https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy śliwowica może zabić? Trzeba umieć odróżniać groźne podróbki

Jerzy Wideł
W małych ilościach śliwowica nie szkodzi - mówi pani Bernadetka
W małych ilościach śliwowica nie szkodzi - mówi pani Bernadetka Stanisław Śmierciak
W Starym Sączu trzech mężczyzn spożywało rzekomo śliwowicę. Robili to tak intensywnie, że jeden z nich zszedł był z tego świata, zaś pozostała dwójka dzięki czyszczeniu jelit i żołądka długo do siebie dochodziła w szpitalu.

Przeżyli. Jednakże pytanie, czy śliwowica może zabić, jest cały czas aktualne. U denata starosądeckiego lekarze stwierdzili mocny ładunek alkoholu, powyżej 4 promili. To "ładny" wynik, jak przystało na górala. Tylko czy to aby była śliwowica, czy nie inne metylowo-talowe świństwo.

Kilkanaście lat temu Polską wstrząsnęła tragedia, jaka się wydarzyła w Nowym Sączu, kiedy po spożyciu rzekomego alkoholu trzy osoby w rodzinie zeszły ze świata, a nawet dzieci, które nie piły alkoholu, doznały zatrucia. Po żmudnych badaniach chemicznych okazało się, że alkohol był kupiony na "ruskim" targu przy Alejach Wolności w Nowym Sączu. Sprzedano go w butelkach, na ściankach których chemicy odkryli ślady radioaktywnego i promieniotwórczego pierwiastka - talu.

Stąd pierwszy wniosek wypływający ze starosądeckiego pijackiego dramatu. To prawdopodobnie nie była prawdziwa śliwowica, ale jakaś berbelucha kupiona w podejrzanym źródle. Ewentualnie mogłaby to być pseudośliwowica, czyli mafijny produkt - spirytus plus chemiczny ekstrakt o smaku suszonych śliwek,
a wszystko to wymieszane z wodą z kranu. Jak zwykle produkty najwyższej jakości i marki znajdują swoich nieudolnych podrabiaczy.

Takie ilości megalitrów, jakie się sprzedają pokątnie pod markową nazwą, muszą zadziwić. Świadczyłyby bowiem o tym, że gmina Łącko ma powierzchnię Małopolski, z czego 20 procent zajmują sady śliwowe.
A tak w istocie nie jest.

Bo śliwek w Łącku na dobrą sprawę brak i z takiej powierzchni, jaką zajmują, może by ukręcił z kilka tysięcy litrów. Nie więcej.

Co wieś w gminie łąckiej, to inna szkoła pędzenia śliwowicy. Ale podstawowe produkty szlachetnego trunku pozostają niezmienne - dębowa beczka, słodkie śliwki, najlepsze to adamaszki (których notabene prawie już się nie spotyka), woda źródlana, rurki miedziane. Gazdowie z Czerńca Michał Rdzawski i Robert Gonciarz uważali przed laty, że i dobre na śliwowicę są węgierki, byle owoc był słodki i jak najpóźniej zrywany z drzew.

Stara szkoła, o której zapomnieli starosądeccy smakosze "niby-śliwowicy", mówi, że trunek musi mieć lekko słomkową barwę, bywa, że wskazany jest pylny osad na dnie. Po otwarciu butelki unosić się musi wysublimowany bukiet z dozą smalonej dębiny, korzenny, acz miły dla męskiego nosa.

Czasami, jeśli się weźmie kropelkę śliwowicy na kubki smakowe, łacno można wyczuć zanikający smak jabłkowo-śliwowy. Wtedy należy odłożyć na chwilę degustację trunku. Dobrze jest łyknąć szklankę wody. Odczekać. I z kieliszeczka nie większego niż na 25 gramów jednym haustem łyknąć jego zawartość.

Nie trzymać w ustach, tylko pod "góralską zagrychę", czyli wdech, łyknąć niejako do trzewi. Nie przepijać niczym, nie daj Boże! W moment poczujemy rogrzewanie trzewi. To jest to. A nie podły spirytus
z podrabianą etykietą.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

J
Jaśko Pytko Samozwaniec
Pięknie opisana technologia spożywania, aczkolwiek cena oryginalnego wyrobu raczej zniechęca.
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska