Kandydaci i ich sztaby doskonale wiedzieli: ta debata może zadecydować o tym, kto wygra wybory. - Ograniczyli w czwartek inną działalność do minimum, by dobrze wypaść - zwraca uwagę politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, doc. Ewa Pietrzyk-Zieniewicz. Chcieli pokazać się przed widzami TVN-u wypoczęci i dobrze przygotowani. Ale to, zdaniem prof. Marka Bankowicza, politologa z Uniwersytetu Jagiellońskiego, nie do końca im wyszło.
Obaj kandydaci wypadli dość blado, obracali się w kręgu oklepanych zagadnień i nie wnieśli do dyskusji nic nowego. Trudno też wskazać zwycięzcę tego wieczoru, choć politycy zamienili się rolami z poprzedniej debaty: tym razem to Andrzej Duda był bardziej zaczepny, a prezydent Bronisław Komorowski - zdystansowany.
Złośliwości na starcie
Złośliwości między panami zaczęły się już na samym początku debaty. Andrzej Duda wręczył Komorowskiego proporczyk Platformy Obywatelskiej, wypominając mu, że unika skojarzeń z partią, tymczasem to ona finansuje jego kampanię. Wytknął też Komorowskiemu, że podpisał wszystkie ustawy, których podpisania chciała Platforma, m.in. o podniesieniu wieku emerytalnego czy zlikwidowaniu bezpłatnego drugiego kierunku studiów.
- To była ostentacja podszyta zaczepnością - ocenia prof. Bankowicz. - Niekulturalna i zupełnie niepotrzebna, bo przecież to i tak nie jest żadna tajemnica, że Komorowski jest kandydatem PO - mówi.
Komorowski nie pozostał Dudzie dłużny i zażądał przeprosin za to, że podczas ostatniej debaty kandydat PiS zarzucił mu kłamstwo.
Duda stwierdził, że to prezydent powinien przepraszać, bo sugerował, że Duda blokuje etat na Uniwersytecie Jagiellońskim. - Mam tu wypowiedź rektora na Senacie UJ, w której stwierdza on, że nie ma mowy o żadnym blokowaniu etatu - tym razem papierkiem machał Duda.
Cios za cios
W pierwszej części debaty obaj kandydaci odpowiadali na pytania dotyczącej m.in. referendum w sprawach światopoglądowych (jak aborcja i in vitro), polityki historycznej czy wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku. I przy tych niełatwych pytaniach ponosiły ich nerwy.
- Niech pan myśli logicznie! - pokrzykiwał Komorowski do Dudy. - Pan śmieszy, pan tłumani i pan straszy - mówił zaś Duda do Komorowskiego, wypominając mu odsłonięcie orła z czekolady. - Kto na świecie ma takie średniowieczne poglądy, jak pan i pana koledzy? - pytał zaś Komorowski. I przypominał Dudzie: - Pan straszył ludzi więzieniem za in vitro. Śred-nio-wie-cze - podkreślał.
W części dotyczącej spraw społecznych Komorowski mówił m.in.: - Co roku liczba ofiar przemocy domowej w Polsce sięga 100 tys. To głównie kobiety i dzieci. Czemu żądał pan, żebym nie podpisywał konwencji przeciwdziałającej przemocy w rodzinie?
Duda odpalił: - Powinniście się bić w piersi. Rządzicie Polską od ośmiu lat. Co robicie, żeby ograniczać przemoc domową?
W części dotyczącej polityki zagranicznej była mowa m.in. o Rosji i konflikcie na Ukrainie. - Polska powinna prowadzić ofensywną politykę zagraniczną. Trzeba walczyć o bazy NATO. Jesteśmy przecież wschodnią flanką NATO - podkreślał Duda.
- No prawie gołąb! A jeszcze niedawno był pan za tym, żeby wysłać polskich żołnierzy na Ukrainę - ironicznie skomentował prezydent. - To kłamstwo! Jest pan nieuczciwy! - pieklił się Duda.
Na koniec obaj kandydaci apelowali do wyborców.- Nie można pozwolić, by prezydentem Rzeczypospolitej był człowiek, który wymachuje pięścią każdemu, kto ma inne poglądy - podsumował Andrzej Duda.
Bronisław Komorowski stwierdził natomiast: - Wybory prezydenckie to nie będzie randka w ciemno, podczas której można zaryzykować. To będzie decyzja o tym, kto będzie dźwigał odpowiedzialność za polskie bezpieczeństwo. Trzeba mieć doświadczenie, wiedzę gromadzoną latami, aby dźwigać tę odpowiedzialność.
Obaj przegrani
Prof. Bankowicz uważa, że ostatecznie był remis. Albo inaczej - przegrali obaj kandydaci. - Komorowski chyba poczuł, że ostatnio przesadził i tym razem wykazywał się większą kulturą. Duda, przeciwnie, był tym razem bardziej zaczepny. Ale widać, że tak naprawdę żaden z nich nie miał już pomysłu na to starcie, jakby wypalili się w pierwszej debacie. Kiepsko - mówi politolog.