Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co się stało z naszą klasą?

Jerzy Surdykowski
fot. archiwum
Nie piszę o wyczynach Prezesa i jego zwolenników. Czy warto nagłaśniać każdą głupotę? Prezes z Hofmanem i Brudzińskim puszczają bąka, więc wszyscy biegną wąchać? W najgorszy czas kryzysowych zagrożeń wchodzimy skłóceni i podzieleni bardziej niż przed 31 laty.

Bez echa przeszło uchwalenie przez Sejm budżetu na 2013 rok. Może dlatego, że tak oczywista i rutynowa sprawa jak coroczny budżet znalazła się w cieniu pokrzykiwań naszych niezawodnych pyskaczy, których jak zawsze rozochociła rocznica "trzynastego grudnia, roku pamiętnego", ale tegoroczna zwłaszcza, czego dowodem był sławetny marsz pod przewodem Prezesa. Bez echa przeszedł nawet fakt, że budżet uchwalono szybko, bez zwyczajowych wrzasków i gestów zamierzonych na miarę Rejtana, lecz wykonanych (niczego więcej nie potrafią pyskacze) na podobieństwo kiepskiego kabaretu. A byłoby nad czym się zastanowić, bo pod nudną z pozoru budżetową materią skryte są sprawy i zagrożenia straszniejsze niż blednące wspominki o generale w ciemnych okularach i jego ZOMO-wcach.

Nadchodzi bowiem rok zapewne najtrudniejszy od historycznego przełomu w 1989 roku i wprowadzenia w życie planu Balcerowicza, którym do dziś poniektórzy usiłują straszyć dzieci i co bardziej płochliwych emerytów. Jednak ten plan - w sposób na pewno drastyczny, ale szybki i skuteczny - postawił na nogi polską gospodarkę i wprowadził nas do Europy zadając kłam historycznie ugruntowanej potwarzy, że Polak nadaje się tylko do powstań, narzekania i ewentualnie złodziejstwa.

Jeśli dziś jesteśmy pokazywani w świecie jako przykład kraju, który lepiej niż inni potrafi dać sobie radę z kryzysem, jeśli nawet Niemcy przyznają, że Polacy okazują się bardziej niż oni pracowici, to na pewno dzięki tej gorzkiej kuracji sprzed z górą dwudziestolecia. Ale kryzys i nam coraz mocniej zaczyna dobierać się do skóry podobnie jak mróz, który oczywiście najpierw zmoże łachmaniarza pozbawionego ciepłego odzienia, ale po jakimś czasie powali nawet właściciela ciepłego kożucha.

Pierwsza fala kryzysu - która zbiegła się z początkiem rządów dzisiejszej koalicji - była okresem napływu do Polski funduszy z Unii Europejskiej, które rozkręcały koniunkturę i tworzyły tysiące nowych miejsc pracy głównie w budownictwie. Teraz nie dostaniemy już tego wsparcia. Unia kłóci się o pieniądze, będzie na pewno ich mniej, a budżet na okres po 2013 roku wciąż jest nieuchwalony. Wprawdzie rząd twierdzi, że ma sprytny plan rozmnożenia forsy przy pomocy Banku Gospodarstwa Krajowego, ale to stare sztuczki, które świat zna z Grecji i innych bankrutujących państw, więc pewnie nie da się znowu nabrać. Nadchodzi dramatyczny czas prawdy. Czy jesteśmy przygotowani?

Obawiam się że nie. Wtedy mieliśmy śmiały plan młodego ekonomisty i autorytet Lecha Wałęsy, który nie zawahał się przed roztrwonieniem tego kapitału zaufania, aby tylko przeprowadzić kraj przez najstraszniejszy zakręt. Przecież stoczniowy robotnik właśnie wybrany prezydentem wiedział, że dla przestawienia gospodarki na nowe tory trzeba będzie zwalniać z pracy przede wszystkim jego kolegów i zwolenników. Dziś nie mamy odpowiedników Wałęsy i Balcerowicza, tym bardziej że nikt nie ufa już nikomu, a polityczna kłótnia i wzajemne obrzucanie błotem stały się normą parlamentarnego języka naszych dni. Jedyne co może zaprezentować rząd, to nadzieja ministra Rostowskiego, że w połowie przyszłego roku świat zacznie wychodzić z zapaści, więc i u nas jakoś się ułoży. A jeśli nie wyjdzie? Wówczas okaże się, że nie mamy ani planu, ani autorytetu. A co się może okazać, to widać choćby na przykładzie śląskiego giganta, jakim jest podobno najlepsza w koncernie "fiata" fabryka w Tychach, która teraz musi zwolnić trzecią część załogi. Pokazuje to nasze rzeczywiste miejsce w międzynarodowym podziale pracy: owszem, jesteśmy już wyszkoleni i akuratni, ale wciąż jako poddostawcy światowych koncernów. Takich może nie w pierwszej, ale na pewno w drugiej kolejności rzuca się na żer kryzysu.

Dlaczego nie piszę jednak o wyczynach Prezesa i jego zwolenników, o idiotycznej gadaninie na temat Niemiec, gdzie polityk i doktor praw nie odróżnia autochtonów od zarobkowych emigrantów? Po co? Czy warto nagłaśniać każdą głupotę? Prezes z Hofmanem i Brudzińskim puszczają bąka, więc wszyscy biegną wąchać? Może tylko warto z okazji niedawnego 13 grudnia przypomnieć tytuł pięknej piosenki zmarłego przedwcześnie Jacka Kaczmarskiego. W najgorszy czas kryzysowych zagrożeń wchodzimy skłóceni i podzieleni bardziej niż przed 31 laty.

***
Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Ksiądz czuje się zaszczuty. Hit disco polo na lekcji religii [WIDEO]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska