Widok płonącego mieszkania wciąż mają przed oczami. Wiele miesięcy będzie musiało minąć, zanim będą mogli tam wrócić. - Zniszczone zostało praktycznie wszystko, całe mieszkanie wymaga generalnego remontu - mówi Paweł Kołtyś. Nogi im się ugięły, gdy zobaczyli rozmiar zniszczeń. Żona do dziś nie jest wstanie wejść do środka.
Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ
- Nie chcę tego oglądać, panuje tam straszny smród, na samą myśl robi mi się słabo - mówi pani Natalia.
Małżeństwo nieco ponad rok temu przeprowadziło się do Chrzanowa. W maju br. kupili wymarzone mieszkanie w wieżowcu na 10 piętrze przy ul. Sienkiewicza.
- Niedawno było remontowane, było w wysokim standardzie. Dokupiliśmy sprzęt AGD, trochę mebli - wspomina Paweł Kołtyś.
Wydawała się to być znakomita inwestycja, szczególnie, że nad nimi już nikt nie mieszka. Niedługo jednak cieszyli się z nowego mieszkania. Mieli ogromnego pecha.
W środę, 18 września pracownicy Powszechnej Spółdzielni Mieszkaniowej w Chrzanowie prowadzili prace mające na celu wycięcie grzejników w suszarni nad ich mieszkaniem. Prace z użyciem spawarki doprowadziły do zaprószenia ognia. Zapaliła się szafa w sypialni Kołtysiów.
W tym czasie nie było ich w domu. Pani Natalii dzień wcześniej kręgosłup odmówił posłuszeństwa i w środę z samego rana pojechała z mężem do przychodni. Gdy wracali ok. godz. 9 odebrali telefon, który zwalił ich z nóg. - Zadzwonił członek ekipy remontowej. Powiedział, że prawdopodobnie na skutek ich prac zaprószony został ogień w naszym mieszkaniu. Dodałem gaz do dechy, by jak najszybciej do niego dotrzeć - wspomina pan Paweł.

Okiem Kielara odc. 14
Pobiegł na górę. Gdy otworzył drzwi od mieszkania jego oczom ukazały się kłęby dymu, zaczął krzyczeć, by ktoś wezwał straż pożarną. Ta zjawiła się błyskawicznie. - Nie byłem w stanie wejść do środka, nic nie było widać. Wszędzie był ten toksyczny dym. Paliły się ubrania, materac, nie dało się oddychać - mówi mieszkaniec.
Strażacy ewakuowali mieszkańców z pięter poniżej i rozpoczęli akcję gaśniczą. W płonącym mieszkaniu znajdował się ich ukochany kot.
Strażacy go odnaleźli, jednak pomimo trwającej 10 minut reanimacji nie udało się go uratować.
- Był to nasz kochany rudzielec. Dostaliśmy go, gdy byliśmy na studiach - wspomina pani Natalia.
Pomimo błyskawicznej akcji strażaków, z mieszkania pozostały zgliszcza. - Wszystko nadaje się do wyrzucenia. Nie da się pozbyć zapachu spalenizny. Trzeba będzie zbić tynki, wyozonować pomieszczenia i zabrać się za remont - dodaje pan Paweł.
Jak wylicza wartość samych spalonych ruchomości to ok. 100 tys. zł. Za straty zapłaci ubezpieczyciel PSM. Ubezpieczenie pokryje również zakwaterowanie w mieszkaniu zastępczym do czasu zakończenia remontu.
Małżeństwo jest pod ogromnym wrażeniem empatii z jaką się spotkali od strony zwykłych ludzi. Koleżanki z pracy i szefowa pani Natalii, która pracuje w Valeo, jeszcze tego samego dnia zorganizowali zbiórkę, by zaopatrzyć ich w ubrania. Koleżanka udostępniła im mieszkanie.
W internecie ruszyła też zbiórka za pośrednictwem portalu zrzuta.pl.