https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chrzanów: chciał zabić siebie i niemowlę

Magdalena Balicka
Było o włos od tragedii. Przy ulicy Broniewskiego w Chrzanowie pijany mężczyzna zamknął się w domu wraz z dziewięciomiesięczną córeczką grożąc, że zabije ją i siebie. Przerażona żona zadzwoniła na policję. Po ponad dwugodzinnej akcji, udało się uratować dziecko i ojca.

Jak się dowiedziała "Gazeta Krakowska", trzydziestoletni mężczyzna wcześniej urządził w domu drakońską awanturę. Gdy na miejscu zjawili się mundurowi zagroził, że poderżnie gardło dziecku, jeśli się natychmiast nie oddalą.

Policjanci nie dali za wygraną. Wezwali na pomoc straż pożarną, która czekała na dole ze skokochronem. Gdy skokochron był na dole policjanci błyskawicznie wtargnęli do mieszkania ratując małą dziewczynkę.
- Mężczyzna podbiegł na balkon, gotowy do skoku. Po długich negocjacjach obiecał zejść z barierki, gdy tylko opuścimy jego mieszkanie - relacjonuje jeden z biorących udział w akcji policjantów. Dodaje, że mężczyzna na szczęście nie zauważył przyczajonego w pokoju funkcjonariusza., który rzucił się na niedoszłego samobójcę, obezwładniając go.

- Do zdarzenia doszło około godziny 13. Mężczyzna został odwieziony do chrzanowskiego szpitala - informuje Robert Matyasik, rzecznik chrzanowskiej policji. Obecnie przebywa na oddziale psychiatrycznym.

Wojciech Rapka, rzecznik chrzanowskich strażaków przyznaje, że sytuacja była wyjątkowo dramatyczna. Trzy zastępy druhów z podnośnikiem i skokochronem czekały na rozwój wydarzeń. - Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie i nie musieliśmy interweniować - mówi rzecznik Rapka.
Mieszkańcy ulicy Broniewskiego przeżyli wczoraj chwile grozy. Byli świadkami prawdziwego dramatu.
- Siedziałam na ławce przed klatką, gdy sąsiad zaczął wydzierać się na żonę - opowiada pani Bronisława z ul. Broniewskiego 12a. Przyznaje, że serce ściskało ją z żalu, gdy słyszała żałosny płacz dziecka.

- Początkowo chciałam zadzwonić na policję, ale pomyślałam, że nie będę się wtrącać w rodzinne sprawy - bije się w piersi kobieta. Gdyby się wtedy nie zawahała, może sprawa potoczyłaby się inaczej.

- Najgorsze, że akcję obserwowały dzieci bawiące się na podwórku. Syn nie mógł spać w nocy ze strachu - opowiada roztrzęsiony pan Marcin z sąsiedniej "czternastki". Znał desperata.

- Zamieniliśmy kilka słów. Wydawał się sympatyczny - opowiada trzydziestolatek. Jest pełen podziwu dla chrzanowskiej policji, która w dwie godziny opanowała sytuację. - Dwie osoby zawdzięczają im życie - podkreśla mężczyzna.

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska