- Stare europejskie miasta często mają problem z kanalizacją ogólnospławną. Czy dotyczy to również Krakowa?
- Niestety, tak. W czasie nawalnych deszczy, do których coraz częściej dochodzi, potężne kanały - mające niekiedy prawie 4 metry wysokości - wypełniają nie tylko ścieki bytowe, ale także wody opadowe. W Krakowie mało estetyczne efekty tej sytuacji widzimy najczęściej na kratach przelewów burzowych, gdy następuje ich uruchomienie z powodu przepełnienia.
- Nie da się rozdzielić kanalizacji na sanitarną i deszczową?
- Wyobraża pan sobie rozkopanie Krakowa na taką skalę, aby wybudować dwie zupełnie oddzielne sieci? Mówimy tutaj o długości około 700 kilometrów, czyli dalej niż z Krakowa do Gdańska.
- Raczej nie.
- No właśnie. Dlatego chcemy zainwestować m.in. w zbiornik, który podczas nawalnych deszczy mógłby przyjąć tysiące metrów sześciennych wymieszanych wód opadowych i ścieków bytowych. Gdy opady ustąpią, jego zawartość zostanie przepompowana do oczyszczalni ścieków i poddana pełnemu oczyszczaniu. W ten sposób do Wisły nie trafią nieczystości.

- Gdzie taki zbiornik chciałby Pan wybudować?
- Idealne miejsce znajduje się u podnóża Wawelu. Pod dawnym parkingiem autokarowym - vis-a-vis hotelu Sheraton - zmieściłby się gigantyczny zbiornik, w którym moglibyśmy zatrzymać tę falę uderzeniową. Wspomnę tylko, że o jego budowie rozmawiałem już w dwóch ministerstwach i Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.
- I jaki jest efekt tych rozmów?
- Nikt nie powiedział „nie”. Czekamy jednak na oficjalne decyzje. Czy nastąpią? Nie wiem. Na ten cel można byłoby jednak przeznaczyć specjalne środki, które pozwolą - nie pod hasłem zarządzania kanalizacją ogólnospławną, a adaptacji do zmian klimatu - zabezpieczyć Kraków przed zalewaniem. Oczywiście staramy się też, w miarę możliwości finansowych, wprowadzić separację mechaniczną dla przelewów burzowych, w pierwszej kolejności do małych cieków wodnych, np. rzeki Wilgi. Natomiast na Wiśle, by nie utopić Rynku Głównego i Starego Miasta, te przelewy muszą funkcjonować. Stąd potrzeba budowy zbiornika, co oczywiście nie wyklucza dodatkowych instalacji podczyszczania mechanicznego.
- Kiedyś nawalne deszcze nie były problemem…
- Teraz opady, które niegdyś definiowano jako dziesięcioletnie, a nawet stuletnie, zdarzają się kilka razy w roku. Gdy odnotowaliśmy, po raz pierwszy od 200 lat, opad wynoszący ponad 120 milimetrów, uznaliśmy, że to ewenement. Od tamtej pory było już kilka takich przypadków. Doszło więc do sytuacji, która statystycznie nie miała prawa się zdarzyć. To olbrzymia ilość, ponad 120 litrów wody spadającej w krótkim czasie na każdy metr kwadratowy powierzchni. To zdecydowanie przemawia do wyobraźni w kontekście zjawisk, z jakimi mierzymy się współcześnie.
- Mamy rok 2025. Jaki był ten poprzedni dla Wodociągów Miasta Krakowa?
- Nie ukrywam, bardzo trudny. Planując zadania na 2024 r., zakładaliśmy, że już będziemy mieli dostęp do funduszy europejskich, a tym samym powrócimy na ścieżkę dynamicznego rozwoju i zaczniemy stopniowo wychodzić z kryzysu, do którego doprowadziły pandemia koronawirusa COVID-19 i wybuch wojny za naszą wschodnią granicą.
- Pandemia i wojna aż tak mocno uderzyły w firmę?
- Tak. Przypomnę, że w szczycie pandemii Kraków opuściło około 120 tysięcy studentów oraz blisko 100 tysięcy pracowników biur, zniknęło z dnia na dzień kilkadziesiąt tysięcy turystów. Dramatycznie spadła więc ilość wody wykorzystywanej w biurach, firmach, czy instytucjach publicznych, gdyż praktycznie wszyscy przenieśli się do domów, i to niekoniecznie w Krakowie. Zwiększenie zużycia wody w gospodarstwach domowych nie rekompensowało nam tych strat - w tym czasie zapotrzebowanie na wodę spadło nawet o 18%. Niestety, równolegle ze spadkiem popytu na wodę, rosły wydatki na zabezpieczenie jej dostaw. Straciliśmy wiele rynków zaopatrzenia, np. w materiały do uzdatniania wody i oczyszczania ścieków. Musieliśmy za nie płacić nie dość, że w euro, to jeszcze zdecydowanie drożej.
