Właściciele obiektów noclegowych w Zakopanem i okolicznych miejscowościach skarżą się, że liczyli na lepszy sezon zimowy. Obiekty wypełniają się jedynie w weekendy, podczas gdy w tygodniu obłożenie nie przekracza 50 procent.
- Jest lepiej, niż w ubiegłym roku, ale do rekordu jeszcze daleko. Dużo lepiej było 6-7 lat temu, bo ciężko brać pod uwagę okres pandemii. Trzeba powiedzieć wprost, że jest gorzej. W poprzednich latach bez większego problemu obiekty osiągały wynik do 90 proc. obłożenia. W tym sezonie można o tym tylko pomarzyć - zaznacza Emilia Glista zajmująca się doradztwem branży hotelarskiej.
Turystów wcale nie ma mniej
Okazuje się, że do Zakopanego i na Podhale wcale nie przyjechało mniej turystów. Liczba chętnych do skorzystania z wypoczynku zimowego pod Tatrami jest porównywalna do poprzednich lat. Zmieniła się za to liczba miejsc noclegowych, przez co właściciele obiektów bardziej odczuwają spadek obłożenia.
- Turystów wcale nie ma mniej, ale jest troszkę za mało, żeby wypełnić obiekty w 100 proc. Powodem jest z roku na rok przybywająca w każdej miejscowości ilość miejsc noclegowych. Widać najbardziej widać to po Białce i Bukowinie Tatrzańskiej - informuje właścicielka firmy Jointsystem.
Im bliżej stoku, tym większe obłożenie
Zimowa turystyka rządzi się nieco innymi prawami. Zimą liczy się przede wszystkim bliskość stoku narciarskiego, lub bliskość centrum Zakopanego.
- Domki, hotele, pensjonaty i kwatery wynajmują się podobnie. Kluczowe jest jednak położenie i odległość od zimowych atrakcji. Na stokach cały czas jest śnieg i można pojeździć - zaznacza Emilia Glista.
