Niedawno odszedł Jerzy Stuhr, który był rektorem krakowskiej PWST w czasie, gdy studiowałeś na tej uczelni. Jak wspominasz tego wybitnego aktora?
- Zacznę od tego, że Jerzy Stuhr był przewodniczącym komisji w decydującej fazie egzaminów wstępnych, ponieważ miałem to szczęście, że trafiłem na okres, w którym był rektorem tej uczelni. Pamiętam, że sprawiał wrażenie jakby przysypiał na moim egzaminie, więc kiedy dostałem zadanie, żeby powiedzieć tekst w złości podszedłem spokojnie do stołu, za którym siedziała komisja i kiedy odchodziłem, a wszyscy myśleli, że skończyłem mówić, gwałtownie się odwróciłem i uderzyłem ręką w stół mówiąc ostatnie słowa prosto w twarz pana Jerzego. On się ocknął i ze zdziwieniem zapytał: „o matko, dlaczego tyle agresji?”, na co siedzący obok Krzysztof Globisz odpowiedział: „przecież takie dostał zadanie”.
Oprócz tego wspominam go jako wybitną osobowość artystyczną. Pamiętam też, że zawsze powtarzał studentom: „najważniejsze, żeby się nie bać.”
Legendą już obrosły anegdotyczne historie opowiadane o egzaminach na PWST, np. że ktoś dostał za zadanie zagrać zsiadłe mleko...
- Ja szczerze mówiąc na egzaminach czułem się traktowany poważnie i miałem wrażenie, że komisja naprawdę chce sprawdzić czy nadaję się do tego zawodu. Niemniej jednak egzamin przebiegał w dość przyjaznej i żartobliwej atmosferze. Na różnych etapach były różne zadania na wyobraźnie, ale oprócz tego, że miałem mówić tekst jako mała dziewczynka, która spadła z drzewa nic nadzwyczajnego sobie nie przypominam.
Pochodzisz z Krakowa, dla gry w Teatrze przeprowadziłeś się do Tarnowa. Jak Ci się żyje w tym mieście? Jakie są jego największe zalety, a jakie wady?
Tarnów to znacznie mniejsza, ale urokliwa miejscowość. Ma kilka ładnych parków. Teatr jest zlokalizowany w centrum, zaraz obok rynku i renesansowej starówki. Z mojego punktu widzenia jest to spokojne miasto, w którym wszystkie miejsca potrzebne mi do życia dostępne są na piechotę. Bardzo lubię spacerować więc jest to zdecydowanie plus. Oprócz tego czuję, że ze względu na dość ograniczoną ofertę rozrywkową w stosunku do Krakowa, teatr jest potrzebny mieszkańcom i chętnie do niego przychodzą.
Ostatnio krakowska publiczność miała okazję zobaczyć Cię w spektaklu “Lekkość” w reżyserii Wiktora Stypy na 14. Forum Młodej Reżyserii organizowanym przez Akademię Sztuk Teatralnych, gdzie wcieliłeś się w cztery zupełnie różne role. Czy to wydarzenie miało dla Ciebie szczególny charakter?
Możliwość wystąpienia w moim rodzinnym mieście, w dodatku w mojej Alma Mater, to zawsze niezwykłe przeżycie. A samą “Lekkość” darze szczególną sympatia dlatego, że lubię kreacje, które niekoniecznie korespondują z moim emploi, a także unikalny świat, który udało nam się stworzyć wraz z moimi koleżankami i kolegami.
Na co dzień, od przeszło dekady pracujesz w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, w tym czasie przygotowałeś ponad 40 ról. Co najbardziej cenisz w pracy na tej scenie?
Najbardziej cenię sobie możliwość realizowania różnorodnych projektów. Miałem w tym czasie okazję poznać wielu twórców i wiele gatunków teatralnych: od dramatu, przez komedię, bajki, po spektakle muzyczne; od klasyki do współczesnej dramaturgii. Każdy gatunek ma swój urok i wymaga innych umiejętności; zresztą niezależnie od stylu i epoki z jakiej pochodzi dana sztuka, największą satysfakcję daje mi moment, gdy widzę, że widzowie autentycznie przeżywają to co dzieje się na scenie. Kiedy po spektaklu ktoś przychodzi i mówi, że dany temat go poruszył, zmusił do refleksji lub po prostu rozbawił i pozwolił zapomnieć o problemach dnia codziennego, to czuje, że nasza praca ma sens.
Cenię również atmosferę. Lubię to, że otaczają mnie ludzie o podobnej wrażliwości, artyści, marzyciele, takie pozytywne świry. Pamiętam jak kiedyś po premierze na bankiecie koleżanka z zupełnie innej branży, która pierwszy raz znalazła się w takich okolicznościach, powiedziała, że tu każdy jest dziwny, intrygujący i nietypowy.
Czy w takim razie zdarza Ci się rozmawiać z widzami po spektaklach? Jakie opinie lub komentarze tarnowskiej publiczności szczególnie zapadły Ci w pamięć?
Tarnów jest na tyle małym miastem, że widzów można spotkać dosłownie wszędzie, np.: w sklepie, barze mlecznym, czy u lekarza. Zdarzyło się, że po udanym spektaklu bliżej nieznane mi osoby krzyknęły z drugiej strony ulicy: “Panie Kamilu, dobra robota! Bardzo nam się podobało”. To nie tylko miłe ale również budujące i zachęcające do dalszej pracy.
A czy przypominasz sobie jakieś wyjątkowo trudne momenty?
Jednym z najtrudniejszym okresów, jak pewnie dla całego społeczeństwa, był czas pandemii, kiedy wszystkie teatry zostały zamknięte. Z tęsknoty za publicznością, wraz z moimi przyjaciółmi z teatru stworzyliśmy w tym czasie autorską wersję spektaklu Jaś i Małgosia, którego premierę daliśmy w nietypowej jak na bajkę godzinie, dokładnie o północy, czyli w pierwszej chwili, kiedy było można. Spektakl ten zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i z powodzeniem grany jest do dzisiaj.
Ostatnio tarnowski teatr przygotował muzyczną superprodukcję Azoty Fiction w reżyserii znanego w Krakowie Łukasza Czuja. Jak wspominasz pracę nad tym spektaklem?
Rzeczywiście ten spektakl można nazwać superprodukcją nie tylko dlatego, że występuje w nim prawie cały zespół naszego teatru, ale również dlatego, że na scenie razem z nami występuje na żywo czterech muzyków. To jedno z najbardziej ambitnych przedsięwzięć naszego teatru. Spektakl jest osadzony w realiach lat 90-tych i w żartobliwy sposób opowiada o tarnowskich Azotach stojących na krawędzi upadłości. Przygotowanie kilkunastu piosenek wraz z układami choreograficznymi było nie lada wyzwaniem jednak efekt końcowy spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem zarówno publiczności jak i krytyków.
W tym spektaklu wcielam się w dwie postaci: magazyniera Fikołka i gangstera Kiełbasy. Nie są to obszerne role, ale myślę, że każdy z artystów występujących na scenie czuje się niezbędnym trybikiem w dobrze działającym mechanizmie tego spektaklu.