- To wszystkie nieszczęścia, które spadły na firmę w tym okresie?
- Niestety, nie. W międzyczasie, po kilku miesiącach funkcjonowania taryfy, jej obowiązywanie unieważnił ówczesny prezes Wód Polskich. Decyzja ta, nie dość, że dla nas całkowicie niezrozumiała, nie została poparta właściwie żadnym uzasadnieniem ani argumentacją prawną. Nic więc dziwnego, że wszystkie działania w tamtym czasie nastawiliśmy na przetrwanie. Chodziło o to, aby za wszelką cenę spiąć rachunek ekonomiczny. Dlatego na 2024 rok patrzyliśmy z tak wielką nadzieją - ustabilizowaliśmy się taryfowo, zaczęła maleć inflacja, miały się pojawić pieniądze europejskie. Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Niestety, w 2024 roku zabrakło tego unijnego „paliwa”.
- Środki europejskie już się przecież pojawiły. Powinny płynąć szerokim strumieniem.
- Jednak dostęp do nich wciąż jest utrudniony. Obecnie jesteśmy w finalnej fazie projektu, którego podpisanie z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej będzie miało miejsce w najbliższy czasie. Składamy kolejne aplikacje, mając nadzieję, że warunki następnych konkursów będą chociaż w części uwzględniać nasze prośby związane ze zmianą warunków przedmiotowych postępowań. To jest jeden z celów wcześniej wspomnianych wizyt w ministerstwach i NFOŚ.
- Jak duże są to środki?
- Konkursy zamykają się w tej chwili kwotami np. 300 czy 570 milionów złotych.
- Całkiem sporo.
- Choć wydaje się, że są to duże kwoty, to jednak sumy te trzeba podzielić na wszystkie przedsiębiorstwa wodociągowe w Polsce, a jest ich ponad 2400. Dla takiej firmy jak nasza, są to więc stosunkowo niewielkie środki. Czekamy zatem na następne konkursy, kompletujemy wnioski, przygotowujemy projekty… Niestety, w międzyczasie rodzą się kolejne niepokojące zjawiska - rosną ceny energii elektrycznej, zaczynają się pojawiać pytania o koszt energii, gdy wygasną tarcze chroniące przed skutkami podwyżek cen prądu. Firmy zastanawiają się również nad tym, jak zachowa się rynek, gdy „eksploduje” strona popytowa, jak wtedy będą kształtowały się ceny na giełdzie towarowej? Tego wciąż nie wiemy, a wyobrazić możemy sobie różne scenariusze.
- Teraz Wodociągi Miasta Krakowa są…
- W drugim okresie obowiązywania wniosku taryfowego. Przed nami jeszcze jeden, dwunastomiesięczny okres. Już zaczęliśmy się zastanawiać nad kolejnym wnioskiem, w tej sprawie odbyliśmy m.in. wstępną rozmowę z Aleksandrem Miszalskim, prezydentem Krakowa. Zaprezentowaliśmy, jak kształtuje się dynamika cen w krótkiej i długiej perspektywie oraz oceniliśmy trendy, które pojawiają się na rynku.
- Będzie drożej?
- Zapewniam, że robimy wszystko, co możliwe, aby tak się nie stało.
- Czy wnioski taryfowe wciąż będą zatwierdzały Wody Polskie?
- Trudno w tej chwili jednoznacznie na to pytanie odpowiedzieć. Jednak z tego, co wiem, rośnie wola rządzących, by ocenę wniosków przenieść z powrotem na poziom samorządu gminnego, taryfy przyjmowałyby więc Rady Gmin. Nie umiem jeszcze powiedzieć czy taryfy będą opracowywane na 3 lata jak teraz, czy też na krótszy czas, np. na 12 miesięcy. Wspomnę jednak, że im większe turbulencje na świecie, a tych raczej nie ubywa, tym trudniej mówić o trzyletnim horyzoncie planistycznym.
- To jedyny kłopot z taryfami?
- Nie. Pojawiają się też pomysły, by stworzyć tańsze taryfy - socjalne. Nie godzi się to jednak w żaden sposób z ideą racjonalnego zużycia i szanowania wody, nie wspominając o ekonomii.
- Na jakim więc etapie jesteśmy?
- Mamy „Ustawę o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków” oraz „Ustawę prawo wodne”, które regulują funkcjonowanie przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. Taryfy są zatwierdzane przez Regionalne Zarządy Gospodarki Wodnej oraz Krajowy Zarząd Gospodarki Wodnej. W tej chwili toczą się rozmowy nad nowym projektem ustawy.
- Bierzecie w nich udział?
