Przez 22 lata pracy w policji asp. Saniternik widział już wiele: ludzkie tragedie, wypadki, alkoholików staczających się na samo dno. Ale ta praca, podkreśla, to też wielka radość. Bez niej nie wytrzymałby tyle lat w policji. - Dzielnicowy to taki policjant "bliski ludziom". Więc zawsze staram się zrozumieć ludzi, pomóc im. Nie karać wysokimi mandatami, gdy widzę, że nie mają pieniędzy. I nieraz słyszę: "Kurczę, z pana to jest jednak równy gość", albo zwyczajne: "dziękuję". To jest w tym zawodzie chyba najlepsze - opowiada Paweł Saniternik z Komisariatu Policji V w Krakowie.
Mimo wszystko trudno było namówić go na rozmowę. - Nie chcę, żeby wyszło na to, że policjanci próbują naprawiać swój nadszarpnięty wizerunek chwaląc się drobnymi sprawami. Przecież każdy by tak postąpił - argumentował.
Zakopiańską 7 maja przejeżdżał w zasadzie przez przypadek. Nie miał żadnego zgłoszenia. Po prostu patrolował z innym policjantem miasto. - Zobaczyłem potworny dym wydobywający się z jednej z kamienic przy drodze. Nie było jeszcze straży pożarnej ani żadnych innych służb - wspomina.
Przed płonącym budynkiem stało tylko około dziesięciu ludzi, głównie sąsiadów. - Powiedzieli, że straż została już wezwana, ale że w mieszkaniu jest uwięzionych dwóch mężczyzn, braci. W tłumie gapiów była też ich siostra. Próbowała wcześniej dostać się do mieszkania i uwolnić rodzeństwo. Nie udało jej się - opowiada Saniternik.
Nie myślał, nie kalkulował. - Po głowie kołatała mi się tylko jedna myśl: że nie mamy czasu czekać na strażaków, ci ludzie mogą zaraz spłonąć żywcem lub się zaczadzić - wspomina.
Próbował dostać się do mieszkania. Raz, drugi. Dosłownie zderzył się ze ścianą ognia. Dymu było tyle, że nic nie widział. Brakowało mu tchu. - Musiałem wracać. W końcu, za trzecim razem, udało mi się dostać do pokoju i wyciągnąć mężczyznę, który był w gorszym stanie. Leżał nieprzytomny, był poparzony. Wyniosłem go z mieszkania - wspomina. Drugiego mężczyznę wynieśli już strażacy w odpowiednich strojach i maskach, którzy zdążyli w międzyczasie przybyć na miejsce.
Przełożeni Pawła Saniternika chcą go nagrodzić na bohaterstwo. A on sam mówi skromnie: "Po co? To przecież żadna wielka historia".
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+