- To nie jest miejsce dla dziadów, powiedział nam jeden z poprzednich burmistrzów - przypomina rozżalony Janusz Rutana. - Więc my, dziady, którzy płacimy podatki i zarabiamy na swoje życie, znaleźliśmy sobie inne miejsca - dodaje handlarz.
Janusz Rutana ustawił swoje stoisko z garniturami przy ulicy Sienkiewicza przy stadionie. Na placu przy ulicy Ogrodowej handlował od samego początku jego istnienia. Był też jednym z ostatnich, który go opuścili w 2013 roku. - My tam chcieliśmy inwestować - mówi Rutana. - Jakby trzeba było, to pewnie wybudowalibyśmy też coś w rodzaju galerii, ale nikt nie chciał nas poważnie traktować.
Rutana przez pewien czas miał stoisko na Jarmarku Pogórzańskim. Zrezygnował jednak z niego ze względu na znacznie wyższe koszty wynajmu powierzchni niż te, które obowiązywały pod Juhasem, jak to miejsce określają gorliczanie. - Gdy tamtędy przechodzę, to mi smutno - mówi. - To miejsce tętniło życiem, teraz jest puste. Jedynie kierowcy cieszą się z parkingu - zamyśla się Janusz Rutana.
Plac targowy przy Ogrodowej działał od 1993 roku. Handel na nim definitywnie zakończył się 20 lat później. Zniknęło 70 stoisk, pracę w tym miejscu straciło kilkudziesięciu handlujących, głównie odzieżą, ale też warzywami.
Pod koniec tego roku odbył się przetarg nieograniczony na wieczyste użytkowanie placu. Umowa ma obowiązywać przez 40 lat. Warunkiem przetargu był termin zakończenia zabudowy terenu w ciągu trzech lat od daty podpisania aktu notarialnego. Zadanie miało być zakończone, gdy teren będzie w tzw. stanie surowym zamkniętym. - Realizacja inwestycji leży w całości po stronie użytkownika wieczystego nieruchomości - stwierdza Jakub Diduch z wydziału promocji gorlickiego ratusza. - Żaden z terminów nie został na dzień dzisiejszy przekroczony.
Od momentu podpisania wszystkich koniecznych umów upłynęły blisko dwa lata. Plac nadal jest pusty. Użytkownik terenu zwrócił się również do władz miasta o przedłużenie terminu zabudowy. - Trwają prace mające dostosować projekt do zmienionego planu zagospodarowania przestrzennego - mówi Grzegorz Brudziński, prezes spółki Kabo, która jest wieczystym użytkownikiem placu. - Jesteśmy nadal skłonni zrealizować tę inwestycję i obiekty tam powstaną - dodaje.
Handlujący na placu poprzenosili swoje małe firmy w inne miejsca. Wielu z nich zakończyło też działalność handlową. Zdzisław Trybus wraz z żoną Beatą prowadził przy Ogrodowej stoisko, które można by określić mianem warzywniaka. Jego mała firma pozostała w sąsiedztwie placu. - To jest mały rodzinny biznes, w jednym miejscu prawie 18 lat - opowiada. - Początkowo prowadził go mój ojciec, pomagał też brat, teraz zostałem tylko z żoną.
Trybusowie postanowili, że nie będą się przenosić na inne miejsca w Gorlicach, gdzie odbywa się tego rodzaju handel. Udało im się wydzierżawić kawałek terenu od właściciela sąsiedniej działki i tam ulokowali swój sklepik. - Pytaliśmy stałych klientów, co robić, czy iść gdzieś dalej, czy zostać - relacjonuje pan Zdzisław. - Wszyscy zgodnie twierdzili, że jak będą musieli po towar chodzić gdzieś dalej, to ich stracimy.
Trybusowie zainwestowali w chłodnie i mały pawilon. Ich warzywniak cieszy się świetną opinią i ma grono wiernych klientów. - Tak tu trwamy, ale nie wiem, jak jeszcze długo damy radę - mówi. - Obroty po likwidacji rynku drastycznie nam spadły, więc pracujemy na granicy opłacalności.