- Jako Wodociągi Miasta Krakowa, a także czynny członek Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie, bardzo mocno zaangażowaliśmy się w konsultacje społeczne. Moim zdaniem, ale także zdaniem branży, prace te idą w dobrym kierunku, bo zaczęliśmy rozmowę o nowych rozwiązaniach. Chodzi jednak o to, by ustawa była dobra dla wszystkich - klientów i przedsiębiorstw - oraz była precyzyjnym aktem prawnym. Unikniemy w ten sposób wielu sporów interpretacyjnych, które były naszą codziennością przez ostatnich osiem lat.

- Ile jest firm wodociągowych w Polsce?
- W kraju, jak już wspomniałem, jest ich ponad 2400. Hipotetycznie, gdyby wszystkie złożyły wnioski taryfowe w podobnym czasie do Regionalnych Zarządów Gospodarki Wodnej, to okazałoby się, że każdego dnia trzeba by było procedować więcej niż jeden wniosek. Trudno więc sobie wyobrazić efektywny proces regulacji przy tak rozdrobnionej branży.
- Sugeruje Pan, że jest za dużo firm wodociągowych?
- Bardziej skupiłbym się nie na liczbie, ale na ich wielkości. To, co powiem teraz, będzie stwierdzeniem mocno niepopularnym, ale prawdziwym. Analizując koszty stałe funkcjonowania firm, zupełnie inaczej kształtują się one w dużych przedsiębiorstwach, a inaczej w średnich i małych. To samo dotyczy pewności dostaw wody oraz odbioru ścieków. Duży na pewno może więcej, a zjawisko korzystnego efektu skali działalności będzie się w przyszłości jedynie nasilać.
- Czy stwierdzenie to dotyczy także zobowiązań wynikających z wprowadzenia w życie dodatkowych rozwiązań narzuconych na przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne przez europejskie dyrektywy? Może jednak mniejsze firmy będą miały mniejsze koszty?
- Tak to nie działa. Trzy najważniejsze dyrektywy oznaczają wiele dodatkowych obowiązków, a co za tym idzie także wydatkowania środków finansowych. Mamy już „Dyrektywę w sprawie jakości wody przeznaczonej do spożycia przez ludzi”, która dotyczy bezpieczeństwa całego łańcucha dostaw, od poboru, uzdatniania, magazynowania, aż po otwarcie kranu. Jest również „Dyrektywa dotycząca oczyszczania ścieków komunalnych”, która sprawi, że małe i średnie przedsiębiorstwa nie będą w stanie wypełnić norm oczyszczania ścieków, a duże będą stawały przed wyzwaniem wdrożenia kolejnego stopnia oczyszczania. Ten ostatni element procesu dzisiaj jest przedmiotem prac badawczych, a jego wdrożenie w skali przemysłowej w krajach europejskich to wyzwanie przyszłości.
- Ma to związek z tzw. czwartym stopniem oczyszczania ścieków?
- W tym konkretnym przypadku mówimy o oczyszczaniu do poziomu nieporównywalnie wyższego, niż jakość wody płynącej w rzece. Na takie rozwiązania technologiczne będą mogły sobie pozwolić tylko największe przedsiębiorstwa wodociągowo-kanalizacyjne, intensywnie dzieląc się swoimi doświadczeniami.
- Jest jeszcze dyrektywa NIS-2.
- Ona przypomina, że takie firmy jak nasza są strategicznym, jednym z najważniejszych elementów systemu bezpieczeństwa państwa. Mówimy o infrastrukturze krytycznej i zarazem operatorach usług kluczowych. „Dyrektywa w sprawie środków na rzecz wysokiego wspólnego poziomu cyberbezpieczeństwa w Unii Europejskiej” dotyczy 18 sektorów krytycznych UE, oczywiście wliczając w to dostawy wody. Stąd firmy wodociągowo-kanalizacyjne wkrótce staną przed gigantycznym wyzwaniem, także finansowym. Pozostaje zatem pytanie, czy wszystkie są w stanie spełnić jej wymogi?
- Są w stanie?
- Z całą powagą odpowiadam, że nie. I wszyscy to wiemy. Niewiele jednak robimy, by to się zmieniło.
- Ma to związek z wojną za naszą wschodnią granicą?
- Tak i nie. Nie, bo dostawy wody zawsze należały do działań strategicznych - tak było w starożytności i tak jest teraz. Tak - bo wojna w Ukrainie nauczyła nas, że wodociągi są tym elementem infrastruktury krytycznej, która jest w pierwszej kolejności narażona na ataki i działania dywersyjne. W związku z tym ich odpowiednie zabezpieczenie generuje kolejne, gigantyczne wydatki.
- Jest zatem jakieś rozwiązanie?
- Moim zdaniem rodzi się pytanie czy wszystkie zobowiązania wynikające z zapewnienia odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa fizycznego i cyfrowego powinny być finansowane jedynie z taryfy wodno-ściekowej. Czy tak trudna sytuacja geopolityczna nie jest bodźcem do stworzenia narzędzi wsparcia finansowego w celu zbudowania odporności firm wrażliwych. Wydaje się także, że celowe jest przeanalizowanie samego podejścia do infrastruktury krytycznej w naszej skrajnie rozdrobnionej branży. Te aspekty to nie są wyzwania jutra, ale nasza codzienność w zarządzaniu operacyjnym oraz planowaniu rozwoju. Każda ze wspomnianych dyrektyw to duże wyzwania dla firm, w których istotne znaczenie mają także często podkreślane w regulacjach prawnych uwarunkowania lokalne.
- Nie wystarczy jedno, uniwersalne rozwiązanie?
- Nie, bo inne warunki są w Krakowie, inne w Tarnowie, a jeszcze inne na Podhalu. To właśnie musi brać pod uwagę każdy, kto będzie tworzył akt prawny zachęcający do spełnienia norm europejskich.
- Zachęcał będzie wszystkich czy tylko największych?
- Analizując unijne dyrektywy wydaje się, że narzucone przez nie warunki dadzą radę spełnić tylko największe przedsiębiorstwa. Bo koszty ich wprowadzenia będą olbrzymie.
- Jak więc rozwiązać ten węzeł gordyjski?
- Można próbować go rozwiązać albo przeciąć. Aby osiągnąć pożądany efekt, musi kiedyś dojść do swego rodzaju połączenia działalności poszczególnych firm. Bardziej scalenia niż konsolidacji. W tym przypadku nie chodzi bowiem o zabieranie komuś czegoś, ale bardziej o współpracę, tak jak to dzieje się np. we francuskich przedsiębiorstwach.
- To znaczy?
- Większe firmy mogą zaproponować mniejszym przedsiębiorstwom np. pewien rodzaj biznesowego partnerstwa. Tak, jak coraz częściej dzieje się w przypadku odbioru ścieków. Okazuje się, że sporo gmin, najczęściej z przyczyn ekonomicznych, nie jest zainteresowana prowadzeniem działalności oczyszczania ścieków. Bo jest to dla nich proces skomplikowany, a w perspektywie zaostrzających się przepisów dyrektywy ściekowej, wręcz nieopłacalny. Natomiast takie firmy jak Wodociągi Miasta Krakowa, dysponując odpowiedniej wielkości oczyszczalniami wyposażonymi w najnowocześniejsze urządzenia i technologie, mogą te ścieki nie tylko przyjąć, ale także oczyścić do wymaganych, coraz bardziej restrykcyjnych parametrów. Możemy więc spełnić warunki, które narzuci tzw. czwarty stopień oczyszczania. W ten jednak sposób większe firmy, które często prowadzą też projekty badawczo-rozwojowe, „odjadą” branży. Do tego dojdą przepisy, które będą wymagały bardziej restrykcyjnego badania wody i oznaczania kolejnych jej parametrów - na to będą mogły pozwolić sobie tylko te firmy, które będą dysponowały wyspecjalizowanymi laboratoriami z zaawansowanymi technologiami uzdatniania wody.

- Dojdą też koszty związane z bezpieczeństwem.
- W największych firmach one są już codziennością. Tego nie widać, ale na bezpieczeństwo i cyberbezpieczeństwo wydajemy miliony złotych. To jest wojna za wschodnią granicą, to są codzienne zmagania z nowymi zagrożeniami i wyzwaniami. Doświadczenia ostatnich lat wskazują, że na nowo trzeba też zdefiniować sposoby fizycznego zabezpieczenia firm, ujęć wody, sieci wodociągowej, pompowni. Wojna w Ukrainie pokazała jak szybko, niekiedy z dnia na dzień, wyrastają zagrożenia, o których wcześniej nie było mowy, których nikt nie rozpatrywał, nawet teoretycznie. W przypadku oceny poziomu zabezpieczenia, żadna firma nie może powiedzieć, że to, co zrobiła do tej pory, jest finalnym rozwiązaniem i chroni w stu procentach.
- Jaka zatem przed Wami przyszłość?
- Tą przyszłością są duże, wielobranżowe, wysoce wyspecjalizowane firmy, które będą nie tylko produkowały wodę, odbierały ścieki, ale staną się także znaczącym wytwórcą energii cieplnej i elektrycznej. Oczywiście będą posiadały infrastrukturę techniczną do przesyłania wody i odbierania ścieków, ale też będą mocno skomputeryzowane, zinformatyzowane, wyposażone w systemy łączności zintegrowane z systemami bezpieczeństwa państwa. I to jest ta przyszłość niezbyt odległa.
- Nie będzie innego wyjścia?
- Nie. Świat się rozwija, rosną nowe, nieznane wcześniej zagrożenia.
- Taryfy będą więc rosły?
- Taryfa wodno-ściekowa powinna być skonstruowana tak, by ludzi było stać na pobieranie wody i odprowadzanie ścieków, a jednocześnie pozwalała na pokrycie kosztów działania przedsiębiorstw wodociągowo-kanalizacyjnych. W Europie jest zasada, że firmy tego typu muszą nie tylko pokryć wszystkie koszty, ale też mieć pewien minimalny zysk.
- Po co zysk, skoro są - można tak powiedzieć - naturalnym monopolistą?
- Jeśli nie ma zysku, to nie ma z czego inwestować. A jeśli nie ma z czego inwestować, to firma pozostaje z tyłu peletonu, przestaje stymulować rozwój miasta. Bez zysku nie ma rozwoju, inwestycji i kredytów. Zatem zysk, choć niewielki, musi być.
- Czy nastąpi taki czas, że prezes Wodociągów Miasta Krakowa powie, że firma osiągnęła 100% skanalizowania i „zwodociągowania miasta”?
- Wbrew pozorom mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji.
- Dlaczego?
- To oznaczałoby, że Kraków przestał się rozwijać.
- Czy Wodociągi Miasta Krakowa są w stanie zapewnić dostawy wody dla wszystkich około 800-tysięcy krakowian?
- Tak. I dodam, że najwyższej jakości wodę zapewniamy nie tylko krakowianom, ale także mieszkańcom wielu ościennych gmin.
- Do ilu osób zatem trafia Wasza woda?
- Zakładając, że średnie miesięczne zużycie wody na osobę wynosi 3 metry sześcienne, to okazuje się, że z naszych usług w samym Krakowie korzysta nie 800 tysięcy osób, a blisko 1,2 miliona. Część z nich to oczywiście „użytkownicy usług komunalnych”, którzy np. po godz. 18.00, czyli po pracy, opuszczają miasto, by udać się do miejsca zamieszkania poza granicami Krakowa. Nasza firma jest gotowa na zapewnienie wody znacznie większej liczbie ludzi niż wspomniane 1,2 miliona.
- W którym kierunku będą podążały krakowskie wodociągi?
- Rozwój będziemy opierać o dwa potężne filary. Pierwszy z nich związany jest z maksymalnym nasyceniem naszymi usługami peryferyjnych dzielnic, szczególnie tych znajdujących się na wschodzie i południu Krakowa. Dlatego też tak duży nacisk kładziemy na realizowany od wielu lat program Budowy Infrastruktury Sanitarnej (BIS). W ten sposób porządkujemy gospodarkę wodno-ściekową na terenie miasta. Dzięki BIS likwidujemy szamba, eliminujemy potencjalne zanieczyszczenia wód gruntowych i powierzchniowych, a jednocześnie minimalizujemy koszty - dla mieszkańców - utylizacji nieczystości ciekłych. Aby BIS był jeszcze bardziej skuteczny, przeprowadzamy konsultacje społeczne, spotykamy się z radnymi dzielnicowymi i mieszkańcami, bierzemy również udział we wszystkich pracach planistycznych miasta. Przy tej okazji dodam, że w Krakowie nasycenie naszymi sieciami wynosi praktycznie 99,9 procent dla wody i ok. 98,7 procent dla ścieków.
- Ile tych sieci budujecie?
- Każdego roku między 60 a 90 km.
- To aż nieprawdopodobne.
- I od razu dodam, że wciąż nie wszędzie docieramy. Dlatego też zachęcamy wszystkich, którzy chcą ułatwić sobie życie, by podpinali się do naszych nowo wybudowanych sieci.
- Drugi filar Waszej działalności…
- To rozbudowa zdolności produkcyjnych - uzdatniania wody i oczyszczania ścieków - by dostosować je do rosnącej liczby mieszkańców metropolii krakowskiej.
- Czy już widać efekty wcześniejszych inwestycji oraz milionowych nakładów?
- W minionych latach, choć budowaliśmy dużo, rozwijaliśmy sieć, unowocześnialiśmy ją, sprzedaż wody spadała rok do roku o około 3%. Nie ukrywam, to było mocno irytujące i deprymujące. Na szczęście niedawno trend ten się odwrócił - rok do roku odnotowujemy przyrosty o 2, 3%. Udało nam się też przekroczyć magiczną granicę 55 milionów metrów sześciennych dostarczanej wody.
- Kraków przez ostatnie lata dynamicznie się rozrastał. Skąd więc te problemy?
- Z powodu rosnącej zamożności krakowian oraz postępu technologicznego. Mieszkańcy stolicy Małopolski inwestowali nie tylko w energooszczędny, ale także wodooszczędny sprzęt, m.in. pralki, zmywarki. Teraz, dzięki rozwojowi miasta i dziesiątkom tysięcy nowych mieszkańców, rośnie sprzedaż wody. I mamy nadzieję, że tak pozostanie.
- Oferujecie swoje usługi również gminom ościennym. Co chętniej wybierają - dostarczanie wody czy odbiór ścieków? Czy to i to?
- Włodarze gmin zdecydowanie chętniej pozbywają się ścieków ze swoich terenów, niż starają się o dostarczanie wody.
- Z jakiego powodu tak się dzieje?
- Oczyszczanie ścieków jest procesem skomplikowanym i bardzo kosztownym. Natomiast dla nas to nie jest żaden problem. Mamy odpowiednie możliwości, technologie, a także gwarantujemy doskonałą jakość - zarówno w oczyszczalni Kujawy w Nowej Hucie, jak i Płaszowie. Wspomnę tylko, że ten ostatni zakład chcemy hermetyzować, a jednocześnie ciągle zwiększać nasycenie urządzeniami produkującymi energię.
- Chodzi o to, by zmierzać ku samowystarczalności energetycznej?
- To nasze marzenie. W tym roku zamierzamy np. rozpocząć budowę - wspólnie z Miejskim Przedsiębiorstwem Energetyki Cieplnej - pompy ciepła na ściekach oczyszczonych. W ten sposób wytworzona energia trafi do miejskiego systemu, jeszcze bardziej go „zazieleniając”.
- Czy przedsiębiorstwo korzysta z dobrodziejstw sztucznej inteligencji?
- Tak. Wykorzystujemy narzędzia sztucznej inteligencji, m.in. na oczyszczalni Płaszów. AI pomaga nam tak dobrać czas i moc pracy urządzeń elektrycznych, by uzyskać jak największe oszczędności, zachowując jednocześnie odpowiednie parametry jakościowe oczyszczonych ścieków. Podobny system chcemy teraz zainstalować na oczyszczalni ścieków Kujawy.

- O jakich oszczędnościach mówimy?
- Biorąc pod uwagę własną produkcję energii oraz optymalizację pracy urządzeń w obiektach produkcyjnych, oszczędności liczymy w milionach.
- Na każdej instalacji da się uzyskać tak gigantyczne oszczędności?
- Niestety, nie. Przykładem niech tu będzie Zbiornik Dobczycki, a więc największy nasz skarb. Aby woda mogła grawitacyjnie popłynąć do Krakowa, musimy ją najpierw przepompować do najwyższego punktu, a to sporo kosztuje. Jeszcze do niedawna Wody Polskie nie mogły zrozumieć - gdy składaliśmy wniosek taryfowy - dlaczego większą dynamikę przyrostu kosztów mamy na wodzie, a nie na ściekach, jak to jest w innych firmach wodociągowych. Nasze koszty rosły, gdyż rosła cena energii elektrycznej, którą my wykorzystywaliśmy m.in. do pompowania wody. Jednak i tu udało nam się obniżyć koszty zakupu energii elektrycznej. Już ponad dekadę temu, jako pierwsza firma wodociągowa w Polsce, zamontowaliśmy na przesyle wody uzdatnionej turbinę, która odzyskuje energię. Turbina nie tylko wytwarza prąd, ale także hamuje prędkość wody płynącej do Krakowa, a tym samym ogranicza tzw. uderzenie hydrauliczne na wieży ciśnień. W ten sposób odzyskujemy 25% energii elektrycznej wykorzystywanej do pompowania.
- To może pora pomyśleć o kolejnych takich instalacjach?
- Niedługo będziemy montować drugą turbinę. Na terenie naszego zakładu w Dobczycach powstała duża farma fotowoltaiczna. Każda taka instalacja zmniejsza ilość energii, którą musimy kupić.
- Zbiornik Dobczycki jest też solą w oku miłośników wypoczynku nad wodą.
- My na to patrzymy nieco inaczej. Dla nas to bezcenny skarb, który trzeba chronić przed każdą niepożądaną ingerencją. To dzięki niemu jesteśmy w stanie zapewnić bezpieczeństwo zaopatrzenia w wodę nie tylko dla około 60% Krakowa, ale także dla Dobczyc, Wieliczki, Sieprawia oraz wielu ościennych gmin. Dlatego z tak wielką troską, zresztą wspólnie z gminami Dobczyce, Siepraw, Myślenice, Kraków i Wieliczka, podchodzimy do ochrony zbiornika. Dzięki niemu jesteśmy w stanie zgromadzić, m.in. za sprawą zbiorników tranzytowych - jako jedno z nielicznych miast w Europie - dwudobowy zapas uzdatnionej wody. W przypadku jakiejś gigantycznej awarii, reglamentując wodę do 60, 70 litrów na osobę, spokojnie wystarczyłoby jej na tydzień. Oczywiście dbamy i modernizujemy także mniejsze zakłady.

- Aby woda dopłynęła ze zbiornika w Dobczycach do Krakowa…
- Utrzymujemy około 32 km magistral wodnych. To rury o średnicy od 1,2 do 1,4 metra.
- I one wymagają modernizacji?
- Tak, i od razu dodam, że jest to bardzo kosztowne przedsięwzięcie. Na modernizację kilometra takiego przewodu wydajemy już ponad 10 milionów złotych.
- To gigantyczny koszt.
- Zgadza się. Gdybyśmy w ciągu roku lub dwóch chcieli przeprowadzić renowację całości, to musielibyśmy na to przeznaczyć około 400 milionów złotych. To oznaczałoby brak jakichkolwiek innych inwestycji.
- Czy nowoczesne rury wodociągowe i kanalizacyjne pojawiają się także w Krakowie?
- Tak. Wymieniamy je, gdy tylko pojawi się taka szansa. Ostatnią wielką inwestycją była modernizacja naszych sieci podczas remontu ulic Kościuszki i Zwierzynieckiej. Nie tak dawno, podczas budowy mostów kolejowych przez Wisłę, udało nam się zmodernizować jeden z największych krakowskich kolektorów - biegnący wzdłuż Wisły - eliminując tym samym infiltrację wód wiślanych do kanalizacji. I dodam, że zrobiliśmy to, nie rozkopując miasta. Wspomnę przy tej okazji, że w pewnym momencie Wodociągi Miasta Krakowa były największym wykonawcą bezrozkopowym w Polsce, mieliśmy najwięcej remontów realizowanych w centrum miasta wpisanego na prestiżową listę UNESCO.
- Ile kosztują takie prace?
- W 2025 roku nasz przychód wyniesie około 685 milionów złotych, z tego na remonty i inwestycje wydamy blisko 320 milionów złotych. To jest skala naszego rozwoju.
- Jakie jeszcze inwestycje czekają firmę?
- Chcemy wybudować m.in. hermetyczną stację dla samochodów asenizacyjnych na terenie Zakładu Oczyszczania Ścieków Kujawy w Nowej Hucie.
- Wcześniej nie było takiej potrzeby?
- Gdy zmieniło się prawo i zaczęto kontrolować szamba, na Kujawach zaczęły się robić korki.
- Sporo wody niesie również Wisła. Dlaczego się od niej odwróciliśmy?
- W 1986 roku Wisła - ze względu na olbrzymie zasolenie wodami pompowanymi ze śląskich kopalni - została wyeliminowana z systemu zaopatrzenia w wodę. Ujęcie na krakowskich Bielanach stało się małym zakładem, a zaopatrzenie Krakowa w wodę przejęła Raba.
- Naprawdę tej wody nie da się oczyścić?
- Proszę mi wierzyć, że trudno nam zaakceptować sytuację, że przez Kraków przepływa największa polska rzeka, a my nie możemy korzystać - nawet w sytuacjach awaryjnych - z dobrodziejstw, które niesie. Dlatego mamy ambicję, by powrócić do ich wykorzystania. Niestety, na razie jest to bardzo trudne, bo zasolenie wynosi między 1200 a 1600 mg na litr, a to oznacza, że do oczyszczenia jej wód należałoby zastosować tzw. odwróconą osmozę, a co za tym idzie m.in. olbrzymie ilości energii elektrycznej.
- Poddaliście się?
- Oczywiście, że nie. Na Bielanach stworzyliśmy nowoczesną stację badawczą, w której testujemy kombinacje różnych technologii. Na razie jednak nie udało się znaleźć satysfakcjonującego rozwiązania, takiego, które pozwoliłoby uniknąć odwróconej osmozy.
- Dlaczego to zasolenie jest tak wysokie, skoro węgla wydobywamy coraz mniej?
- Niestety, woda z kopalń cały czas musi być pompowana. Gdyby tego nie robiono, zostałyby zatopione.
- Wodociągi Miasta Krakowa to również ultranowoczesne przedsiębiorstwo, dysponujące potężną siecią informatyczną.
- Już od jakiegoś czasu wdrażamy modelowanie oraz system inteligentnego zarządzania sieciami. Dzięki temu możemy określać ryzyko wystąpienia powodzi na danym terenie, a także wykonać modelowanie hydrauliczne. Za sprawą echologerów - mamy ich już ponad 1000 - możemy identyfikować awarie, których w normalnej sytuacji moglibyśmy nawet nie zauważyć. A tak dokładnie wiemy, z których rur nam ucieka woda. Kilkadziesiąt deszczomierzy pozwala z kolei przewidzieć, gdzie i kiedy może wystąpić np. ryzyko podtopień w razie wystąpienia nawalnego deszczu. Oczywiście tymi danymi dzielimy się nie tylko z Centrum Zarządzania Kryzysowego, ale także Policją, Strażą Pożarną, uczelniami.
- Działania te są możliwe dzięki…
- Do zarządzania siecią wykorzystujemy na bieżąco aktualizowany i uzupełniany danymi System Informacji Geograficznej (GIS). Dzięki wysokim kompetencjom naszych pracowników możemy przeprowadzać nie tylko złożone analizy, ale także w sposób ciągły kontrolować parametry hydrauliczne całego układu - ciśnienia, poziomu wody w zbiornikach, prędkości i wielkości przepływu, ale także jej parametry. Dane te wykorzystywane są przez dyspozytorów, pracowników Pogotowia Wodociągowego, Centralne Laboratorium, Zakład Sieci Wodociągowej. To pozwala nam sprawować całodobową kontrolę nad siecią wodociągową i kanalizacyjną, a tym samym dbać o bezpieczeństwo krakowian.
- Czy modelujecie również rozwój sieci wodociągowo-kanalizacyjnej?
- Decyzje dotyczące rozwoju sieci kanalizacyjnej i wodociągowej zawsze poprzedzone są matematycznym modelowaniem. Sprawdzamy np. zdolność danego obszaru do przyjęcia kolejnych klientów, staramy się też zidentyfikować ryzyka, które mogą się pojawić w przypadku nielegalnego zrzutu wód opadowych do kanalizacji sanitarnej. Robimy wszystko, co możliwe, aby nasz system budować mądrze na podstawie twardych danych i obecnego stanu wiedzy. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by jakakolwiek firma wodociągowo-kanalizacyjna budowała taki system, bazując na intuicji zarządzającego.
- Czy metro to szansa dla Wodociągów Miasta Krakowa na nowe inwestycje?
- Tak. Dlatego też bardzo kibicujemy temu projektowi. Zresztą ciężko uwierzyć, by firma, która posiada 4,5 tysiąca kilometrów przewodów w mieście, nie została zaproszona do współpracy przy budowaniu odpowiedniej strategii. Chciałbym, by Wodociągi Miasta Krakowa były partnerem przy tym projekcie.
- Podziemna komunikacja to inwestycja…
- ...która pchnie Kraków na zupełnie nowe, nowoczesne tory. Budowę systemu podziemnej kolei można porównać z rozbudową Krakowa, która była dziełem takich prezydentów, jak Juliusz Leo czy Józef Dietl.
- Wodociągi Miasta Krakowa chcą zostać megaprzedsiębiorstwem?
- Nie ukrywam, chcemy być najnowocześniejszą firmą w regionie, ale jednocześnie współpracować z innymi przedsiębiorstwami.
- Czy widzi Pan zagrożenia dla tego procesu?
- Tak. Pierwsze jest czysto polityczne, każdy samorząd chce mieć swoje przedsiębiorstwo, swój zarząd i swoją radę nadzorczą. I ten problem będzie najtrudniejszy do przezwyciężenia. Drugie zagrożenie może być takie, że ktoś wpadnie na pomysł, jak poradzić sobie z pierwszym, i wyda nakaz administracyjny - tak jak to stało się np. w Rumunii - określający np. minimalną liczbę przyłączy. W Rumunii tzw. konsolidacje administracyjne doprowadziły do powstania gigantycznych firm.
- Patrząc z perspektywy prawa europejskiego…
- Wielkość przedsiębiorstw i ich możliwości finansowe na pewno będą miały znaczenie. Już teraz są sprawdzane sytuacje, kiedy pojawi się tzw. efekt skali - rozumiany nie tylko ekonomicznie, ale też przez pryzmat zgodności z wymogami prawnymi. Oczywiście wiadomo, że on się pojawi tylko wtedy, gdy firmy będą miały zdolność do wprowadzenia przepisów wymaganych dyrektywami europejskimi. Tej zdolności nie da się osiągnąć na mniejszych instalacjach, utrzymując poziom cen poniżej 3% dochodu rozporządzalnego. To nie jest tajemna wiedza, po prostu tak się nie da.
- Czeka nas proces konsolidacji przedsiębiorstw z branży?
- Myślę, że tak. W nieodległej przyszłości będą tworzyły się nowe firmy, dużo większe niż te, z którymi mamy teraz do czynienia. Nie chodzi jednak o kupowanie, fuzje czy przejęcia, ale stworzenie pewnego rodzaju modelu operatorskiego.
- Wodociągi Miasta Krakowa mają taki potencjał?
- Tak. Z całą pewnością mamy odpowiedni potencjał kompetencyjny, technologiczny i informatyczny.

