej. - Ponadto samo stanowisko dowodzenia składa się z rozbieralni, prysznica dla osób skażonych promieniowaniem, ubieralni, WC, pomieszczenia z agregatem spalinowym, akumulatorowni, pomieszczenia z urządzeniami do filtrowania powietrza i pojemnikami na wodę, centrali telefonicznej, pomieszczenia do przyjmowania meldunków z sześcioma stanowiskami telefonicznymi, sali odpraw, pomieszczenia z czterema łóżkami dla obsługi technicznej - opowiadała Karpińska portalowi Politykawarszawska.pl.

Zwiedzający mogą również obejrzeć pokój operacyjny, który stanowił centrum dowodzenia dla każdej z sekcji działającej w ramach obrony cywilnej, np. ratownictwo medyczne, straż pożarna. W obiekcie znajdowały się również tajna kancelaria oraz archiwum.

Spod Pałacu Kultury i Nauki do Berlina
Podziemia pod pałacem owiane są tajemnicą. W PRL wierzono, że istnieje tam tajny kompleks podziemnych schronów, ukryty tunel, do którego wejście znajduje się pod trybuną honorową na placu Defilad, stacja kolejki wąskotorowej, pokoje dla partyjnych notabli, pokoje pełne manekinów, podziemny szpital, a nawet tunel prowadzący do Berlina. Czasem młodzieńcza fantazja i żądza przygody sprawiały, że ludzie wiedzeni ciekawością starali się sprawdzić prawdziwość tych legend. „Do akcji szykowaliśmy się tygodniami. Plan był prosty - tajnym tunelem przedostać się do gmachu Pałacu Kultury i Nauki oraz Komitetu Centralnego PZPR. Powtarzane szeptem legendy mówiły, że w tunelu tym jest kolejka wąskotorowa, którą towarzysze z KC mogli się błyskawicznie ewakuować do gigantycznego schronu atomowego pod placem Defilad...

Według zebranych przez nas informacji wejście do tunelu miało się znajdować w podziemiach Pałacu Kultury, do których trzeba było się jakoś włamać. Miałem aparat fotograficzny i chciałem zdokumentować to wydarzenie i tym samym przejść do historii Niepodległej Polski. Inspiracją dla mnie był film »Poszukiwacze Zaginionej Arki«, więc wzięliśmy podobny jak miał Indiana zestaw narzędzi. Sznur, łom, kilof, dłuto i młotek, a także kilka latarek. Oczywiście w oficjalnej prasie nie mogłem znaleźć żadnych informacji o istnieniu takiego podziemnego kompleksu, więc oparłem się na intuicji. Myślałem, że jest niezawodna, ale... no cóż, myliłem się!” - pisze anonimowy autor na portalu Wiadomości24.pl.
Tajnego tunelu pod sowieckim pałacem prowadzącego do Berlina nie ma. Znajdują się tam natomiast dwupoziomowe podziemia, w których „zatrudnione” są 24 koty, których zadaniem jest łapanie myszy. Podziemia PKiN można zwiedzać przy wyjątkowych okazjach. Taką okazją była sześćdziesiąta rocznica, którą budowla obchodziła w 2015 r. Poziom -1 to „długie, »nadgryzione zębem czasu« korytarze. Pod sufitem pełno ciągnących się dziesiątkami metrów rur i przewodów. Każdy krok niesie się głośnym echem. Jest tak nisko, że w niektórych momentach trzeba schylać głowę. Tuż za zakrętem znajduje się pomieszczenie pełne guzików, liczników, pokręteł i lampek, zamontowanych na ścianach. To dyspozytornia. Urzędujący tu pracownicy czuwają nad ogrzewaniem, wentylacją czy instalacjami wodociągowymi w całym budynku. Dbają też o klimatyzację niektórych pomieszczeń, która została zamontowana zaraz po zakończeniu budowy” - opisywał podziemia portal Onet.pl.

Na poziomie -2 „jest jeszcze bardziej przytłaczająco i jeszcze więcej wąskich korytarzy i zakamarków. W tej scenerii z powodzeniem można nakręcić film grozy. Tymczasem okazuje się, że te nieprzyjazne na pierwszy rzut oka piwnice mają swoich stałych lokatorów. Są nimi... koty”. - Można powiedzieć, że są u nas na etatach, ale mają niestresującą pracę, zwłaszcza że nikt im tam zazwyczaj nie zakłóca spokoju. W naturalny sposób zabezpieczają Pałac przed gryzoniami, a za to dostają wikt i opierunek, czyli jedzenie, picie, a nawet opiekę medyczną. W tym momencie jest ich 11, stanowią dość zamkniętą grupę, ale od czasu do czasu zdarza się, że pojawia się jakiś nowy osobnik - opowiadała Onetowi.pl Ewelina Dudziak, rzecznik zarządu Pałacu Kultury i Nauki.

Schrony pod blokami
Pod blokami mieszkalnymi w Warszawie, nie tylko tymi pochodzącymi z lat 50., znajdują się bunkry przeciwatomowe zamykane na specjalne śluzy, które miały chronić mieszkańców przed atakiem atomowym. Szczególnie o schrony dbano w latach 50. W każdym z nich były wzmacniane betonem i stalą stropy, montowano solidne drzwi oraz duże wentylatory, które mogły zapewnić przepływ powietrza przez wiele godzin. Przygotowane w taki sposób schrony dawały jednorazowe schronienie nawet kilkudziesięciu osobom. Dziś już mało kto pamięta o pierwotnym przeznaczeniu schronów, czasem jednak są wykorzystywane przez mieszkańców, nie do końca zgodnie z założeniami. - Udało nam się ze szwagrem zdobyć klucze do schronu. Po miesięcznej obserwacji zauważyliśmy, że nikt tego pomieszczenia nie odwiedza. Rozpoczęliśmy tam produkcję bimbru, trwało to jednak krótko - wspomina jeden z użytkowników schronu.

Włodarze miasta i osoby odpowiedzialne za jego bezpieczeństwo nie powinny jednak zapominać o tym, jak istotne dla bezpieczeństwa są schrony pod domami mieszkalnymi czy podziemia, w których można przeżyć bombardowania. - Widzę, jak powstają kładki nad warszawskimi ulicami i pytam: Nie pamiętacie o tym, że aby przeżyć bombardowanie, trzeba wgryźć się w ziemię. To takie proste. Nawet bez smoczych zębów i bunkrów możemy dać sobie szanse na przeżycie. Zamiast kładki nad drogą zbudujmy tunel pod nią. Powstańcy z żalem w głosie wspominają: gdybyśmy mieli przed wojną metro, tunele. O ilu mniej nas by zginęło. Tak, wiem, ekonomia, architektura, a jeszcze, nie daj Boże, żyjący akurat w tym miejscu rzadki gatunek kreta. To może pozbawić nas i przyszłe pokolenia szansy - pisał na łamach miesięcznika „Polska Zbrojna” Naval, operator, który czternaście lat służył w jednostce specjalnej GROM i przez wiele lat uczestniczył w misjach zagranicznych tej jednostki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Bunkry i schrony w Warszawie: tutaj władcy PRL mieli przetrwać wojnę atomową - Portal i.pl

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska