Potem dokupił jeszcze jedną. Atmosfera była spokojna, panowie leniwie sączyli alkohol. W pewnej chwili zaczęli rozmawiać o pracy za granicą.
Maciej K. nie krył, że planuje wyjechać do Anglii. Zbigniew B. chwalił się, że to dzięki jego staraniom kolega znalazł tam pracę. Ponadto obiecywał, że w czasie nieobecności Macieja będzie wspierał jego żonę.
To sprowokowało Janusza K. Zaczął dogadywać Zbigniewowi B. Atmosfera stała się nerwowa. Panowie nie szczędzili sobie uszczypliwości. W pewnej chwili zaczęli na siebie krzyczeć, szarpali się i przepychali.
- Uważaj, bo użyję noża - zagroził Zbigniew B. Po czym, gdy dostał cios pięścią od Janusza K., chwycił leżący na stole nóż i wbił go w serce kolegi.
Ranny wyskoczył jeszcze do sąsiedniego pokoju, sprawdził, gdzie został ugodzony i stracił przytomność. W tym czasie Zbigniew B. umył nóż i wytarł go ręcznikiem. Na miejscu zjawiła się karetka pogotowia i rannego zabrała do szpitala. Tam zmarł.
Cios nie był mocny, ale kanał rany miał głębokość 15 cm. Krew zabitego znaleziono na nożu i na ciele Zbigniewa B. Identyfikację potwierdziły badania DNA.
- Nie przyznaję się do zabójstwa, to był nieszczęśliwy wypadek. Zadałem cios nożem, ale nie celowałem w serce. Kolegę chciałem tylko nastraszyć - opowiadał 66-letni emeryt, z zawodu kierowca, wcześniej niekarany. Wyjaśniał, że znał pokrzywdzonego osiem lat, nie było między nimi konfliktów. Zdenerwowany złośliwymi uwagami kolegi złapał jeden z trzech noży leżących na stole i, jak stwierdził, "dziubnął" Janusza K.
Przed sądem oskarżony Zbigniew B. odpowiadał w warunkach ograniczonej poczytalności. Sąd w wyroku zmienił mu zarzut z zabójstwa na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, skutkującego śmiercią Janusza K.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+