Trudno nazwać go winnym spadku z ekstraklasy. W minionym sezonie zagrał w 9 ligowych meczach, ale na boisku spędził łącznie tylko 246 minut, w tym 102 w dwóch ostatnich spotkaniach sezonu, kiedy spadek był już przesądzony. Był jednak jednym z tych, których przedstawiano w najgorszym świetle.
Dziś 25-letni Słoweniec zamyka usta krytykom, a Andrzej Iwan uznaje go za jednego z najlepszych zawodników I ligi, w której występują byli reprezentanci Polski i aktualni reprezentanci innych krajów. Kto wie, czy sam "Roki" niedługo nie będzie jednym z nich, bowiem jego gra przykuła uwagę selekcjonera Slovana Stojanovicia.
Skąd taka przemiana pomocnika, który wcześniej był cieniem nie tylko piłkarza, ale i człowieka? Do Cracovii przyszedł po przejściach. Poprzedni klub nałożył na niego karę 15 tys. euro, podczas gdy za trzy miesiące gry zapłacił mu tylko 500 euro. W Krakowie z kolei nie należał do ulubieńców Jurija Szatałowa, Dariusza Pasieki i Tomasza Kafarskiego. Do tego doszła fatalna atmosfera w szatni, gdzie grupa bałkańska była odsunięta na bok.- Przemiana Roka to zasługa drużyny, która zaczęła sobie organizować szatnię, lubi ze sobą przebywać i to widać na boisku. Jeśli piłkarz widzi, że w szatni jest normalnie, to aż chce się pracować. Rok czuje się potrzebny. Pasuje mu nasz styl, co też przekłada się na jego dobre samopoczucie - komentuje trener Wojciech Stawowy.
Po spadku Straus renegocjował kontrakt. Zarząd odsunął go nawet od treningów z zespołem, ale po dojściu do porozumienia jechał do drużyny na obóz w Gniewinie z zapałem. Dziś obok Pilarza, Marciniaka i Żytki gra najwięcej. Za co Stawowy ceni Słoweńca? - Ma oczy dookoła głowy, świetnie czyta grę: wie, kiedy zwolnić, kiedy przyspieszyć. Jest stworzony do gry kombinacyjnej.
Niech przemówią liczby: "Pasy" w tym sezonie zdobyły 29 goli, a w 13 z nich udział miał właśnie Straus. Raz sam trafił do siatki, dwukrotnie asystował, wywalczył rzut karny, dwa razy jego strzały z dystansu do bramki dobijał Vladimir Boljević i zanotował aż siedem przedostatnich podań, które napędzały bramkowe akcje. - Kiedy zobaczyłem jakim jest piłkarzem, zaskoczyło mnie, że wcześniej grał tak mało, a w pewnym momencie był bliski odejścia. To byłby samobój - podkreśla Stawowy.
Autobusy w dawnym Krakowie [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!