Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Danuta Grechuta o mężu. "Wciąż nie mogę słuchać w domu jego piosenek"

Redakcja
Danuta i Marek Grechutowie w 1968 r. Pobrali się dwa lata później. Tworzyli piękną parę. On mówił o uczuciach, ona zajmowała się życiowymi sprawami. Wspaniały piosenkarz i poeta odszedł w 2006 r.
Danuta i Marek Grechutowie w 1968 r. Pobrali się dwa lata później. Tworzyli piękną parę. On mówił o uczuciach, ona zajmowała się życiowymi sprawami. Wspaniały piosenkarz i poeta odszedł w 2006 r. Adam Bujak
Gdy byliśmy na studiach, wakacje spędzaliśmy osobno - każde w swoim domu. Niemniej kontakt nie ustawał, często z sobą korespondowaliśmy. Marek był dyskretny - nie pisał, że tęskni, że czuje się samotny. Tylko że ogórkowa wolniej znika z talerza. - opowiada Danuta Grechuta o swoim mężu, Marku. Wspomnienia spisała Katarzyna Janiszewska.

***
Wszystkim się wydawało, że jeśli w piosenkach tak pięknie mówi o uczuciach, pewnie w życiu też jest romantyczny. Prawdę powiedziawszy - nie zawsze taki był. Na przykład kwiaty do naszego domu najczęściej kupowałam ja. Za to Marek uwielbiał te kwiaty malować. Jego ulubionymi były bratki, frezje i tulipany.

Nie brakowało mu także fantazji. Choć nie za każdym razem wzbudzało to mój zachwyt, czasami nawet wywoływało wściekłość. Małżonek miał bowiem w zwyczaju przywozić z wojaży całe walizki sukienek przeznaczonych dla mnie. Normalna kobieta byłaby zapewne wniebowzięta, a ja wręcz przeciwnie. Uważałam bowiem za nieracjonalne wydawanie góry pieniędzy na ciuchy.

Z drugiej jednak strony - nuda przy Marku mi nie groziła. Z jednej z podróży wrócił (notabene w okolicach północy) z odchowanym dobermanem. Psa znalazła na ulicy Krystyna Janda, a mój mąż zgodził się nim zaopiekować. Czyli tak naprawdę naszym nowym przyjacielem musiałam się zaopiekować ja. Tak więc nudno nie było, a na dodatek bywało śmiesznie. Marek był zawołanym kabareciarzem, często mnie rozbawiał. Zresztą nie tylko mnie. Lubił bawić ludzi, a szczególnie kobiety. Lubił adorować panie, co wyraźnie słychać w wielu jego piosenkach.

***
Pierwszy raz zobaczyłam Marka na scenie w Filharmonii. Podobnie jak innych - i mnie uwiódł jego magnetyzm. A przecież był zaprzeczeniem klasycznego piosenkarza tamtych czasów. Stał nieruchomo i śpiewał. Żadnych ruchów, tańców, wygibasów... A mimo to - przykuwał uwagę, czuło się oryginalność i niebanalną osobowość. Powiem wręcz, iż ruch, dynamika byłyby w jego przypadku nie na miejscu.

Mąż uważał, że słowo i muzyka są najważniejsze, a on - jako wykonawca - ma się za nimi niejako schować. Współcześnie - co jest strasznym błędem - artyści nie przywiązują wagi do tekstu. Trzy bzdurne zdania, rytm, ale nie melodia - i co? I pstro - takie utwory długo nie przetrwają.

***
Narodziny syna spowodowały kompletne szaleństwo. Już pierwszego dnia Marek zaskoczył mnie i personel szpitala, ponieważ przyniósł bukiet kwiatów polnych, zerwanych na łąkach. Panie położne były zachwycone: jaki to romantyczny pan! Następnie wysłał do wszystkich telegramy podpisane: tata Grechuta. Łukasz był kompletnie i całkowicie przez Marka rozpuszczony. Do tego stopnia, że kiedy próbowałam interweniować - panowie jednoczyli się przeciwko mnie.

Mąż (przynajmniej na początku) starał się pomagać przy dziecku: karmił, kąpał. Ale potem mu przeszło. Nie miałam o to pretensji, bo sprawy domowe wolałam załatwiać sama, niż tracić czas na poprawianie po moim cokolwiek roztargnionym małżonku. Zresztą czasami strach było wpuścić go do kuchni, bo mógł się poparzyć. Czyli był analfabetą kulinarnym, ale zjeść lubił i to bardzo. Najbardziej cenił prostą kuchnię, wyraziste smaki. Jedno z jego ulubionych dań to kaczka po krakowsku.
Marek miał intrygującą cechę: umiał w każdej chwili całkowicie wyłączyć się, pochłonięty swoją twórczością. Nieraz udawał, że ze mną rozmawia. A w tym czasie w głowie powstawały słowa, rodziły się dźwięki. Jego szare komórki nieustannie pracowały. Bywało to niebezpieczne - na przykład, kiedy prowadził samochód. I dopiero po groźnym wypadku już na zawsze oddał mi kierownicę. Dzięki czemu śmiało mogę zaanonsować, iż jako kierowca objechałam kilka razy kulę ziemską.

***
Kłóciliśmy się - jak to w małżeństwie. Najczęściej o bzdury, ale emocje szalały, oj szalały. Wady miał typowo męskie - na przykład: często gubił skarpetki. Gdybym mu nie zwracała uwagi, chodziłby nieuczesany. Bywał roztargniony: kiedyś w Bieszczadach trzy razy zatrzasnął kluczyki w aucie. Na szczęście syn był na tyle mały, że udało mu się przecisnąć przez bagażnik.

Pamiętam, jak pierwszy raz przyszłam do niego do akademika. Czekałam w pokoju na występ kabaretu Anawa. W pokoju Marka chłopcy zrobili sobie garderobę. Panował tam męski klimat. Marek wyciągnął skarpetki spod łóżka, na małym stoliczku przygotował sobie koszulę, w której występował na koncertach. Nagle pojawił się Michał Pawluśkiewicz, umył ręce, ale nie mógł znaleźć ręcznika - więc wytarł je w tę koszulę. A Marek, jak gdyby nigdy nic, założył ją. Taaaki luz! Spodobało mi się to. Więc troszeczkę (przy Marku) się rozpuściłam.

***
Najlepiej tworzyło się mu, kiedy wokół toczyło się życie, wszystko buzowało, było gwarno, panował harmider. Kiedy zamieszkaliśmy przy ulicy Szlak - miał do wyboru trzy pokoje. I który wybrał jako najlepszy dla pianina i miejsca tworzenia? Sam środek salonu, gdzie ciągle przechodzili domownicy, goście, trzaskały drzwi, był ruch.

***
Pewnego wieczora leżeliśmy już w łóżku. Marek był zmęczony, rozdrażniony. Choć dotarł na szczyt, cała Polska go uwielbiała, chciał to wszystko zostawić. Żałował, że porzucił architekturę, którą studiował z bardzo dobrymi wynikami.

A stało się to właściwie w ciągu jednego dnia, kiedy został laureatem Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Coś, co miało być jedynie zabawą, odskocznią od dnia codziennego - stało się drogą na całe życie. W czasie festiwalu, dzięki telewizji, zobaczyła go cała Polska. A potem nastąpił efekt kuli śniegowej, więc powrotu do kariery architekta być nie mogło.

Zresztą, co to mogła być za kariera w PRL? Zamawiano wielkie płyty, składano bloki i to była cała architektura. Dla mnie te nocne dylematy były bzdurne, a na dodatek chciałam iść spać. Ale Marek marudził i marudził. A ja marudzenia nie lubię, i nie lubię rozpamiętywania przeszłości. Wolę czas teraźniejszy i przyszły.

Więc gdy doszło do naszej łóżkowej konwersacji, z tych wszystkich emocji wzniosłam się na wyżyny poezji. Powiedziałam Markowi: co było, to było, ważne są dni, których jeszcze nie znamy. Wtedy nagle przestał mieć dylematy, wstał, coś zapisał. A jakiś czas potem powstała jedna z najważniejszych jego piosenek. I dopiero po jej nagraniu małżonek przypomniał mi, że to moje słowa. O czym - mówię szczerze - zupełnie zapomniałam.

***
Marek - pomimo uwielbienia milionów - nie przestał być normalnym człowiekiem. Mówiąc kolokwialnie - nie odbił mu syfon. To raczej ludzie reagowali zdziwieniem, gdy okazywało się, że Grechuta - TAKA WIELKA GWIAZDA - chodzi bez ochrony, siedzi na słońcu - bez ochrony i w ogóle żyje - jak każdy z nas. Dla wielu osób to było dziwne! A Marek w domu nigdy nie był gwiazdą. Zresztą nie miałby na to szans, z synem nie pozwolilibyśmy mu na to.

***
Bycie z artystą wymaga ogromnej tolerancji. W przeciwnym razie staje się piekłem. Po śmierci Marka sądziłam, że to koniec. Koniec burzliwego życia, a początek życia na uboczu. I takie było. Przez czas krótki. Nagle okazało się, że wszyscy chcą go wspominać, organizować rocznice, przeglądy twórczości, chłonąć opowieści o nim.

Musiałam się tym zająć. Choć łatwe to dla mnie nie jest: wciąż nie mogę słuchać Markowych piosenek. Dla mnie są zbyt osobiste. Można rzec, że sporo czasu spędzam w stanie hibernacji, choć wciąż się coś we mnie odzywa: wspomnienia, tęsknota. Czuję się samotna, brakuje mi wspólnych śniadań, spacerów po Rynku. I wyjazdów na wakacje do Włoch.

Na szczęście mam dużo zajęć. W zeszłym roku założyłam Fundację Korowód. Od 2007 r. organizuję Grechuta Festival, dzięki któremu pojawiają się najlepsze interpretacje piosenek Marka w wykonaniu gwiazd i młodzieży artystycznej. I jestem dzięki temu spokojniejsza.

Wysłuchała Katarzyna Janiszewska

Napisz do autorki:
[email protected]

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska