Pani Beata do końca życia nie zapomni niedawnej wizyty w dębickim szpitalu. Gdy przyjechała tam z duszącym się dzieckiem, liczyła na szybką pomoc. Twierdzi, że stało się zupełnie inaczej i lekarze nawet nie spojrzeli na maleństwo. Kobieta pomoc znalazła dopiero w Tarnowie.
Nie ma lekarza
Dramatyczne chwile przeżywała w niedzielę, niespełna dwa tygodnie temu. Jej ośmiomiesięczny synek z samego rana dostał silnych duszności. Młoda mama postanowiła pojechać do szpitala w Dębicy, do którego miała najbliżej.
- Było około godziny ósmej rano, kiedy weszłam na oddział pediatryczny. Zapytałam pielęgniarek, czy jest lekarz, który mógłby zbadać moje dziecko. Od razu zaprowadziły mnie do pani doktor - opowiada mieszkanka Jaźwin.
Lekarka, która mogłaby zająć się dzieckiem, była już jednak przebrana i gotowa do opuszczenia szpitala. - Z rozmowy z nią wynikało, że poinformowała wcześniej pracowników Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, iż oddział zostaje bez lekarza. W razie gdyby się coś stało, to tam mieli przyjmować dzieci z oddziału. Na koniec dodała, że tego dnia oddział nie będzie miał pediatry i wyszła. Pielęgniarki przeprosiły mnie za tę sytuację. Dodały, że nie mają wyboru i muszą skierować mnie na SOR - zaznacza kobieta.
Mógł się udusić
Matka z dzieckiem na rękach zeszła na SOR. Gdy dotarła na miejsce, od kobiety ubranej w strój ratownika medycznego miała usłyszeć informację, że nie ma pediatry i powinna udać się do szpitala w Tarnowie lub w Rzeszowie. - Nikt z personelu medycznego nie wykonał podstawowych czynności, czyli nie osłuchał mojego dziecka i nie ocenił stanu jego zdrowia - bulwersuje się kobieta.
Duszności u jej synka nie ustępowały, więc mieszkanka Jaźwin wsiadła w samochód i pojechała do szpitala św. Łukasza w Tarnowie. Tam pokierowana ulotkami rozwieszonymi na ścianach trafiła do gabinetu nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej.
- U małego pacjenta stwierdzono zapalenie górnych dróg oddechowych. Na miejscu podano mu lekarstwo i przepisano też leki do domu - mówi Damian Mika, rzecznik prasowy Szpitala im. św Łukasza w Tarnowie.
- Lekarka powiedziała, że synek ma ostre zapalenie krtani i mógł się udusić. Na miejscu dostał zastrzyk rozkurczający. Wcześniej uratowało go to, że na zewnątrz było zimne powietrze, które pomogło rozkurczyć krtań - zaznacz pani Beata. Dzięki interwencji lekarza z Tarnowa, dziecko tego samego dnia wróciło do domu.
To nieporozumienie
W sprawie nic do zarzucenia nie ma sobie szpital w Dębicy.
Dyrektor placówki Przemysław Wojtys podkreśla, że nie otrzymał żadnej oficjalnej skargi w tej sprawie.
Przekonuje jednak, że mimo to porozmawiał z personelem pełniącym tego dnia dyżur.
- Cała sprawa wynikła z nieporozumienia. Matka z dzieckiem spotkała wtedy pediatrę z oddziału Podstawowej Opieki Zdrowotnej, który akurat kończył dyżur. I faktycznie na POZ już nie było pediatry tego dnia, ale dyżurował na oddziale pediatrycznym. Zawiniła zwykła komunikacja i ta pani źle zrozumiała nasz personel. Nikt też nie odsyłał pani do innego szpitala. Ona sama o tym zdecydowała - stwierdza.
Szef dębickiego szpitala zaznacza równocześnie, że aby uniknąć podobnych sytuacji, odbył również rozmowy z pracownikami, aby ci dokładniej wyjaśniali pacjentom sytuację panującą na oddziałach.
WIDEO: Pierwsza pomoc. Jak pomóc dziecku?
Autor: Dzień Dobry TVN, x-news
Follow https://twitter.com/gaz_krakowska